Co odczuwali nasi przodkowie żegnając odchodzący wiek i witając nowy? Co znaczyły dla Częstochowy kolejne przełomowe daty?
Nie było jeszcze Częstochowy, były w naszych stronach zaledwie ślady osadnictwa, gdy świat chrześcijański z ogromną trwogą oczekiwał roku 1000. Według wszelkich przepowiedni, nastąpić miał wówczas koniec świata. Antychryst, fałszywy zbawiciel, “stwór z głową jak węgiel czarną, z płonącymi oczyma, mający ośle uszy, a szeroko otwarte szczęki, nabite żelaznymi hakami” miał ludność wciągnąć w ogień piekielny. Z przerażeniem oczekiwano końca 999 r. Wreszcie nastał rok 1000. Przywitano go biciem w dzwony we wszystkich kościołach Rzymu, papież Sylwester II z loggi pałacu laterańskiego udzielił światu błogosławieństwa.
Szczególnym votum za uratowanie świata było pokrycie Europy “białym płaszczem kościołów”. Wierzono, iż to m.in. dobrowolne męczeństwo świętego Wojciecha świat uratowało. Tak było w najważniejszym roku przełomowym. Dla Częstochowy jednakże ważniejszym okazał się rok jubileuszowy 1399.
Pielgrzymka po odpust
Skąd ta data? Rokiem jubileuszowym w chrześcijańskim świecie był 1300. Potem kolejny – 1350, gdy Europa obleczona była żałobą po Wielkiej Dżumie. Decyzją papieża ustalono kolejny jubileusz na 1383 (przyjmując za podstawę czas życia Chrystusa – 33 lata). Rok ten nie mógł być świętowany ze względu na kolejną zarazę w Rzymie. Ostatecznie, za rok jubileuszowy uznano 1399. Dlaczego był on tak dla nas istotny?
W roku jubileuszowym pielgrzym otrzymywał odpust, jeśli dotarł do czterech rzymskich kościołów. W 1399 papież Bonifacy VII zgodził się rozciągnąć przywilej odpustów także na inne ośrodki. Powiadano przy tym, powołując się na domniemaną bullę papieską, że aniołowie duszę każdego pielgrzyma zmarłego w drodzę uniosą prosto do nieba. Świat europejski ogarnął zwyczaj pielgrzymowania. Kto mógł ten dążył do Rzymu, kto nie mógł – do najbliższych ośrodków kultu. W tym, do coraz popularniejszej Częstochowy, do klasztoru Jasnogórskiego, pod Cudowny Obraz osadzony tu przez księcia Opolczyka.
Tak zatem możemy uznać, że rok jubileuszowy 1399 znaczył dla nas początek miasta, jako ośrodka pielgrzymkowego.
Siedem wież
Niewiele możemy powiedzieć o naszym mieście w kolejnym roku przełomu – w 1500. Postawię jednakże śmiałę tezę, iż wówczas właśnie nasze miasto zyskało mury miejskie z sześcioma (siedmioma) wieżami i bramą wjazdową. O takim kształcie murów mówi nam pierwszy znany, pochodzący z XVI w. odcisk miejskiej pieczęci. Skąd zaś moje związanie z datą roku jubileuszowego? Nie ma śladów źródłowych o warownym charakterze miasta z czasów, gdy okolica pustoszona była licznymi wojnami i napadami zbrojnymi (np. wojna Opolczyka z Jagiełłą, napad husytów). Przypuszczenie o budowie murów w końcu XV w. wiązać można z pewną analogią. W tym samym czasie budowano barbakan krakowski i mury miast Dolnego Śląska. Był to widoczny na Śląsku i Małopolsce, a także w Czechach, na Węgrzech, w Austrii wielki wysiłek obronny. Cała Europa Środkowa przechodziła okres nazywany “turecką paniką” – obawą przed inwazją Imperium Osmańskiego dochodzącego wówczas do największej potęgi.
Budowa murów świadczyła o tym, że nasze miasto przechodziło dobry okres. Koszt inwestycji sprawiał, że nawet “panika turecka” nie zmieniłaby kształtu miasta, gdyby nie dostatek mieszczan. A tu, oprócz dochodów z pielgrzymek nasi mieszczanie zyskiwali na obsłudze “szlaku wołowego” – autostrady średniowiecznej Polski. O dobrobycie miasta świadczyła także budowa kościoła murowanego (św. Zygmunta). Potem zaś liczne przywileje nadawane w pocz. XVI w., w tym w 1502 r. potwierdzenie przywileju lokacyjnego.
Sylwester roku przełomu 1500/1501 był zatem pełen optymizmu. Bano się inwazji tureckiej, lecz równocześnie rosnące bogactwo miasta pozwalało z ufnością patrzeć w przyszłość.
Piwo pod Ratuszem
Z dużym prawdopobieństwem można przyjąć, iż początek nowego 1601 r., początek smutnego wieku XVII, witała elita naszego mieszczaństwa pijąc piwo wrocławskie w piwnicy pod Ratuszem. Wiemy bowiem, że tam piwo takowe serwowano, wiemy też, że liczne były powody, by rok ten witać z dużym optymizmem. Częstochowa liczyła blisko 2000 mieszkańców i ponad 200 domów. Rozwijało się rzemiosło – sukiennictwo, kuśnierstwo, kowalstwo, gorzelnictwo. Dla biednych ufundowano dwa szpitale; trzeci, przy Jasnej Górze, służył pielgrzymom.
Co najważniejsze, omijały miasto wielkie nieszczęścia – wojny, zaraza, pożary. Ostatnia wojna – Zamojskiego z Maksymilianem – odbiła się tylko echem walk w sąsiednim Olsztynie. Czy zatem można było czarno patrzeć w przyszłość? Polska była największym krajem Europy, zanosiło się na połączenie pod wspólną koroną ziem Korony, Litwy i Szwecji, a być może też włączenia Mołdawii, Wołoszczyzny i Siedmiogrodu. Zwłaszcza wieści z tamtych stron budziły ciekawość – bohater narodowy dzisiejszej Rumunii Michał Waleczny prowadził przez nasze miasto intratny handel wołami… Najpoważniejszym problemem mieszczan były pretensje do królewskiego starosty, że toleruje nielegalny ubój bydła odbierając tym samym chleb zrzeszonym w cechu rzeźnikom.
Wielki kataklizm
Gorzko musiało piwo wrocławskie smakować mieszczanom 100 lat później. Miasto, które przez dwa wieki – XV i XVI – rozwijało się w warunkach pokoju i spokoju, wiek XVII odebrało jak wielki kataklizm. Po wojnie szwedzkiej 60% domów w mieście uległo zniszczeniu. Spalone zostały sąsiadujące z klasztorem folwarki. Nie tylko wojna doświadczała mieszczan. Zaraza, pożary… W pamięci, w tym smutnym Sylwestrze 1700 na 1701 tkwił widok płonącej Jasnej Góry w 1690 r.
Domów zatem w końcu wieku XVII było w naszym mieście mniej niż 100 lat wcześniej (ok. 180), część z nich stała jeszcze zrujnowana. Upadło rzemiosło, przestali funkcjonować miejscowi sukiennicy. Co najgorsze – miasto skazane było na ciągłe napady łupieżcze. W okolicach Częstochowy stacjonowały wojska, po śmierci króla Sobieskiego nie opłaceni żołdacy niejednokrotnie dokonywali napadów łupieżczych na mieszczan.
Ten smutny los dotyczył “starej” Częstochowy, miasta przy moście na Warcie. Inaczej miała się osada nazywana Nową Częstochową, rozwijająca się obok klasztoru. Bogacąc się na obsłudze pielgrzymów osada rozbudowywała się w szybkim tempie. Bezpieczeństwo gwarantowała załoga jasnogórskiej twierdzy. Następował tu zatem rozwój rzemiosła. Słynne stały się wyroby garncarskie, ale największą intratę przynosiła produkcja dewocjonaliów. Zwłaszcza poszukiwane przez pielgrzymów kopie Obrazu Jasnogórskiego, odbijane na papierze “patrony”, stawały się miejscową specjalnością. Niektóre z nich trafiały na poczesne miejsca w kościołach parafialnych; takie wyróżnienie spotkała “papierowa kopia” Obrazu umieszczona w kościele mstowskim.
Był koniec XVII w. czasem ogromnego przypływu religijności. 140 tys. pielgrzymów świętowało 300-lecie osadzenia na Jasnej Górze Najświętszej Ikony. Liczne datki i legaty ze strony szlachty, dostojników i króla pozwalały rozbudowywać klasztor. I nie tylko klasztor, lecz i inne w Częstochowie istniejące kościoły.
Wspomnieliśmy o pożarze Jasnej Góry. Lecz gdy przyszedł czas początku nowego wieku modlący się na Jasnej Górze wszystkimi zmysłami odczuwał wielkie misterium piękna. Odbudowana po pożarze bazylika jawiła się jako cud. W migotaniu tysięcy świec oczy zadziwiały misterne dekoracje stiukowe. Na sklepieniu cudowne freski Karola Dankwarta, aniołowie niosący Cudowny Ołtarz spowity polskimi kwiatami – różami, makami, niezapominajkami. W tym otoczeniu modlący czuł się jakby w przedsionku niebios, trwająca kilka godzin Msza święta oprawiona wspaniałą muzyką była Wielką Operą, Wielkim Teatrem, Przedstawieniem, gdzie piękno stawało się przymiotem Wiary, gdzie Niebo stawało się realną obietnicą, dla znużonych życiem na doczesnym padole płaczu.
W duchu oświecenia
W roku 1701 r., w początku stulecia, Częstochowa została ponownie złupiona i spalona przez szwedzkich grasantów.
I dla klasztoru, i dla miasta smutny był kolejny przełom wieku. Częstochowa stała się prowincjonalnym pruskim miastem, w twierdzy klasztornej osadzono niemiecki garnizon. Ludność Starej Częstochowy szacowano na 2,5 tys., w Nowej mieszkało ok. 1000 osób. Domów w obu miastach było około 400. Władze zaborcze, zgodnie z duchem Oświecenia, zaczęły wprowadzać postępowe porządki. A znaczyło to po prostu – konfiskatę dóbr klasztornych (osada Nowa Częstochowa przestała być własnością zakonu) i nałożenie na mieszczan wysokich podatków. Nowa administracja cywilizowała nas pośpiesznie wprowadzając wciąż nowe rejestry, podatki, rygory sanitarne. 150 częstochowskim Żydom z założonej w końcu XVIII w. gminy automatycznie z urzędu ponadawano nazwiska, według fantazji poety Hoffmana.
Z niechęcią patrzono w mieście na wszędobylską biurokrację niemiecką. Po cichu wspominano niedawne powstanie. I szeptano o świecącej w oddali gwieździe Francji, o bitwie pod Marengo… Żebracy przybywający do klasztoru przynosili nowe wieści o Napoleonie i słowa nowej pieśni – “Marsz, marsz Dąbrowski, z ziemi włoskiej do Polski…”
Car przed klasztorem
Odchodzący wiek XIX przynosi nam innym widok Częstochowy. To było już inne, całkowicie nowe miasto. Kraków, Warszawa, Lublin rozbudowywały się stopniowo, na starej materii dobudowując nową, zachowując wykreowany w średniowieczu kształt. W Częstochowie nic nie było jak dawniej… Klasztor jedynie. Lecz w tym przełomowym końcu wieku XIX Jasna Góra prezentowała smutny widok, nad miastem wznosił się opalony kikut wieży (spalonej 15 VIII 1900 r.). Na błoniach zaś przedklasztornych perspektywę zdominował monumentalny pomnik Cara Aleksandra II, ufundowany z “dobrowolnych składek mieszkanców kraju Priwiślańskiego”. Żałosny widok dawnego Serca Polski kontrastował z błyszczącymi kopułami nowej cerkwi i wznoszącą się nad torami kolejowymi kolumnadą synagogi.
Miasto odwróciło się od klasztoru. Centrum życia przeniosło się na obszar między torami kolejowymi a Nowym i Starym Rynkiem. To tu, przy Alejach, powstawały najwspanialsze kamienice kupieckie. Paradoksalnie, lecz świętując początek nowego wieku, mieszczanie z optymizmem patrzyli w przyszłość. Do szyldów w rosyjskim języku, do obcojęzycznej administracji i garnizonu przyzwyczajono się. Dla mieszkańców zaś trwał “złoty okres”. Ludność Częstochowy przekroczyła 60 tys. – miasto stawało się jednym z dziesięciu największych w Królestwie Polskim. I miastem o jednej z najwyższych w zaborze rosyjskim dynamice wzrostu. Prowincjonalna dziura w ciągu zaledwie 20 lat zmieniła się w wielki ośrodek przemysłowy. Przybywało co roku kilka dużych fabryk, istniejące co pięć lat podwajały produkcję. Miejsca pracy przyrastały szybciej niż ludność, ściągać musiano robotników z oddalonych wsi, budowano dla nich osiedla mieszkaniowe. Tworzyły się nie tylko formy gospodarcze, powstawała miejscowa warstwa inteligencka.
Przyszłość miała być tylko lepsza. Nowy tor – budowa kolei herbsko – kieleckiej – zapewniać miał ekspedycję miejscowej produkcji na rynki Imperium Rosyjskiego. Uruchomione oddziały nowych banków zasilały miejscowych przedsiębiorców niezbędnymi kredytami. Złaknieni piękna i kultury znajdowali nowy teatr, chór “Lutnia”, prywatne galerie sztuki. Biednych wspomagało Towarzystwo Dobroczynności. Wzrost poziomu życia dotyczył wszystkich, choć nie wszystkich w podobnym stopniu. Bezrobocie było nieodczuwalne, brakowało raczej rąk do pracy. Rosły płace robotników i poprawiały się ich warunki pracy.
Lekcja historii
A brak Niepodległości? Nie mitologizujmy pisząc o powszechnym patriotyźmie. Brak Niepodległości w roku 1900 był odczuwany w naszym mieście w stopniu podobnym, co brak suwerenności PRL w roku 1975… Był to problem nielicznej warstwy inteligenckiej. Tak można malować obraz naszego miasta w kolejnych przełomach wieku. Widać, że oczekiwania, że życzenia noworoczne rzadko się spełniały… Historia uczyła nas pesymizmu.
Z ufnością czekamy na wiek XXI licząc, że będzie on lepszy niż dotychczasowy, że ludzie żyć będą lepiej i dostatniej, wygodniej. Lecz podobne oczekiwania mieli nasi przodkowie w Sylwestra 1600 r. i 1700. Po tych radosnych świętach przyszły dwa najgorsze dla Polski i naszego miasta wieki.
JAROSŁAW KAPSA