Ten wzruszający list dedykujemy tym, którzy wywołują wojny, w których giną ludzie i które dzielą narody.
,,Droga Redakcjo, z racji tego, że na napisanie tej wiadomości zabrałem się na dzień przed Wigilią, życzę Wam wesołych świąt.
Piszę do Państwa, ponieważ mam głęboką potrzebę podzielić się swoim doświadczeniem. Zupełnie przypadkiem stałem się świadkiem ogromnej tragedii młodego człowieka. Być może niewielki akapit na ten temat zainteresuje też Waszych odbiorców.
Siedząc tam przez kilka minut i przeglądając telefon, zauważyłem, że jeden z przechodniów zatrzymał się przy grobie. Stał do mnie tyłem, ubrany w długi płaszcz, ale z daleka można było dostrzec, że trzymał w czarnej rękawiczce niewielki, czerwony znicz. Postawił go na płycie nagrobnej i sięgnął po długą zapalniczkę. Przez kilka chwil wewnątrz znicza rozbłysły iskry, lecz żadna z nich nie wywołała płomienia – zapalniczka najwyraźniej odmówiła posłuszeństwa. Wstałem więc z ławki i podszedłem do, jak się okazało, młodego chłopaka, który mógł być studentem pierwszego roku, ale równie dobrze uczniem ostatnich klas szkoły średniej. Jako nałogowy palacz miałem zapalniczkę przy sobie, więc zatrzymałem się obok niego. Kiedy spojrzał na mnie pytająco, wyciągnąłem zapalniczkę z kieszeni. Chłopak podziękował, uśmiechając się. Jednak w jego jasnych oczach było coś, czego nie spodziewałem się zobaczyć u kogoś w jego wieku – głęboki żal, wręcz nienaturalny smutek. Zapalił znicz, oddał mi zapalniczkę i obaj staliśmy tam przez chwilę w milczeniu. Zamyśliłem się, zastanawiając, czy może stracił ojca w Iraku, czy jest synem żołnierza, który zginął na granicy Białoruskiej, a może jego dziadek poległ podczas rozpadu Jugosławii lub wspomina pradziada straconego w zawirowaniach II Wojny Światowej. Może był po prostu patriotą, który w ten sposób chciał uczcić pamięć tych, którzy oddali życie za nasz kraj.
Z tych rozmyślań wyrwał mnie kolejny gest chłopaka. Rozpiął płaszcz, odsłaniając bluzę z logo IX L.O. im. C. K. Norwida, którą dobrze znałem – moja córka skończyła tę szkołę kilka lat temu. Z wnętrza płaszcza wyciągnął piękną, czerwoną różę i położył ją obok zapalonego znicza. Kiedy próbowałem ułożyć w głowie nowy scenariusz, chłopak mnie w tym wyręczył. Powiedział niskim, głębokim głosem, pasującym do radiowego lektora: „Rozumie Pan, wczoraj miałaby 18. urodziny, ale Rosjanie mieli inne plany. Poległa pod koniec maja, była Ukrainką, ale z Kartą Polaka.”. Zanim otrząsnąłem się z szoku, chłopak ruszył w stronę Jasnej Góry, wchodząc do Parku III Maja bocznym wejściem. Stałem tam jeszcze kilka minut, zastanawiając się, co właśnie się stało i czego byłem świadkiem.
Ta nieoczekiwana sytuacja skłoniła mnie do głębszej refleksji. W ostatnich miesiącach coraz częściej słyszymy o przygotowaniach na wypadek wojny, o zagrożeniu, które może nadejść. Ale może powinniśmy zwrócić więcej uwagi na to, by zrobić wszystko, co w naszej mocy, by do tego nie doszło. Wojna, która toczy się tak daleko, przeszło półtora tysiąca kilometrów od Częstochowy, potrafi dotknąć kilkunastoletniego chłopaka w sposób, który trudno sobie wyobrazić. Zadaje rany nie tylko tym, którzy walczą, ale i tym, którzy stoją z boku. Każdy wybuch, każda ofiara, każde zniszczenie ma swoje echa, które docierają do nas, mimo odległości. To przestroga, że niestety, wojna nie zna granic. Może powinniśmy być bardziej świadomi. Może czas, by bardziej docenić pokój i zrobić wszystko, by go nie stracić. A na pewno powinniśmy wspierać tych którzy przez wojnę ucierpieli. Żyjmy w świecie, w którym znicze i róże nie będą musiały być składane obok siebie.
Będę wdzięczny jeśli zrobicie użytek z powyższych słów, chciałbym aby ten przekaz poszedł w świat, niech historia tego zranionego młodzieńca nie zostanie zapomniana. Załączam zdjęcie.
Dziękuję za poświęcony czas,
Jan A.