Krzysztof Seweryn Wroński, częstochowski publicysta, poeta, wydał czwarty tomik poezji “Dojrzewam do milczenia”, tomik niezwykle osobisty i niezwykle dojrzały.
Krzysztof Seweryn Wroński, częstochowski publicysta, poeta, wydał czwarty tomik poezji “Dojrzewam do milczenia”, tomik niezwykle osobisty i niezwykle dojrzały.
Przekraczać granice swojego poznania, dojrzeć do miłości, skupienia nad sobą, wreszcie do milczenia. Czy autor jednak milczy? On krzyczy, szuka swojej drogi. Raz wznosi się na wyżyny, by za moment w dekadenckim odruchu oznajmić: “życie jak łyżeczka bez mieszania wypadło mi z rąk”. Poszukiwanie siebie to trudna i długa droga, dla każdego, zwłaszcza dla wrażliwych dusz poetów. Wroński znajduje swój kierunek. Wybiera poezję, oszczędną w słowa, głęboką w treści. Cyzeluje każde słowo, każdy gest i jednocześnie wymusza na czytelniku skoncentrowanie nad sobą, przemijalności i ulotności życia. A sam? Nie chce iść drogą populizmu i komercjalizmu, nie chce rozkręcać się jak holenderski wiatrak, mielić słowa i wydawać tomik za tomikiem, z przeznaczeniem na makulaturę. Chce zaznaczyć siebie, odgadnąć drugiego człowieka i wskazać drogę: “nie wiem kiedy Bóg śpi / zawsze można z nim porozmawiać / nie ma godzin urzędowania / miłość nie wyznacza czasu”. “Dojrzewam do milczenia”, to spojrzenie poety do wnętrza własnej osobowości, spojrzenie w przeszłość i przyszłość z drugiej strony umiejętność wykraczająca poza immanentne doznania. Jak odczytać wiersz podsumowujący tomik: “gasną słowa / dojrzewam do milczenia / mruczy noc / pogłaszczę ją i zasnę” jako wyraz katastroficznego przeczucia, czy zgoda na wyrok losu, jak uważa Leszek Szaruga autor przedmowy do ostatniego tomiku, czy “granicę doświadczeń, poza którą przemyślenia wzniosą się na inny poziom poetyckiej refleksji po przebudzeniu”, jak uważa Anna Cichobłazińska. Dobra poezja zmusza do refleksji. Warto więc za poetą zastanowić się, czy nasze sumienia to “plamy nie do wywabienia, czy nie do wybawienia”.
Urszula Giżyńska