80. SEZON ARTYSTYCZNY FILHARMONII CZĘSTOCHOWSKIEJ. Od współczesnego perkusisty wymaga się szerokiego wachlarza umiejętności


Na zakończenie jubileuszowego cyklu wywiadów z częstochowskimi instrumentalistami zapraszamy do lektury rozmowy z perkusistą Marcinem Serwacińskim.

 

 

Zacznijmy od tego, że w orkiestrze symfonicznej termin „perkusja” nie odnosi się do pojedynczego, ale do całego zestawu instrumentów. Które pełnią najistotniejszą rolę?

– Tych instrumentów jest wiele i trzeba mieć naprawdę wszechstronne umiejętności, żeby je obsługiwać. Współcześnie perkusiści specjalizują się na poziomie grania w orkiestrze. Są to albo instrumenty melodyczne, albo membranowe. Najistotniejszym, jeżeli chodzi o brzmienie, są kotły. Ja mam właśnie specjalizację w kierunku kotłów symfonicznych. To był od zawsze mój ukochany instrument perkusyjny. Ale musimy umieć obsługiwać wszystkie, cały czas forma na różnych instrumentach musi być podtrzymywana.

 

Żeby jeszcze trochę wprowadzić naszych Czytelników w temat, poproszę o wyjaśnienie różnicy pomiędzy membranofonami i idiofonami, czyli dwiema grupami, na które dzielą się instrumenty perkusyjne.

– Tak, to jest podstawowy podział. Na idiofonach, czyli instrumentach melodycznych, możemy zagrać melodie. W orkiestrze są to głównie ksylofon, wibrafon, marimba, dzwonki orkiestrowe, czyli instrumenty sztabkowe. Natomiast membrany to, mówiąc ogólnie, rożnego rodzaju bębny, np., werbel, tomy perkusyjne i kotły symfoniczne. Kotły stroimy, mają konkretny dźwięk, który ustawiamy, odpowiadający skali dźwiękowej. To podstawowe różnice.

 

Na pytanie o rolę perkusji większość szybko odpowie, że nadaje rytm. W przypadku utworów symfonicznych nie jest to takie proste. Jakie inne funkcje pełnią instrumenty perkusyjne?

– Przede wszystkim podkreślają rytm, ale w orkiestrze symfonicznej bardzo ważną rolę pełnią, na przykład, kotły, jeśli chodzi o brzmienie całej orkiestry. Jest to bardzo duży i głośny instrument. Jakość grania na nim przy użyciu odpowiednich pałek jest bardzo ważna, nadaje całości orkiestry potęgi brzmienia. Ale jednak głównie utrzymujemy rytm, to jest podstawowa odpowiedzialność, jaką perkusiści pełnią w orkiestrze.

 

Rola wytwarzania specjalnych efektów dźwiękowych w muzyce poważnej sprzyja wykorzystaniu w „perkusyjnych” celach innych instrumentów lub wręcz przedmiotów z gruntu niemuzycznych. Choćby Igor Stravinsky rozpisywał takie partie z pomocą instrumentów smyczkowych w „Święcie wiosny” czy fortepianu. U Erika Satie możemy spotkać, m.in., pistolet startowy i maszynę do pisania. Czy mógłby Pan podać inne ciekawe przykłady tego typu „eksperymentów”?

– Tak, jest bardzo dużo takich sytuacji. Samo granie smyczkiem, o którym Pan wspominał, jest obecnie dość powszechne, na przykład na wibrafonie często gramy przy użyciu dwóch. Z ciekawostek mogę podać przykład, że wysypywałem na kotły rytmicznie dwie torby ryż, aby uzyskać efekt deszczu, szumu, jaki był zapisany w partyturze przez młodego śląskiego kompozytora. To zmieniało wysokość dźwięku. Było eksperymentalne i spotkało się ze sprzeciwem dyrekcji, bo wiązało się z dużą ilością brudu i zamieszania. Wykonywaliśmy w Częstochowie utwór współczesny, w trakcie którego perkusiści rzucali w kierunku widowni piłeczki pingpongowe, które odbijając się dawały oczekiwany efekt. Gramy różnymi pałkami, rózgami, patyczkami. Pocieramy nimi w tam-tamy, talerze, żeby wydobyć charakterystyczne brzmienie. To nie są nawet konkretne dźwięki, tylko właśnie efekty brzmieniowe: piszczenie, szumienie i inne.

 

Rozpoczął Pan edukację artystyczną w Szkole Muzycznej im. M. J. Żebrowskiego w Częstochowie w klasie perkusji prof. Stanisława Zasowskiego. Jak Pan wspomina te czasy i skąd wzięła się motywacja do podjęcia nauki gry na perkusji?

– Mój tato był perkusistą amatorem, także od małego dziecka wychowywałem się w domu z perkusją i to nastąpiło bardzo naturalnie. Tata przyjaźnił się z profesorem Zasowskim, decyzja była automatyczna. Chciałem grać na bębnach, naśladować tatę. Szkołę wspominam bardzo dobrze. To był wymagający nauczyciel. Wiele wniósł do mojego życia, przekonał mnie do wartości związanych z muzyką. Ufałem mu, co później zaowocowało studiami w Akademii Muzycznej w Katowicach u jednego z najbardziej znaczących pedagogów gry na perkusji, pana profesora Jana Zegalskiego, który był pierwszym kotlistą w Narodowej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach, wybitna postać, światowa, jeżeli chodzi o rozwój perkusji. Miałem duże szczęście do nauczycieli. To były dwie bardzo znaczące osoby w moim życiu.

 

W 1994 roku dołączył Pan do Formacji Nieżywych Schabuff. Jak rozpoczęła się przygoda z zespołem?

– Zespół potrzebował perkusisty już doświadczonego, profesjonalizm miał wtedy coraz większe znaczenie i ogłosili konkurs. Wahałem się, byłem młody, chciałem grać przede wszystkim jazz i klasykę. Miałem propozycję wyjazdu do orkiestry w Niemczech. Poszedłem na to przesłuchanie, mieliśmy pojechać razem w jedną trasę, ostatecznie bębniłem z nimi 30 lat. Zjeździliśmy Polskę wzdłuż i wszerz. To już całkiem inny rodzaj pracy perkusyjnej, typowo rytmiczne granie. Bardzo dużo się nauczyłem, bo miałem przyjemność nagrywać z wybitnymi realizatorami. Poznałem tę stronę pracy perkusisty, niebywale trudną i odpowiedzialną. Zresztą umiejętności grania rozrywkowego na bębnach wykorzystuję też w Filharmonii, np. gdy wykonujemy muzykę filmową czy nawet popowe utwory.

 

Pańska kariera toczy się dwutorowo: w muzyce rozrywkowej i klasycznej. Czy te dwie ścieżki wzajemnie się uzupełniają, wpływają w jakiś sposób na siebie? Czy może pomiędzy koncertem rockowym a występem z orkiestrą potrzebuje Pan czegoś w rodzaju resetu, przestawienia się z jednego stylu na drugi?

– Tak, dobrze Pan sugeruje. Rola perkusji, dynamika grania w zespole rockowym jest znacząco inna. To są dwa różne światy estetyczne, ale kocham oba. Jechałem z Formacją, w nocy wracałem, żeby aktywnie pracować od rana w Filharmonii, zagrać próbę czy wieczorem koncert. Nigdy mi to nie sprawiało problemów, wręcz przeciwnie, myślę, że brak monotonności i wykonywanie naprawdę różnych zadań jako bębniarz bardzo mi pasowało.

 

Grał Pan w innych zespołach rozrywkowych?

– Uczestniczyłem w różnych projektach. Ponieważ nauczyłem się bardzo dobrze pracować w studiu, często nagrywałem jako sideman (z ang. muzyk towarzyszący niebędący formalnie członkiem zespołu – przyp. ŁG) z różnymi wykonawcami. Jednak Formacja pracowała bardzo intensywnie, do tego etat w Filharmonii i angaż jako pedagog w szkole muzycznej. Te aktywności były dla mnie bardzo istotne i szczęśliwie mogę to robić do dziś.

Colin Currie, wybitny współczesny perkusista klasyczny, w jednym z wywiadów zdiagnozował, że obecnie „wielu studentów odczuwa napięcie związane z technologicznym rozwojem i zapomina o magii odkrywania tego co nowe i zaskakujące w samej muzyce.” Jakimi radami i wskazówkami dzieli się Pan ze swoimi uczniami w szkołach muzycznych?

– Granie na bębnach i nowinki technologiczne uzupełniają się. Nigdy nie unikałem wspomagania się technologią. Był moment, że perkusiści byli zastępowani całkowicie przez automaty i to akurat miało nie najlepszy wpływ na rozwój perkusji. Na szczęście to się odwróciło i rola bębniarza jest niesłychanie istotna, a całą elektroniczną warstwę trzeba umieć prawidłowo wykonywać. Dużo nagrywałem korzystając z niej, potrafię to teraz przekazać. Młodzi ludzie uczą się tego, robią to śmiało i odważnie. Uczniowie mądrze pracują już na wczesnym etapie edukacji z metronomami, samplerami. Używamy ich na co dzień, również w muzyce klasycznej, choć w znacznie mniejszym zakresie. Od współczesnego perkusisty wymaga się szerokiego wachlarza umiejętności. Młodzi ludzie często przychodzą z własnymi pomysłami, chcą grać na różnych instrumentach. Dziecko znajduje sobie ulubiony i trzeba mu przygotować warunki, czasami samemu rozwinąć umiejętności, bo niektóre nie były mi tak bliskie. Robią to chętnie i z tego bardzo się cieszę.

Klasa perkusji, którą prowadzę w Szkole Muzycznej w Częstochowie, należy do lepszych w Polsce, podopieczni mają osiągnięcia, studiują w najlepszych uczelniach w Europie – w Amsterdamie, Kopenhadze – i w Polsce również. Mogę nieskromnie powiedzieć, że poziom klasy mamy naprawdę wysoki, istotny na mapie perkusyjnej Polski. Obecnie jeden uczniów najstarszej klasy odnosi ogromne sukcesy, wygrał wszystkie trzy ogólnopolskie konkursy perkusyjne w tym roku szkolnym. To są niesłychanie zdolni ludzie, z dużą przyjemnością z nimi pracuję. W szkole mamy bardzo dobre warunki, bogaty wybór instrumentów. Jesteśmy głośni i siłą rzeczy wszystkim przeszkadzamy, ale jest to dobrze zorganizowane i sprawnie funkcjonuje. Mam dużo chętnych. Częstochowska perkusja ma się dobrze.

 

Czy wśród współczesnych perkusistów są artyści, których szczególnie lubi Pan słuchać lub inspiruje się nimi?

– Mam ulubionych bębniarzy, ale w muzyce rockowej, gdzie są wybitnych i polscy, i światowi, konkretnych nie wskażę. Współcześnie bardzo cenię profesora Pawła Dobrowolskiego, wykładowcę w Katowicach, świetny perkusista, łączący chyba wszystkie gatunki muzyczne, jakie można na tak profesjonalnym poziomie. Wspominam o nim także dlatego, że jest pedagogiem i ta współpraca jest owocna, młodzi ludzie chętnie jeżdżą do niego studiować.

 

Również w młodym pokoleniu jest kilka wybijających się nazwisk. Jedną z takich osób jest na pewno marimbistka Marianna Bednarska, która błyskawicznie rozwija swoją karierę, również międzynarodową…

– Od tego roku wykłada w Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina w Warszawie. Jeden z moich byłych uczniów studiuje u niej. Istotnych dla muzyki perkusyjnej marimbistek Polek jest sporo, np. Katarzyna Myćka, która mieszka w Niemczech. Jakoś tę marimbę bardzo sobie ukochały i mamy na tym polu duże osiągnięcia. Bednarska zdecydowanie jest niesamowicie zdolną osobą. Jak zaczynałem pracę jako pedagog, miałem okazję obserwować ją na różnego rodzaju konkursach i festiwalach. Rozwijała się fenomenalnie. Cieszę się, że wróciła do kraju i będzie tutaj pracowała. To będzie z dużym pożytkiem dla polskiej perkusji.

 

W XX wieku instrumenty perkusyjne zaczęły być znacznie szerzej wykorzystywane i w utworach symfonicznych, i kameralnych, ale również jako instrumenty solowe. Których współczesnych kompozytorów najbardziej Pan ceni?

– Zawężając do muzyki perkusyjnej, choć nie tylko nią się zajmuje, myślę o Emmanuelu Séjourné, wybitnym francuskim perkusiście i kompozytorze. Napisał hitowe koncerty na wibrafon solo z orkiestrą i na marimbę, przepiękne dzieła. Kolejnym nazwiskiem, mocno związanym z edukacją, jest Niemiec Eckhard Kopetzki. Cała jego szeroka dama utworów, nie tylko na instrumenty melodyczne, ale i na werble, bębny, jest na wysokim poziomie i chętnie wykonywana. Przyznam, że wzoruję się na systemie pracy i korzystam z literatury stworzonej przez niego dla młodych perkusistów.

 

W ramach Letniego Jurajskiego Festiwalu Muzycznego odbędzie się koncert z również Pana udziałem w Browarze na Jurze. Co usłyszymy i dlaczego warto przyjechać do Zawiercia 20 lipca 2025 roku?

– Projekt powstał na bazie kwartetu, kwintetu smyczkowego, w różnych konfiguracjach było to wykonywane. Dyrektor Adam Klocek, dostrzegając moje ciekawe pomysły, stwierdził, że spróbujemy to połączyć. Jest to muzyka filmowa i oryginalnie opracowane tanga w bardzo ciekawym brzmieniu. W każdym utworze gram na innym instrumencie, m.in.: cajón, mały zestaw perkusyjny. Wykonujemy wszystko akustycznie, więc muszę bardzo dbać o brzmienie, dynamikę. Występujemy z dwojgiem skrzypiec, altówką, wiolonczelą, czasami kontrabasem. Serdecznie zapraszam. Jeżeli ktoś ma ochotę się wybrać, na pewno spędzi miło czas, bo to lekka i przyjemna muzyka. Również ciekawe zestawienie wykonawców, rzadko spotykane: perkusja z samymi smyczkami. Pomysł na początku wydał mi się zaskakujący i wymagający. Nie było nut, musiałem wszystko opracować sam na podstawie partii wiolonczeli otrzymanej od pana dyrektora.

 

rozmawiał: ŁUKASZ GIŻYŃSKI

 

Marcin Serwaciński, muzyk sekcji perkusji w Filharmonii Częstochowskiej. Absolwent ZSM im. M. J. Żebrowskiego w Częstochowie i Akademii Muzycznej im. K. Szymanowskiego w Katowicach. Bębniarz Formacji Nieżywych Schabuff. Muzyk sesyjny, pedagog.

 

+foto: Marcin Serwaciński

Źródło: Archiwum prywatne

 

 

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *