Gdy kończy się czas nauki, a dzieci wybiegają ze szkół jak z procy, niewielu z nas zastanawia się, skąd właściwie wzięły się wakacje. Dlaczego właśnie latem? Czy to wymysł nowoczesnego państwa, potrzeba odpoczynku, a może kwestia klimatu? Otóż nie. Wakacje, takie jakie znamy, przyszły prosto z pola. Z łąki, z obory, z wiejskiego obejścia. A najdokładniej – z kalendarza pracy w gospodarstwie rolnym.

Wiem to nie tylko z książek etnograficznych czy archiwalnych zdjęć, ale przede wszystkim z opowieści mojej babci Wiesi, urodzonej w Liszce, dziś częstochowskim Lisińcu. To od niej słyszałam, jak wyglądało lato w wiejskim domu, gdy szkoła ustępowała miejsca sianu, krowom i pracy w gospodarstwie.
Moja Babcia Zdzisława (nazywana przez nas Wiesią) opowiadała, że dzieci od najmłodszych lat miały swoje zadania, a jednym z nich było „chodzenie z krowami”, czyli pasionka. Rano kij w rękę, kromka chleba do kieszeni i marsz na łąkę. Zamiast zabawek – pastwisko. Zamiast podręczników – obserwacja nieba, żeby zdążyć przed burzą. Z tych relacji zapamiętałam więcej niż z niejednej lekcji historii. Bo to właśnie w takich wspomnieniach widać najlepiej, skąd wzięła się letnia przerwa w edukacji: z realnej potrzeby, by dzieci w tym czasie mogły pomagać dorosłym.
To, co dziś nazywamy wakacjami, w wiejskim kalendarzu było najbardziej zapracowanym okresem roku. W czerwcu sadziło się kapustę i pieliło buraki. W lipcu koszono zboża, zbierano siano, wiązano snopy. W sierpniu przychodził czas wykopków, dożynek, a potem suszenia ziół i przygotowań do jesieni.
Dlatego dzieci na wsi nie miały wtedy „wakacji od szkoły”. Była to pragmatyczna decyzja organizacyjna: nauczyciele wiedzieli, że i tak nikogo na lekcjach nie będzie. Nauka, o ile w ogóle była możliwa, zaczynała się dopiero po świętym Michale (29 września), gdy zboże było w stodole, ziemniaki w kopcu, a bydło – już bliżej domu. To nie szkoła wyznaczała kalendarz. To praca i ziemia mówiły, kiedy jest „czas wolny”. Choć niejedno dziecko odpoczywało właśnie w szkole. W okolicach Częstochowy, a zwłaszcza na piaszczystej Jurze, każde ręce były na wagę złota. Uprawa w tych warunkach była wymagająca, więc nawet kilkulatki miały swoje obowiązki. Na przykład w Liszce dzieci pilnowały gęsi, nosiły wodę z pobliskiej studni, zrywały zioła albo pomagały zbierać kamienie z pola. Nie dla zabawy, ale by ziemia mogła urodzić coś do jedzenia.
Wspomnienia babci pełne są też letnich przesądów. Na przykład, że nie wolno było kąpać się w rzece przed świętym Janem (23 czerwca), bo „woda wtedy zabiera”. Albo, że rosa w dzień św. Anny (26 lipca) mówiła, czy kapusta będzie zdrowa, czy zgnije w główkach. Świat był pełen znaków, które trzeba było czytać – nie w podręczniku, ale z nieba, ziemi i cienia rzucanego przez dąb.
Mimo ciężkiej pracy lato nie było pozbawione radości. Były odpusty, jak ten na św. Jakuba (25 lipca) w Mstowie albo św. Anny w Złotym Potoku. Były dożynki, podczas których śpiewano pieśni o żniwiarzach i plonach, a dziewczęta niosły wieńce z kłosów i maków. Były też tańce pod stodołą, czasem z harmonią, czasem tylko z gwiazdami nad głową.
Dziś dzieci na wsi nie prowadzą już krów. Nie przerywają szkoły w marcu i nie wracają w październiku. Wakacje wyznacza ministerstwo, nie kalendarz rolniczy. Ale mimo to ten letni czas wolny nosi w sobie coś z przeszłości. Bo przecież to właśnie dla tych sierpniowych dni, kiedy trzeba było zebrać plony i zdążyć przed burzą, wakacje w ogóle powstały. Może więc warto, kiedy latem wypoczywamy na hamaku albo planujemy urlop, przypomnieć sobie o tym dawnym sensie – nie jako odpoczynku od nauki, ale jako najważniejszego okresu w całym roku. Czasu pracy, troski i nadziei, że ziemia odda to, co się w nią włożyło. I dobrze, że dzieci dziś nie muszą już iść z kijem za krowami, ale warto też, by wiedziały, że kiedyś ich rówieśnicy, jak siedmioletnia Wiesia z Liszki, właśnie latem najwięcej się uczyli. Nie w szkole, a w życiu. Wsłuchajmy się w ich opowieści i doceńmy, że dziś możemy oficjalnie w wakacje wypoczywać.
MARIA POSPIESZALSKA
Autorka jest kierownikiem Zespołu Pieśni i Tańca „Częstochowa”. Animatorka kultury, pasjonatka i orędowniczka upowszechniania tradycyjnej kultury regionu częstochowskiego.
+ foto:
Autor: Aleksander Lis