W ramach jubileuszowego cyklu wywiadów zapraszamy do lektury rozmowy z profesorem Jerzym Swobodą, dyrygentem, który 24 stycznia br. współpoprowadzi Koncert Katedry Muzyki UJD w Filharmonii Częstochowskiej.
Był Pan dyrektorem artystycznym Filharmonii Częstochowskiej w latach 1998-2005. Czy ten rok jubileuszowy wzbudza u Pana jakieś szczególne wspomnienia?
– Dobrze wspominam swoją pracę. Nasza oferta była na tyle interesująca, że zwiększyła się liczba słuchaczy. Po pierwsze program, który tworzyliśmy z dyrektorem Leszkiem Hadrianem i Kazimierzem Kowalskim, który organizował pokazy oper, sprawił, że bardzo dużo ludzi zaczęło przychodzić do Filharmonii. Drugą bardzo istotną sprawą było zapoczątkowanie i przeprowadzenie pięciu edycji Festiwalu im. Bronisława Hubermana. Na szczęście jest on kontynuowany i rozwija się w kierunku dużego, międzynarodowego wydarzenia artystycznego, godnego imienia swojego Patrona. Trzecim, bardzo istotnym wydarzeniem były rokroczne występy z wielkimi formami wokalno-instrumentalnymi na Festiwalu „Gaude Mater”.
Uważam, że od strony merytorycznej Filharmonia, jak i orkiestra osiągnęły znaczące postępy. W ten sposób przyczyniłem się w do rozwoju miejskiej instytucji kultury. To same powody do zadowolenia i satysfakcji.
Filharmonia Częstochowska i Uniwersytet Jana Długosza blisko współpracują. Proszę opowiedzieć o tych działaniach.
– Wieczory uniwersyteckie to bardzo ciekawa inicjatywa, która trwa już kilkanaście lat. Pomysłodawcą i kierownikiem artystycznym jest profesor Maciej Zagórski. Występują artyści-pedagodzy nie tylko z Częstochowy, ale z całej Polski i z zagranicy, z uniwersytetów, z którymi na stałe współpracujemy. Odbywają się w formule otwartej. Muzyce towarzyszą wernisaże prac kolegów z Wydziału Sztuki oraz ciekawe wykłady specjalistów z różnych dziedzin.
Na corocznych koncertach akademickich z udziałem Orkiestry Symfonicznej prezentują się pedagodzy – czynni artyści w swoich specjalnościach. Od wielu lat je prowadzę. Pokazujemy i częstochowianom, i naszym studentom, że w uczelni pracują wysoko wykwalifikowani specjaliści, uznani artyści.
Pańska przygoda z muzyką rozpoczęła się w rodzinnym Rzeszowie…
– Tak, ponad pół wieku temu. Rozpocząłem naukę niezwykle wcześnie, w czwartym roku życia. Zaczęło się od przymusu, ale pierwsza moja pedagog zauważyła, że warto mnie wysłać do szkoły muzycznej. W wieku dziewiętnastu lat ukończyłem szkołę średnią w specjalności fortepian. Mile wspominam ten czas. Na szczęście miałem bardzo wymagających pedagogów. Zmuszało mnie to ciężkiej pracy. Studia w Akademii Muzycznej w Krakowie, najpierw na wydziale pedagogicznym i chórmistrzowskim, później na dyrygenturze w klasie profesora Krzysztofa Missony, ukształtowały mnie jako w pełni świadomego artystę.
