Protest głodowy w obronie ks. Michała Olszewskiego i dwóch urzędniczek Ministerstwa Sprawiedliwości


Od 14 października w siedzibie częstochowskiej „Solidarności”, przy ul. Łódzkiej 8/12, trwa protest głodowy Jana Karandzieja, działacza Wolnych Związków Zawodowych Wybrzeża, które doprowadziły do strajków w Gdańsku w 1980 r. i w końcu do powstania „Solidarności”.

 

 

Przez kilka dni, od 16 do 22 października, towarzyszył mu kolega z „Solidarności” z województwa lubelskiego – Stanisław Oroń. Obaj panowie – jak podkreślają – czują się zabezpieczeni pod kątem opieki medycznej i przyjacielskiej, za co bardzo dziękują, szczególnie przewodniczącemu zarządu NSZZ „Solidarność” w Częstochowie Jackowi Strączyńskiemu i koordynującej protest, przewodniczącej Stowarzyszenia Więzionych i Represjonowanych „WIR” Annie Rakocz. – Mamy wszystko, kupiono nam łóżka, materace, mamy wodę, możliwość wyprania ubrań – mówią protestujący.

 

Dlaczego strajkują napisał w swym oświadczeniu Jan Karandziej.

„Moja głodówka jest wyrazem głębokiego sprzeciwu wobec niesprawiedliwego traktowania ks. Michała Olszewskiego oraz dwóch Pań urzędniczek: Karoliny i Urszuli. Wszyscy oni, od marca br. przetrzymywani są w areszcie na podstawie absurdalnych zarzutów, mimo że wciąż obowiązuje w Polsce zasada domniemania niewinności. Moje oburzenie budzą zarówno metody stosowane wobec wymienionych wyżej w czasie zatrzymania i doprowadzenia do aresztu, jak użyte wobec nich środki przymusu bezpośredniego, kompletnie nieadekwatne do postawionych im zarzutów.

Od wielu miesięcy, Kapłan i dwie Panie urzędniczki, są nękani przez reprezentujące polskie prawo instytucje, bez możliwości dowodzenia swojej niewinności w sprawiedliwy, gwarantowany konstytucją, godny sposób. Poddawani są przemocy prawnej i psychicznym torturom, głównie za sprawą niezrozumiałych i nieludzkich praktyk prokuratorskich, godzących w ludzką godność oraz standardy humanitarne, zwłaszcza w kontekście choroby Kapłana. Nie mogę zgodzić się na skandaliczne działania władz wobec osadzonych, które przypominają najgorsze czasy komunistycznego reżimu.

(…). Mój protest ma na celu obudzenie sumień ludzi, którzy stoją za tymi haniebnymi działaniami. Tych, którzy są odpowiedzialni za ich realizację oraz tych, którzy bezczynnie je obserwując, faktycznie dają na nie, swoje przyzwolenie.”

 

Jak powiedzieli nam protestujący panowie, potrzebne jest otrzeźwienie narodu, aby w Polsce skończyć definitywnie z procederem bezpodstawnych aresztowań i kilkumiesięcznych przetrzymywań w więzieniu bez wyroku sądu. – To, z czym dzisiaj mamy do czynienia, przypomina najgorsze czasy komuny. Protest głodowy to ostateczność, bo nic nie wzrusza obecnej władzy, ani protesty pod celą, ani modlitwy, ani listy wysłane do rządu. Nie mamy większej broni niż głodówka i dlatego ją podjęliśmy. I nie chodzi nam o to, by poruszyć władze, bo jej – jak widać – nie da się wzruszyć, ale by otworzyć ludzkie sumienia, aby przejrzeli na oczy. To, co się dzieje z księdzem i dwiema paniami, może wkrótce dotknąć każdego z nas. Jeżeli nie obudzimy się, nie zaczniemy się bronić, obecna władza nas całkowicie zniewoli – powiedział „Gazecie Częstochowskiej” Jan Karandziej.

Pan Jan zakłada protestować jeszcze około dwa tygodnie, a „jak Pan Bóg da”, to jeszcze dłużej. Jak nam powiedział to jego trzeci protest głodowy.
– Pierwszy był w maju 1980 roku. W Podkowie Leśnej głodowałem o zwolnienie więźniów politycznych. U władzy był jeszcze Edward Gierek i – o dziwo – głodówka była zwycięska, zatem komuniści potrafili ustąpić. Natomiast dwanaście lat temu w Częstochowie walczyłem o obronę lekcji historii w polskiej szkole, protest też był skuteczny – dodał.

Stanisław Oroń protestuje głodówką pierwszy raz. – Nastały czasy jak ze stanu wojennego 13 grudnia 1981 roku. Na to nie ma zgody. Podjąłem wyzwanie, mimo licznych chorób – jestem po zawale serca, chorobie nowotworowej. Trzeba mieć nadzieję, że coś się zmieni, ale smutne jest to, że społeczeństwo jest w marazmie – powiedział. Dodał, że protest powinien się rozszerzyć. – Należałoby zainicjować go w innych miastach, dlatego zwrócę się do władz lubelskiej „Solidarności”, bo stamtąd pochodzę, aby i u nas rozpoczęto głodówkę. Wówczas jest szansa na zwrócenie uwagi społecznej na obecny problem. Tylko wspólnymi siłami możemy czegoś dokonać. A to w naszej Ojczyźnie jest dzisiaj potrzebne, bo rząd mało interesuje się potrzebami Polaków, co pokazała ostatnia, straszna powódź – stwierdził Stanisław Oroń. Kilka dni później, 22 października, Jacek Strączyński i Anna Rakocz odwieźli pana Stanisława do Lublina, gdzie  kontynuuje głodówkę.

 

Protestujących odwiedzili liczni goście. Byli u nich między innymi: poseł na Sejm RP Szymon Giżyński, poseł Lidia Burzyńska, redaktor Adam Zyzman z „Tygodnika Solidarność”, solidarnościowcy: Piotr Kalisz z Krakowa, który w 2012 r. koordynował strajk głodowy przeciw zmniejszeniu liczby godzin historii w szkołach czy Marek Chrapkowski i Józef Wieczorek, a także członkowie Klubu „Gazety Polskiej” Częstochowa. .

AS

 

 

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *