Od 1 listopada trwa żużlowy okres transferowy na przyszły rok. Nim jednak rozpoczął się tzw. „sezon ogórkowy” Krono-Plast Włókniarz Częstochowa – jeszcze w sierpniu – przedłużył umowy ze swoimi dwoma dotychczasowymi zawodnikami – Madsem Hansenem i Kacprem Woryną. We wrześniu z kolei klub ogłosił, że jednym z nowych jeźdźców „Lwów” będzie Jason Doyle. A 5 listopada oficjalnie poinformowano, że szeregi czterokrotnych Drużynowych Mistrzów Polski zasili Wiktor Lampart. Wychowanek Stali Rzeszów w częstochowskim zespole będzie startować na pozycji U24.
Przejście byłego już żużlowca Apatora Toruń do „Biało-Zielonych” wywołał lawinę komentarzy – głównie pod Jasną Górą. Sporo kibiców obawia się, czy ten transfer okaże się korzystny dla Włókniarza. Wszak po przejściu w wiek seniora Lampart zamiast progresu notował regres formy. W latach 2023-2024 nie przypominał tego rajdera, który przed ukończeniem 21 roku życia – w barwach Motoru Lublin – potrafił rywalizować z najlepszymi, stanowiąc czołówkę polskich juniorów w PGE Ekstralidze i nie tylko. O opinię na temat tego transferu zapytaliśmy znanego publicystę i obserwatora świata speedway’a – Przemysława Sierakowskiego.
– Pozycja U24 w praktyce jest najbardziej przepłaconą w lidze. To miał być czas dla obiecujących juniorów, by płynnie przeszli w wiek seniorski i nauczyli się skutecznego ścigania przeciw liderom rywali. W praktyce, nad czym ubolewam, to sztuczna przechowalnia mocno przepłaconych miernot. Ale poczekajmy. Liga U24 skoro już funkcjonuje, potrzebuje 3-4 sezonów by wykreować wartościowych obcokrajowców na te pozycje. Minęły raptem dwa i już są pierwsze jaskółki. Rodzimi rajderzy z tego targetu z czasem zostaną przymuszeni, by zrozumieć, iż tylko artysta głodny jest wiarygodny. Wiktor Lampart miewał lepsze i gorsze momenty. Jako senior ostatni rok przegrał zarówno wizerunkowo jak też sportowo – zaczyna w rozmowie z nami Przemysław Sierakowski.
Jednocześnie nasz rozmówca przyznaje, że – w jeszcze dużo dalszej przeszłości – gdy Lampartowi gorzej szło na torze, szybko potrafił „podnieść się z kolan”. Powołuje się przy tym na przeprowadzony niegdyś wywiad z Januszem Stachyrą, pod okiem którego Wiktor stawiał pierwsze kroki w jeździe w lewo. Dodajmy, że Stachyra senior nie jest obcą postacią również w częstochowskim środowisku. Z nim w składzie Włókniarz w sezonie 1996 wywalczył trzecie w historii złoto DMP.
– Ale… Janusz Stachyra – niegdyś kawał kozaka z epizodem we Włókniarzu, potem znakomity trener, zawsze bajarz i gaduła, gdy Lampart miał słabszy moment jako junior Motoru mówił mi w wywiadzie tak: „Wiktora, będącego w wieku 12 czy 13 lat, do szkółki przyprowadził mi jego brat Dawid. Jeździł na wszystkim, co miało koła. Gdy zaczynał pierwsze jazdy na pięćsetkach, spod taśmy doświadczony Karol Baran nie mógł go złapać. Moim zdaniem nie można też za długo trzymać chłopaków na 250ccm. Nabierają złych nawyków. Jeśli masz talent, to nie ma sensu czekać z przesiadką. Dzisiaj można manetkę zablokować żeby nie kręcił całej łychy, są sposoby. A Wiktor ogarnie. Jestem pewny, przekonany i spokojny”. Jeśli więc Jasiek Stachyra zna się na żużlu, to kibice pod Jasną Górą mogą być spokojni, zakładając, iż Wiktor zrozumiał, że bez pracy nie ma kołaczy – kontynuuje komentator.
Zdaniem wielu nadchodzący rok startów może być ostatnią szansą dla Wiktora Lamparta, by mógł udowodnić, iż nadal potrafi ścigać się na żużlu na wysokim poziomie. Tym samym pozwoliłoby mu to znaleźć angaż w najwyższej klasie rozgrywkowej na kolejne sezony. Potwierdza to także Przemysław Sierakowski.
– Dla Lamparta to zdecydowanie jest ostatni dzwonek by utrzymać się na poziomie Ekstraligi. Mam nadzieję, że on sam ma tę świadomość i nie zamierza powielić drogi np. Mateusza Świdnickiego. Wszystko w jego głowie, a pod kaskiem zawsze warto mieć coś więcej niż włosy – oznajmia dziennikarz.
W październiku wywiadu udzielił nam Marian Maślanka. Legendarny prezes częstochowskiego Włókniarza zabrał głos m.in. w sprawie – wówczas jeszcze ewentualnego – zatrudnienia młodszego z braci Lampartów przez klub. Stwierdził, że zawodnik ten potrafi popisać się dobrym refleksem w momencie startowym. Jednak w minionych zmaganiach PGEE – podczas jazdy dla toruńskich „Aniołów – nawet po udanym wyjściu spod taśmy, ciężko mu było utrzymywać punktowane pozycje na dystansie. Pan Przemysław również to zauważył.
– Lampart słynie z doskonałego refleksu – to fakt. W trasie jednak brakowało nie tylko prędkości w nie do końca idealnie dopasowanym motocyklu, ale często determinacji – takoż… umiejętności obierania właściwych ścieżek i kątów ustawienia motocykla w łuku – przyznaje.
Na Olsztyńskiej – w czasie przerwy jesienno-zimowej – z pewnością będą czynić wszystko, aby pomóc 23-latkowi wrócić na właściwe tory. Według opinii Przemysława Sierakowskiego, sposobem na to jest przede wszystkim ściągnięcie, do teamu rodowitego rzeszowianina, fachowca, który odpowiednio skutecznie będzie potrafił przekazywać – stosunkowo jeszcze młodemu żużlowcowi – cenne rady i wskazówki. Jako przykład wskazał wspomnianego już Janusza Stachyrę.
– Jemu potrzebny jest mentor. Dodam – surowy, sprawiedliwy i mądry mentor. Taki Jasiek Stachyra na przykład byłby w stanie “postawić go do pionu”, a bez tego Wiktor przepadnie. Mam wrażenie, że sam nie do końca rozumiał, co dostał od Bozi w prezencie i gotów przez brak rozsądku ten dar zmarnować. Problem w tym, że Stachyra średnio lubi się z Januszem Ślączką (choć nie wiadomo, czy trener Krono-Plast Włókniarza z aktualnego roku dalej będzie pracować w Częstochowie – przyp. red.), więc pewnie przyjdzie szukać dalej. Kacper Woryna, gdy opiekę nad nim przejął Rafał Lewicki, podczas „urlopu” od Artioma Łaguty, natychmiast poszedł w górę i doszlusował do krajowej czołówki. Lampart ma papiery na kawał wyniku. Ma też – jak już wspomniałem – doskonały refleks. Brakuje mu wiedzy i świadomości (szeroko rozumianych). To musi przyjść z zewnątrz. Inaczej nic nie wskóra. Powtórzy poprzedni sezon, z nielicznymi przebłyskami i albo zejdzie niżej albo zakończy przygodę. Moja rada dla działaczy Włókniarza – znajdźcie Wiktorowi kogoś, kto będzie dlań autorytetem – zakończył publicysta.
Norbert Giżyński
Foto.: Grzegorz Przygodziński