Młodzi zdolni częstochowianie. „Każdy dźwięk jest wynikiem tysiąca prób i niepowodzeń”


O działalności muzycznej i drodze do kariery rozmawiamy z Patrykiem Kuroniem – 19-letnim, utalentowanym gitarzystą.

Młodzi zdolni częstochowianie

 

O działalności muzycznej i drodze do kariery rozmawiamy z Patrykiem Kuroniem – 19-letnim, utalentowanym gitarzystą.,

Jest Pan częstochowianinem?

– Tak, urodziłem się w Częstochowie, ukończyłem Szkołę Podstawową nr 26 im. Tadeusza Kościuszki, a w tym roku stałem się absolwentem VII Liceum Ogólnokształcącego im. Mikołaja Kopernika.

 

Czy Częstochowa jest przyjazna młodym artystom, a w Pana przypadku – muzykom?

– Według mnie nasze miasto nie do końca sprzyja rozwojowi młodych artystów, często aby zaistnieć w świecie muzyki trzeba znaleźć miejsca poza Częstochową. Osobiście znam przypadki osób, które wyjechały do większych miast w celu zdobycia muzycznych kontaktów, co poskutkowało rozszerzeniem działalności na większą skalę. Natomiast widoczny jest wzrost organizowanych imprez, co w przyszłości może w jakiś sposób przyłożyć się na rozwój artystyczny młodych mieszkańców Częstochowy, lecz póki co jest jak jest.

 

Jak zaczęła się Pana przygoda z muzykowaniem, czy to jest tradycja rodzinna?

– W rodzinie jestem pierwszym, który rozpoczął przygodę z jakimkolwiek instrumentem. Właściwie zaczęło się to od 10 roku życia, kiedy to dostałem pierwszą gitarę klasyczną, Wówczas pobierałem lekcję u gitarzysty częstochowskiej formacji Shamboo – Krzysztofem Sawczukiem. W pewnym momencie, jak każdy młody człowiek, zwątpiłem w tę pasję i zrobiłem sobie przerwę od grania. Z perspektywy czasu zrozumiałem, że to wyszło na dobre, bo przez ten moment zrozumiałem, że jest to coś co chcę robić już zawsze. Przerwa potrwała do koncertu Guns n Roses w Gdańsku w 2017 roku. Tam po raz pierwszy zobaczyłem na żywo Slasha, mojego wielkiego idola. Dzięki niemu jestem w tym miejscu, w którym jestem. W tamtym czasie zacząłem bardzo często i intensywnie ćwiczyć i trwa to aż do dzisiaj.

 

Specjalizuje się Pan w muzyce rockowej, rozumiem, że to zainteresowanie i zamiłowanie wynika z Pana temperamentu.

– Właśnie nie do końca… prywatnie jestem bardzo spokojnym i cierpliwym człowiekiem, co teoretycznie jest totalnym przeciwieństwem muzyki, którą gram. Natomiast cierpliwość i chęć do ciężkiej pracy jest kluczem do gry na instrumencie. Być może właśnie dlatego tak mnie ta muzyka kręci – rock pozwala wyzwolić emocje, a scena pokazać moją muzyczną energię. To wszystko jest pewnego rodzaju równowagą.

 

Jak zaczęła się Pana współpraca z Robertem Glińskim, pod okiem którego kształci Pan swoje umiejętności?

– Współpraca rozpoczęła się podczas jednego ze spotkań ze znajomymi moich rodziców. Znajdował się tam kuzyn Roberta. W pewnym momencie wynikła rozmowa, że szukam nauczyciela. Okazało się, że Robert udziela lekcji. Zdecydowałem się na pójść i okazało się, że ta lekcja była najcięższą i zarazem najbardziej wartościową w moim życiu. Zrozumiałem w jakim miejscu jestem i jak długa droga przede mną. Robert jest wybitnym specjalistą i jestem ogromnie wdzięczny za jego pomoc i cenne lekcje.

 

Co w muzyce jest dla Pana najważniejsze? Jakim mottem kieruje się Pan jako muzyk, twórca?

– Moje motto to: „Każdy dźwięk jest wynikiem tysiąca prób i niepowodzeń” Dla mnie najważniejsza jest energia i miłość do tego co się robi. Nie ma nic lepszego jak słucha się muzy, która wykonywana jest przez kogoś kto naprawdę to kocha. Sam gdy wychodzę na scenę staję się wulkanem energii, ponieważ chcę dać publiczności uczucie, którego ja sam od muzyków oczekuję: zaangażowanie. Mam ogromną satysfakcję, gdy kończę koncert i wiem, że dałem z siebie wszystko. To wszystko składa się na autentyczność artysty – to bardzo istotne.

 

Pana ścieżka artystyczna łączyła się ze znanymi zespołami, jak: Closterkeller, Elektryczne Gitary, Łukaszem Łyczkowskim, Pull The Wire. Co te spotkania wnosiły do Pana muzycznego wizerunku?

– Z tymi zespołami grałem – z grupą z którym koncertowałem jako suport. Były to owocne w rozmowy i ważne spotkania. Ze wszystkich wyniosłem wielką lekcję. Nie każdy ma szansę spotkać tak doświadczonymi i świetnymi artystami. Lecz najlepiej wspominam spotkanie z finalistą The Voice of Poland – Łukaszem Łyczkowskim, z którym grałem w klubie muzycznym Komin w Sosnowcu. Wtedy zobaczyłem wręcz dziką energię na scenie. Jest to wokalista nieokiełznany, a jego autentyczność jest wzruszająca. Czysty rock and roll!!

Gdzie szuka Pan inspiracji do grania i tworzenia?

– Wszędzie gdzie się da, w różnych gatunkach, łącząc je w jeden, który najbardziej kocham. Natomiast jak już wcześniej wspomniałem dominującą inspiracją jest Slash i jego wszystkie projekty solowe, który jest dla mnie absolutnie wielkim artystą z własnym niepowtarzalnym stylem. Wychodzę z założenia, że nie można kopiować i naśladować 1:1 jakiegokolwiek artysty, lecz w mojej grze można usłyszeć Slasha, Zakk’a Wylde’a czy Joe Satrianiego. Próbuję, mimo tych wszystkich inspiracji, budować swój styl i moje brzmienie.

 

We wrześniu ma odbyć się premiera Pana singla, proszę przybliżyć genezę jego powstania i czy to Pana pierwszy autorski utwór?

– Premiera została przyśpieszona i singiel „GRIND HALO” ukaże się już 22 sierpnia.2025.  Piosenka inspirowana jest płytą i brzmieniem z płyty „World on Fire” Slash’a. Powstała właściwie już dawno podczas jednego z domowych jamów z basistą Radkiem „Muchumem” Wojnowskim, który także nagrał bass do studyjnej wersji tej piosenki. Gdy dowiedziałem o szansie zarejestrowania jej w studio, we współpracy z kłobuckim producentem Michałem Dylikowskim w jego HoM Studio, dopracowałem ją, dodałem pewne elementy, zebrałem ekipę znajomych muzyków, których poznałem na przestrzeni lat. Oprócz Radka, w nagraniu uczestniczył także perkusista – Michał „Lewy” Lewandowski. To wszystko uczyniło tę piosenkę czymś z czego jestem dumny jako jej autor. Mam nadzieję, że zdołałem pokazać w niej moje emocje i pasję, która każdego dnia motywuje mnie do grania. Jest to także pierwszy mój zarejestrowany autorski utwór, lecz w zanadrzu mam asy, które w niedalekiej przyszłości się ukażą.

 

Czy bierze Pan udział w konkursach muzycznych i co Pan o nich sądzi?

– Raz zdecydowałem się na wzięcie udziału w konkursie online prowadzonym przez stronę: Wasza Scena Muzyczna i udało mi się go wygrać. Natomiast obecnie nie śledzę konkursów dla gitarzystów, ponieważ nie jest to dla mnie tak wartościowe i miarodajne jak np. konkursy dla wokalistów. Według mnie tworzona muzyka i pokazywanie jej nie poprzez konkursy, a granie koncertów, lub wydawanie muzyki na serwisy streamingowe najlepiej pokazują wartość muzyka.

Dzisiaj nie jest łatwo zaistnieć na rynku artystycznym, czy zatem granie traktuje Pan jako cel na przyszłość?

– Zaistnienie w tym biznesie jest wręcz niekiedy niemożliwe… Kluczowe są poznane osoby i wszystkie nabyte kontakty. Oczywiście najważniejsze są umiejętności, lecz jeśli uda się zaistnieć na scenie muzycznej, to można traktować to jako szansa jedna na milion. Wielu świetnych muzyków nie wyszło poza lokalną działalność. Sam spotykam trudności w wypromowaniu muzyki, którą tworzę. Już teraz jestem bardzo ciekawy jakim odbiorem będzie się cieszyć mój najnowszy utwór „GRIND HALO”. Mimo wszystko na pewno wiążę z muzyką przyszłość i chcę zaistnieć na rynku muzycznym, zobaczymy czy się to uda. Trzymajmy kciuki. :))

 

Zatem jakie plany na przyszłość?

– Zazwyczaj skupiam się na tym co tu i teraz, lecz przez to, że już w najbliższych dniach spodziewam się premiery mojego singla „GRIND HALO”, to planuję jego szeroką promocję, aby ten utwór usłyszało więcej ludzi, bo naprawdę warto! Z tego miejsca chciałbym z całego serca podziękować za wsparcie wszystkich zaangażowanych w ten projekt! Jesteście wielcy!

 

 

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *