Cukrzyca jest jedną z najczęściej występujących w Polsce chorób przewlekłych – ocenia się, że cierpi na nią ponad 3 mln Polaków. Jak Pani Profesor ocenia prawdopodobną sytuację chorych za 10 lat, jeśli edukacja i dostęp do nowoczesnych leków pozostaną na takim samym poziomie?
Niestety, dynamika wzrostu zachorowalności jest bardzo szybka i gwałtowna. Trend ten panuje na całym świecie. Szacuje się, że obecnie jest ok. 380 mln chorych na świecie, a za 20 lat prawdopodobnie będzie ich aż 500 mln. W Polsce jest ich aż 3-4 mln, z czego ok. 0,5 mln nie wie, że jest chora i co gorsza nie jest objęta żadną opieką lekarską. Aż 90% chorych stanowią chorzy na cukrzycę typu 2.
Pamiętać musimy, że cukrzyca dotyka całe społeczeństwo i to bez względu na wiek,
od niemowląt po wiek senioralny. To choroba, która angażuje rodzinę, bliskich, która rzutuje na wiele aspektów życia i funkcjonowania pacjenta, całej jego rodziny, bliskich,
a w konsekwencji społeczeństwa, a więc też szeregu aspektów jego funkcjonowania, takich jak edukacja, rynek pracy, system ubezpieczeń społecznych, rent i emerytur,
co ma niebagatelne znaczenie w dobie starzejącego się społeczeństwa. Bo chodzi nie tylko o to, by żyć dłużej, ale by jakość życia była na tyle wysoka, żeby być aktywnym członkiem społeczeństwa, zdolnym do pracy, do opieki nad wnukami, samodzielnym, samowystarczalnym. Dlatego też dyskusja o wieku emerytalnym nie może być prowadzona bez rozmowy o cukrzycy.
Co budzi w Pani, jako diabetologu, największy niepokój, jeśli chodzi o trendy zachorowań na cukrzycę?
Obecnie najbardziej niepokoi wzrastająca liczba małych dzieci, u których diagnozuje się cukrzycę typu 1. W ciągu ostatnich 15 lat aż czterokrotnie wzrosła liczba zachorowań
w grupie dzieci w wieku przedszkolnym i każdego roku przybywa ok. 4 proc. chorych pediatrycznych (w wieku rozwojowym). Mamy teraz dwukrotnie więcej pacjentów
do 18 r.ż. niż 15 lat temu. A pamiętać musimy, że dzieci te zostaną z chorobą do końca życia, łatwo zatem sobie wyobrazić skutki społeczne i ekonomiczne takiego stanu rzeczy. Wśród krajów europejskich Polska i Czechy przodują pod względem przyrostu zachorowań na cukrzycę typu 1.
Pani Profesor, proszę w takim razie powiedzieć, skąd tyle zachorowań wśród dzieci?
Niestety, nie wiemy skąd taka dynamika tej choroby wśród młodych ludzi w naszym kraju. Niemniej jednak, jest to wielkie wyzwanie dla całego systemu opieki zdrowotnej. Bardzo ważne jest, aby dzieci te weszły normalnie w dorosłe życie, nie były wykluczone z życia społecznego, zawodowego, nie doświadczały powikłań i rozwijały się prawidłowo, a także
by nie były obciążeniem dla polskiego systemu opieki zdrowotnej. Na dzień dzisiejszy nie widzę, aby taki system funkcjonował. Dla przykładu obecnie mamy w Warszawie taką samą liczbę poradni jak 20 lat temu i tę samą liczbę lekarzy. Podejrzewam, że taka sama sytuacja panuje w całej Polsce. To w oczywisty sposób obniża jakość leczenia.
Coraz więcej chorych, a diabetologów za mało. Skutkuje to długim czasem oczekiwania na pierwszą wizytę, trudnościami w dostępie do specjalisty. U Pani Profesor w Instytucie Diabetologii istnieje pewien sprawdzony model opieki diabetologicznej, jak on wygląda?
Każdy chory na cukrzycę powinien znajdować się pod opieką zespołu specjalistów, w składzie – diabetolog, dietetyk, psycholog oraz pielęgniarka diabetologiczna. Taki zespół prowadzi chorego, edukuje pacjenta i jego bliskich.
Codziennie spotykamy się z nowymi pacjentami, którzy wymagają przeszkolenia. Pacjent ma wtedy spotkania ze mną i z dietetykiem oraz edukatorką diabetologiczną. Zdarza się,
że dla młodych osób wiadomość o chorobie to duży szok i potrzebują pomocy psychologa. Budujemy w ten sposób świadomość stanu zdrowia. Przygotowujemy pacjenta, żeby umiał siebie obserwować, żeby umiał podejmować decyzje, które jemu służą, a nie był tylko skazany na pomoc innych. W przypadku chorych na cukrzycę znaczenie ma nie tylko wynik glikemii, ale jego poczucie zdrowia, jego dobrostan, mimo choroby poczucie bezpieczeństwa i panowania nad zmieniającą się jego kondycją. Również społeczny wymiar życia chorego jest niezwykle ważny, tzn. aby mógł być czynny zawodowo, dzięki czemu nie zostanie wykluczony z życia społecznego, co niewątpliwie będzie miało wpływ na jego poczucie wartości, kondycję psychiczną i zdrowie, gdyż te aspekty są ze sobą mocno powiązane,
ale również będzie to miało znaczenie dla naszego społeczeństwa.
Pani Profesor dlaczego mówimy o szacunkowych liczbach w przypadku chorych na cukrzycę?
Niestety, w Polsce nie mamy rejestru chorych. Możemy tylko domniemywać, ilu osób faktycznie cukrzyca dotknęła. Być może, gdyby istniał rzetelny rejestr chorych, okazałoby się, że chorych jest znacznie więcej niż sądzimy i może wtedy rząd zająłby się tą kwestią priorytetowo. Od kilkunastu lat kolejni ministrowie zdrowia zamykają oczy na problemy związane z leczeniem cukrzycy – to kwestia rejestru i systemu kontroli jakości leczenia, kształcenia lekarzy diabetologów i lekarzy rodzinnych, to edukacja, to dostęp do leczenia
i profilaktyka – tak niezbędna, gdy wszystkie dane wskazują, że cukrzyków będzie przybywało. Cukrzyca to tykająca bomba zegarowa, która jest przyczyną niewydolności nerek, utraty wzroku, chorób serca oraz amputacji kończyn dolnych. Pora na nią spojrzeć systemowo i w długoletniej perspektywie. Czy stać nas jako społeczeństwo na dźwiganie kosztów niepełnosprawności, otwieramy niechlubnie statystyki krajów o najwyższym odsetku amputacji z powodu tzw. stopy cukrzycowej. Czy rządzący mają moralne prawo, by na taki los skazywać tysiące cukrzyków w dobie nowoczesnego leczenia? Choroba przewlekła, jaką jest cukrzyca, powinna być właściwie kontrolowana, a leczenie dostosowane indywidualnie do pacjenta, tak by choroba go nie ograniczała. Takie możliwości daje medycyna, o to od lat walczą pacjenci i lekarze. Rząd pozostaje głuchy na te głosy i ślepy na los milionów Polaków, którzy tylko chcą być dobrze leczeni, by móc pracować i funkcjonować w społeczeństwie, a nie przechodzić na rentę.
Kiedyś uważano, że na cukrzycę typu 2 można zachorować najwcześniej po 40. roku życia, teraz trend wygląda inaczej – chorują coraz młodsi. Jak zdaniem Pani Profesor może to wpłynąć na polską gospodarkę?
Rzeczywiście jest to problem. Choroba coraz częściej jest rozpoznawana w młodszym wieku, w tej chwili ta granica przesunęła się. Należy też obalić mit, że to choroba osób otyłych. Osoby szczupłe też chorują na cukrzycę. Wydaje się, że ma na to duży wpływ stres i przeciążenie zawodowe, szczególnie wśród osób bardzo aktywnych. Mamy duże tempo pracy, jemy niezdrowo i w biegu, albo cały dzień nie jemy nic treściwego, żeby wieczorem
po przyjściu z pracy się przejeść. To też sprzyja zachorowaniu. Często najpierw u chorych występuje insulinooporność, a potem dochodzi do rozwoju cukrzycy.
U osób z cukrzycą typu 2 choroba przebiega bardzo różnie, dlatego konieczna jest personalizacja leczenia. To nie jest tak, że u każdego jest ta sama przyczyna i ten sam patomechanizm, również przebieg tej choroby jest odmienny u poszczególnych chorych.
Co więcej, przebieg cukrzycy u chorego również zmienia się wraz z czasem. Niezwykle istotne jest, żeby w różnych okresach czasu trwania choroby dopasować i optymalizować leczenie. Wtedy taką osobę można utrzymać w bardzo dobrym stanie zdrowia bez konsekwencji i powikłań, a przede wszystkim utrzymać dobrą jakość życia, aktywność zawodową i rodzinną.
Jeśli podejdziemy do leczenia w sposób schematyczny i będziemy leczenie modyfikować tylko wtedy, gdy dzieje się z pacjentem coś niedobrego np. zawał serca, to istnieje duże prawdopodobieństwo, że wykluczymy go z pełnej aktywności zawodowej. A często
są to osoby w sile wieku, które mają rodziny, dzieci i jest dla nich niezwykle istotne, aby być
w jak najlepszej formie.
Jak się mają standardy leczenia cukrzycy w Polsce do rzeczywistego stanu?
Ostatnio te standardy zostały zmienione i są wzorowane na tych amerykańskich wprowadzonych przez American Diabetes Association. Niestety, w Polsce obowiązują tylko na papierze. Wynika to z kilku aspektów. Przede wszystkim, nie ma w Polsce systemu oceny jakości leczenia. Nie liczy się, czy pacjent jest leczony efektywnie czy nie, a cukrzyca jest taką chorobą, gdzie od jakości leczenia zależy zdrowie i przyszłość tej osoby. Albo będzie inwalidą na wózku i przejdzie na rentę, albo będzie zarabiać na siebie i na innych. Jak nie ma takiego systemu, to też nie ma danych, które by pozwoliły obiektywnie ocenić czy dany lek się sprawdza, jakie przynosi efekty, czy też jest po prostu narzucany przez inne względy – niemerytoryczne. Jeśli na dzień dzisiejszy Polska jest na 4. miejscu pod względem zachorowalności w Europie, a nie idzie za tym żadna polityka, to pewnym jest, że Polacy coraz częściej będą umierać z powodu powikłań cukrzycowych.
Oczekiwałabym od Ministerstwa Zdrowia i decydentów, żeby zajęli się na poważnie cukrzycą i zobaczyli, jaka jest skala problemu i jego konsekwencje w wielu wymiarach, nie tylko zdrowotnym i żeby nastąpiły konkretne zmiany systemowe. Musi być więcej diabetologów, musi być więcej ośrodków i powinno nastąpić przemodelowanie opieki diabetologicznej,
w stronę tworzenia ośrodków ambulatoryjnych dla osób przewlekle chorych. Standardem opieki diabetologicznej powinna być praca zespołu, która opierać się powinna na współpracy diabetologów, lekarzy rodzinnych, pielęgniarek – edukatorek, które uczą pacjenta, jak postępować na co dzień, a także dietetyków i psychologów.
Wciąż jeszcze model opieki lekarskiej w Polsce jest nastawiony na ”gaszenie pożarów”. Dzieci głównie leczone są w szpitalach, mimo że w krajach rozwiniętych już dawno przeliczono koszt opieki szpitalnej do ambulatoryjnej i leczenie dziecka z cukrzycą prowadzone jest w domu i ośrodku diabetologicznym, nawet po rozpoznaniu cukrzycy. U nas wciąż, aby wykonać podstawowe badania bilansowe, dziecko jest hospitalizowane.
To olbrzymi koszt finansowy i emocjonalny pacjenta i jego rodziny. Pamiętajmy, że cukrzyca to choroba przewlekła, która ma poważne konsekwencje. Często cukrzyków dotykają inne schorzenia, czasem dochodzi do śmiertelnych powikłań cukrzycy, jak np. śpiączka cukrzycowa. Lepiej jest więc wydać pieniądze na początku na droższe leczenie, by uniknąć wysokich kosztów leczenia powikłań. Czas wprowadzić ekonomię do medycyny. Prosty rachunek – lepiej jest zainwestować zawczasu w lepszą diagnostykę, nowoczesne leczenie
i edukację niż w przyszłości płacić 10 razy więcej za konsekwencje złego leczenia. Czasem mam wrażenie, że jeśli chodzi o leczenie cukrzycy zostaliśmy mentalnie w latach 90-tych. Pokrywamy bieżące potrzeby, ale nic nie robimy, aby te fundusze zagospodarować.
Jakie skutki ekonomicznie niesie za sobą źle leczona cukrzyca?
Podam może na przykładzie. Mam pacjentkę, która ma zdiagnozowaną cukrzycę
typu 1 od 30. roku życia w tej chwili ma 55 lat i jest już po amputacji kończyny dolnej. Wcześniej była trzykrotnie w szpitalu i w tym czasie na zwolnieniu, bo nie była zdolna
do pracy. Jak dobrze pójdzie, to może w październiku będzie mogła pójść do pracy na ćwierć etatu lub na umowę zlecenie, jeśli ktoś ją zatrudni. Generalnie, istnieje duże prawdopodobieństwo, że zostanie wyłączona z życia zawodowego i jest skazana na pomoc innych. Do lekarza zawozi ją mąż, więc musi w tym dniu zwolnić się z pracy. Nie będzie mogła zająć się wnukami i pójść z nimi na plac zabaw. Pewnie przejdzie na rentę, mimo, że mogłaby pracować jeszcze jakieś 15 lat, gdyby pozwoliło jej na to zdrowie.
Takich pacjentów jest więcej. Czekam na system leczenia, który przestanie skazywać chorych na opiekę socjalną i rentową. Cukrzyca to wielki problem dla chorego, źle leczona cukrzyca – to katastrofa dla państwa.
– I to niech będzie puentą. Dziękuję za rozmowę.