Jeszcze podczas studiów zostałem kierownikiem chóru Filharmonii Krakowskiej. To był niezwykły awans w tak młodym wieku. Mając 26 lat, byłem najmłodszym kierownikiem zespołu zawodowego w Polsce. Po trzech latach przeniosłem się do Capelli Cracoviensis, zespołu muzyki barokowej. Niespodziewanie otrzymałem telefon z Warszawy od ówczesnego dyrektora Sinfonii Varsovii, śp. Franciszka Wybrańczyka, że potrzebuje nagłe zastępstwo. Od tego momentu rozpocząłem czteroletnią współpracę z zespołem, którego dyrektorami artystycznymi byli najwybitniejsi na świecie artyści, jak Yehudi Menuhin czy Krzysztof Penderecki. Potrzebowali stałego dyrygenta, który dla tych mistrzów przygotowywał programy koncertowe. Okoliczności te spowodowały możliwość zdobycia umiejętności do szybkiej pracy z koniecznością osiągnięcia efektów artystycznych na najwyższym poziomie. Praktyczne zapoznanie się z repertuarem baroku, klasycyzmu oraz formami wokalno-instrumentalnymi spowodowało przekonanie, że byłem gotowy do pracy z zawodową instytucją filharmoniczną. I tak w 1990 roku znalazłem się w Filharmonii Śląskiej, którą prowadziłem osiem lat, kolejne siedem w Częstochowie, a równolegle w Koszycach i Jeleniej Górze.
Czy jakieś momenty w karierze zapisały się w szczególny sposób w Pańskiej pamięci?
– Trudne pytanie, zagrałem około 1000 koncertów, w tym 250 poza granicami kraju. Wszystkie ważne. Utkwiło mi w pamięci, jak po raz pierwszy znalazłem się w gabinecie w Filharmonii Narodowej, gdzie przede mną byli Stanisław Wisłocki, Jan Krenz, Witold Rowicki, same sławy. W sali im. A. Dvořáka w Pradze poczułem ciężar historii, będąc w tym samym miejscu co wszyscy najlepsi dyrygenci świata.
Jest kilka koncertów, które chętnie odtwarzam w pamięci. Wskażę dwa w Częstochowie, niezwykle trudne, jeden ze względów emocjonalnych, drugi z technicznych na 85-lecie urodzin Krzysztofa Pendereckiego. Postanowiliśmy w ramach Festiwalu „Gaude Mater” wykonać jego Pasję według Świętego Łukasza. Nie miałem możliwości prowadzenia prób w całości ze względu na skomplikowany aparat wykonawczy. Osobno przygotowałem orkiestrę, do Krakowa pojechałem na próby z chórem dziecięcym, a z solistami spotkałem się na próbie generalnej. I jeszcze bardzo ważna rola narratora, w którego wcielił się aktor Marek Ślosarski. Gdybym naprawdę dobrze nie znał partytury, to by się wszystko rozsypało. To było karkołomne zadanie połączyć wszystko na koncercie. Na szczęście udało się, a wyrazy uznania ze strony Maestro Pendereckiego dały mi radość i pełną satysfakcję zawodową. A ten emocjonalny… Też w ramach „Gaude Mater” prowadziłem II Symfonię Mahlera „Zmartwychwstanie”. Ogromny aparat wykonawczy, dwie orkiestry (z Częstochowy i Koszyc), chór Filharmonii Krakowskiej, dwie solistki, w tym Judith Németh, fantastyczna węgierska artystka. A ważny emocjonalnie, bo jego wykonanie zadedykowałem dwa dni wcześniej zmarłej mamie.
Czy miał Pan swoich mistrzów batuty, których w młodych latach Pan podziwiał, „podglądał” przy pracy?
– Oczywiście, chodziłem na wszystkie próby w Filharmonii Krakowskiej, wszystkich dyrygentów podglądałem. Mój profesor nie uczył mnie techniki i słusznie, bo ją sobie sam wypracowałem później latami. Natomiast zwracał uwagę na stronę muzyczną, rozwiązania frazowe, stylistyczne. To we mnie utkwiło, a technika… Z każdą orkiestrą inaczej się pracuje, każda reaguje na swój sposób. Trzeba błyskawicznie zmieniać sposób pokazywania, zawsze mieć kilka rozwiązań. Miałem to szczęście, że prowadziłem prawie sześćdziesiąt orkiestr na całym świecie. Inni ludzie, inne temperamenty, inny poziom zawodowy. Trzeba komunikować się w bardzo wyraźny sposób. Oczywiście w ramach ustalonych reguł. Nad tym pracuje się całe życie.
Jak ocenia Pan kondycję współczesnej muzyki klasycznej?
– Bardzo mnie intryguje. Wykonałem w ostatnich latach naprawdę wiele nowych utworów i robię to zawsze z pasją. Mówię do kompozytora: „pożegnaj się” ze swoim dziełem, bo ja je przejmuję i „musisz” to zaakceptować. W 90 procentach aprobują moje rozwiązania. Zamysł kompozytora i realizacja dyrygenta. Najważniejszy jest odbiór dzieła. Zawsze przyjmuję założenie, że muszę wrażeniowo działać na słuchaczy, bo jeżeli ktoś wyjdzie obojętny, znaczy, że koncert był słaby. Jeżeli jest zachwycony, wtedy spełniłem swoją rolę, ale jeżeli będzie mnie przeklinał, że było fatalnie, to też dobrze, bo zadziałałem na jego emocje. Mógł nie zrozumieć, źle przyjąć, ale go to poruszyło.
Które Oratorium bożonarodzeniowe by Pan polecił, aby sobie je przypomnieć lub zapoznać się z nim?
– „Weihnachtsoratorium” J. S. Bacha jest genialnym dziełem, to pierwsza myśl.
Co można zrobić, aby przekonywać o istotnej roli, jaką odgrywa edukacja muzyczna w rozwoju nie tylko młodego człowieka?
– Jest bardzo dużo zdolnej muzycznie młodzieży, z którą miałem i mam do czynienia, zarażam ich tą pasją. Prowadząc klasę dyrygentury w Akademii Muzycznej w Łodzi przez dziesięć lat, wykształciłem wielu świetnych absolwentów, z których dwoje wspominam szczególnie. Jeden pracuje w Teatrze Wielkim w Łodzi, a druga absolwentka sprzed roku zapowiada się moim zdaniem wybitnie. Ostatnio brała udział w przygotowaniu i prawykonaniu współczesnej opery w Polskiej Operze Królewskiej, ciekawe zadanie, widziałem partyturę, bardzo trudna. Jeżeli chodzi o system edukacji… Można uczyć sztuki, nie tylko muzyki, poprzez zabawę w ogólnokształcącej szkole podstawowej, aby zbadać umiejętności dzieci, sprawdzić, czy mają predyspozycje w tym kierunku. Ale widocznie ktoś uważa, że to niepotrzebne. Natomiast rodzice, którzy wiedzą, jaką rolę w rozwoju dziecka spełnia sztuka, muzyka, taniec, którzy rzeczywiście dbają o rozwój intelektualny i emocjonalny pociech, prowadzą je do szkoły baletowej lub muzycznej.
„[…] Chopinie! Tyś nieznaną śmiertelnym potęgą
Podsłuchał śpiewy niebios, archaniołów chóry […]”
Cytując wiersz Seweryna Kaplińskiego „Na śmierć Chopina”, nawiązuję do wydarzenia, które z pewnością zdominuje w tym roku życie muzyczne w Polsce, czyli XIX Konkursu Chopinowskiego. Czy i Pan wyczekuje zaintrygowany, co przyniesie, jakie nowe gwiazdy światowej pianistyki objawi?
– Jako dyrektor Międzynarodowego Festiwalu Chopinowskiego w Dusznikach-Zdroju wprowadziłem ideę konfrontacji laureatów najważniejszych konkursów fortepianowych na świecie. Na szczęście Piotr Paleczny, który po mnie nastąpił, przejął ją i rozwinął. Trzeba umieć się mierzyć, porównywać, jak naszą grę przyjmuje publiczność, krytyka, środowisko.
Oczywiście, że czekam. Mam nadzieję na powrót do klasycznej interpretacji Chopina, romantycznej, nieudziwnionej. Abstrahując, cokolwiek gram, staram się wykonać w ramach założeń epoki. Nie szukaj tego, czego nie ma w nutach, tylko przepuść utwór przez swój umysł i emocje. Nie zniekształcaj dzieła. Instrumenty, technika, estrada, akustyka są współczesne, wykorzystaj to, ale przedstaw utwór w takiej formie i treści, w jakiej został zapisany.
Proszę opowiedzieć o programie tegorocznego Koncertu akademickiego.
– Będą to same prawykonania. Marek Kunicki napisał ciekawy utwór „5652 Edith – kantatę na mezzosopran z udziałem elektroniki oraz środków audiowizualnych”, na wzór kantaty barokowej, z udziałem wybitnych wykonawczyń: Bernadetty Grabias, solistki Teatru Wielkiego w Łodzi i Ewy Rzeteckiej-Niewiadomskiej, która wykona ciekawą partię klawesynu. Później niezwykle utalentowany, młody kompozytor Wojciech Chałupka, którego zaprezentujemy Concertino na duet akordeonowy i orkiestrę smyczkową, z udziałem Amalgalis Duo, czyli profesor Ewy Grabowskiej-Lis i jej męża Daniela Lisa. To będzie popis umiejętności, żywy, błyskotliwy utwór i niezwykle interesujące brzmienia. W drugiej części mój młodszy kolega Marek Kudra też poprowadzi dwa utwory: „Gospel impressions na chór mieszany, solistów i orkiestrę symfoniczną” Lesława Podolskiego oraz Korneliusza Wiatra „WIND-AGE na orkiestrę i kwintet jazzowy”. Jestem bardzo ciekamy utworu Wiatra, bardzo lubię ich słuchać. Połączenie jazzu z orkiestrą jest kapitalne.
Czego życzy Pan Filharmonii i Orkiestrze z okazji 80., jubileuszowego sezonu artystycznego?
– Dalszego rozwoju, efektów z ciężkiej, żmudnej pracy i jak najszerszego grona odbiorców, które daje satysfakcję. To jest bardzo ciężka praca.
rozmawiał: ŁUKASZ GIŻYŃSKI
Jerzy Swoboda, ur. w 1953 r., dyrygent i pedagog. Absolwent Akademii Muzycznej w Krakowie, którą ukończył z wyróżnieniem w klasie prof. Krzysztofa Missony. Kierownik Chóru Państwowej Filharmonii w Krakowie, następnie Capelli Cracoviensis. Od 1986 do 1990 roku stały dyrygent Polskiej Orkiestry Kameralnej oraz Sinfonii Varsovia. W latach 1987-1992 dyrektor artystyczny Międzynarodowego Festiwalu Chopinowskiego w Dusznikach-Zdroju. Dyrektor naczelny i artystyczny Filharmonii Śląskiej w Katowicach, dyrektor artystyczny Filharmonii Częstochowskiej, Filharmonii Narodowej w Koszycach na Słowacji i Dolnośląskiej. Zasiadał w jury Międzynarodowych Konkursów Dyrygentów im. Grzegorza Fitelberga w Katowicach. Występował w najsłynniejszych salach koncertowych Europy oraz w USA, Meksyku, Japonii i Tajwanie. Współpracowali z nim, m.in.,: lord Yehudi Menuhin, Stefania Toczyska, Gidon Kremer, Kaja Danczowska, Ewa Podleś, Konstanty Andrzej Kulka, Grigorij Sokołow, Fou Ts’ong. Dokonał wielu nagrań dla wytwórni w Polsce, Francji, Japonii, Wielkiej Brytanii i USA. Za prawykonanie Koncertu fortepianowego Stefana Kiesielewskiego podczas Festiwalu Muzyki Współczesnej „Warszawska Jesień” w 1991 roku otrzymał nagrodę SPAM. Za album z III Symfonią „Symfonią pieśni żałobnych” Henryka Mikołaja Góreckiego z orkiestrą Filharmonii Śląskiej otrzymała tytuł statuetkę Fryderyk 1994. W latach 1991-1996 prowadził „Na symfonicznej estradzie” w TVP Katowice. Był muzycznym konsultantem ostatniego filmu z udziałem Witolda Lutosławskiego w reżyserii Krzysztofa Zanussiego dla BBC. Za dokonania artystyczne został uhonorowany: Złotym Krzyżem Zasługi, Medalem „Zasłużony Kulturze Gloria Artis” oraz Krzyżem Kawalerskim Orderu Odrodzenia Polski. W 2012 roku otrzymał tytuł profesora nauk muzycznych. W latach 2012-2023 prowadził klasę oraz katedrę dyrygentury w Akademii Muzycznej im. Grażyny i Kiejstuta Bacewiczów w Łodzi. Jest pedagogiem Uniwersytetu Jana Długosza w Częstochowie.
+ foto: Jerzy Swoboda
Autor: Archiwum prywatne J. Swo