80. SEZON ARTYSTYCZNY FILHARMONII CZĘSTOCHOWSKIEJ. Muzyka klasyczna może nas ocalić


W kolejnej odsłonie cyklu jubileuszowych rozmów zapraszamy do lektury z wywiadu z Klaudią Bacą, m.in., kontrabasistką i solistką Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Częstochowskiej.

Zacznijmy z przymrużeniem oka. Mówi się, że każdy muzyk darzy wielkim uczuciem instrument, którym się posługuje, natomiast kontrabasiści muszą kochać swoje najmocniej…

– Zdecydowanie nasze instrumenty musimy bardzo kochać i bardzo o nie dbać, zwłaszcza, że są naprawdę dużych gabarytów. Przede wszystkim podczas transportu musimy otoczyć je szczególną opieką. A jako że instrument jest naszym partnerem zarówno życiowym, jak i scenicznym, z którym spędzamy większą część naszego życia, niewątpliwie wytwarza się między nami rodzaj specjalnej, głębokiej więzi emocjonalnej.

 

W tekście do albumu, na którym wykonał oba Koncerty kontrabasowe Giovanniego Bottesini, Ovidiu Badila napisał: „Utwory koncertujące na kontrabas z orkiestrą, niegdyś uważane za ekscentryczne w wyrażaniu instrumentalnej wirtuozerii, obecnie cieszą się wzrostem zainteresowania nie tylko muzyków-specjalistów, ale również stale powiększającą się liczbą odbiorców, którzy odkrywają, że kontrabas może być instrumentem zwinnym, ekspresyjnym i pełnym mocy.”. Czy odczuwa Pani podobnie i zauważa tę tendencję?

– Przede wszystkim jest to związane z rozwojem techniki kontrabasowej. Ponad dwieście lat temu brak standaryzacji w budowie kontrabasu, jak i struny jelitowe ograniczały grę w wyższych pozycjach czy wykonywanie wirtuozowskich pasaży. Dlatego też kontrabas głównie był postrzegany jako instrument akompaniujący w orkiestrze, a którego zupełnie odmienne oblicze ukazywali nieliczni wirtuozi, jak np. G. Bottesini. Jakkolwiek postęp gry na kontrabasie, metodologia, rozwijającą się technika pozwoliły na ukazanie tego instrumentu zarówno w roli lirycznej, jak i wirtuozowskiej. Sięgamy również po literaturę, która nie jest napisana oryginalnie na kontrabas, ale na wiolonczelę czy skrzypce, jak Sonata Césara Francka bądź nawet Kaprysy Niccolò Paganiniego na kontrabas solo. Obserwując sceny polskich, jak i zagranicznych filharmonii, odnoszę wrażenie, że coraz częściej kontrabasiści są dopuszczani do scenicznych wykonań dzieł solowych na kontrabas i orkiestrę, które są odbierane bardzo entuzjastycznie publiczność. Naszą rolą jest zmienianie postrzegania dotyczącego kontrabasu, jak i ukazanie jego wszelkich walorów artystycznych.

 

Za pierwszego prawdziwego wirtuoza kontrabasu uważany jest Domenico Dragonetti. Z kolei w dobie romantyzmu Giovanni Bottesini wzbogacił literaturę pisaną na ten instrument solo w sposób ani wcześniej, ani później niespotkany.

– Jako kontrabasiści możemy zdecydowanie podziękować Bottesiniemu za dokonanie pewnej rewolucji roli kontrabasu. Jeśli chodzi o literaturę romantyczną, to właściwie 80 procent dzieł pisanych na kontrabas zawdzięczamy właśnie jemu. A w związku z tym, że był fanatykiem opery, jego utwory są  pełne liryczności przeplatającej się z wirtuozerią. Wkład Dragonettiego w rozwój techniki, jak i literatury kontrabasowej był również nieoceniony. To dla niego różni kompozytorzy pisali dzieła na kontrabas solo, będąc pod wrażeniem jego techniki, co w konsekwencji zaowocowało bardzo bogatą literaturą na kontrabas pochodzącą z epoki klasycyzmu.

 

A na jakiej utwory współczesnych kompozytorów zwróciłaby Pani szczególną uwagę melomanów? I wykonywanie których sprawia Pani najwięcej przyjemności?

– Przede wszystkim doceniłabym dzieło Krzysztofa Pendereckiego. Jeżeli chodzi o współczesnych kompozytorów, jest on dla mnie wielkim autorytetem, a jego twórczość jest wybitna. Jako kontrabasistka czuję się zaszczycona, że tak wielki kompozytor stworzył tak wybitne dzieło kameralne, w którym kontrabas i skrzypce traktowane są jako równi partnerzy muzyczni. To była dedykacja dla mojego byłego profesora Romana Patkoló i genialnej skrzypaczki Anne-Sophie Mutter. Penderecki doskonale wykorzystał możliwości i techniki obu tak kontrastujących instrumentów, tworząc pomiędzy nimi wspaniały dialog muzyczny. Kilkukrotnie miałam przyjemność wykonywania tego duetu i za każdym razem było to bardzo emocjonalne przeżycie.

 

Czy w dobie, gdy wszystko musi być głośne, w cenie jest epatowanie wrażeniami najróżniejszego rodzaju, wymagająca skupienia, choć przepełniona emocjami, muzyka klasyczna ma przyszłość?

– Myślę, że tego potrzebujemy jako oczyszczenia umysłu. Ośmielę się stwierdzić, że muzyka klasyczna może nas ocalić w cyfrowym świecie pełnym nadmiaru informacji dając nam przestrzeń do refleksji, skupienia i głębokiego przeżywania chwil. Według naukowców dwa lata temu przeciętny czas utrzymania pełnego skupienia wynosił cztery minuty, teraz już tylko dwie. Wyobrażam sobie, że bez pełnej koncentracji trudnym jest rozumienie i doświadczanie muzyki.  Potrzebujemy stuprocentowego skupienia, aby ją naprawdę przeżyć. Uważam, że, tak jak do natury, do muzyki klasycznej zawsze będziemy chętnie wracać.

 

Jak się rozpoczęła Pani przygoda z muzyką? Co spowodowało, że zdecydowała się Pani rozwijać umiejętności właśnie w grze na kontrabasie?

– To był mój własny wybór. Na szkołę muzyczną zdecydowałam się dość późno. Moja siostra grała na flecie poprzecznym i uświadomiłam sobie, że również chciałabym do tego świata dźwięków dołączyć. Miałam wtedy dwanaście lat, więc wybór instrumentu był ograniczony. Generalnie sugerowano mi instrumenty dęte, perkusję, twierdząc, że na smyczkowe może już trochę późno. Jednak zawalczyłam o kontrabas. Nauczyciel – były koncertmistrz Filharmonii Częstochowskiej, pan Michał Konopelski, miałam szczęście, że na niego trafiłam – przy pierwszej rozmowie miał obiekcje co do mojego wyboru. Był przerażony moją wagą, wzrostem i czy dam sobie radę z tak dużym instrumentem. Dzięki jego i mojej determinacji szkoła zakupiła mniejszy kontrabas, połówkę i umożliwiła mi tym samym rozpoczęcie nauki. Już po dwóch latach gry wiedziałam, że to jest to, co chcę robić przez całe życie. Dalsza współpraca z prof. Janem Kotulą, wywarła olbrzymi wpływ na moją wrażliwość muzyczną, jak i ścieżkę artystyczną.

 

Proszę opowiedzieć o czasach studiów spędzonych w Hochschule für Musik Basel FHNW.

– Wyjeżdżając do Szwajcarii nie straciłam kontaktu z polską uczelnią, bo jednocześnie studiowałam na Akademii Muzycznej w Katowicach. To był intensywny czas. Aczkolwiek bardzo miło go wspominam, przede wszystkim dlatego, że Szwajcarzy są bardzo otwarci na artystów. Lubią muzykę i bardzo nas doceniają. Organizują dużo wydarzeń kulturalnych i wspierają młodych artystów poprzez organizację  koncertów, programów stypendialnych czy konkursy muzyczne. Korzystałam z możliwości, jakie dawała mi współpraca różnych fundacji z uczelnią, jak i osób prywatnych, znajdujących się w kręgu kultury. To wprowadziło mnie do świata scenicznego. Liczba miejsc na Akademiach Muzycznych w Szwajcarii jest niewielka, a ze względu na wybitnych profesorów jest bardzo dużo chętnych z całego świata, tak że podczas egzaminów wstępnych jest duża preselekcja.

 

Obecnie sama Pani prowadzi zajęcia, m.in., w Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy. Jakie spostrzeżenia się nasuwają, porównując muzyczną edukację wyższą w Polsce i zagranicą?

– Uczyłam również przez pięć lat na Akademii Muzycznej we Włoszech. Tam mają zupełnie inny system edukacyjny niż my. Pozwala on osobom wybitnym w dziedzinie muzyki, nawet jeśli nie mają jeszcze zdanego egzaminu maturalnego, rozpocząć studia wyższe. Ciekawe jest również, że oprócz instrumentu głównego mają wprowadzone wiele seminariów dodatkowych, na przykład: studia orkiestrowe, lutnictwo, jogę czy technikę Alexander, które wspierają rozwój muzyczny, jak i osobisty młodych muzyków. Aczkolwiek uważam, że poziom na akademiach muzycznych w Polsce jest również bardzo wysoki i z roku na rok wciąż się podnosi. Mogę porównać, jakie były fakultety, gdy studiowałam w Polsce i jakie są teraz. Poszerzamy do maksimum horyzonty i dajemy studentom możliwość wybierania naprawdę ciekawych zajęć dodatkowych, jak filozofia czy historia sztuki. Uważam, że jako artyści powinniśmy poruszać się w różnych sferach, nie pozostawać tylko przykuci do partytur muzycznych.

 

Proszę przybliżyć Czytelnikom naszego tygodnika najważniejsze z Pani licznych dokonań i współpracy międzynarodowych.

– Dużym honorem dla mnie była możliwość współpracy z Zürich Opernhouse. To jedna z najlepszych oper w Europie i było dla mnie wyróżnieniem móc dołączyć do ich sekcji. Ciekawym doświadczeniem było odbycie tournée z Gustav Mahler Jugendorchester. Jest to orkiestra młodzieżowa na skalę europejską, której poziom niewątpliwie jest mistrzowski. Odbyte tournée pozwoliło mi wystąpić, między innymi, w Londynie na festiwalu BBC Proms w Royal Albert Hall, Filharmonii Berlińskiej, w sali Musikverein w Wiedniu czy w Concertgebouw w Amsterdamie. Wspaniałą możliwością również było wzięcie udziału w Gstaad Menuhin Festival & Academy. To już zespół złożony z profesjonalistów. Są tam zapraszani tak wybitni dyrygenci, jak Paavo Järvi czy Jaap van  Zweden oraz znakomici soliści, np., Sol Gabetta, Mischa Maisky. Sama możliwość dzielenia sceny z takimi artystami była dla mnie pięknym doświadczeniem.

Na pewno też wystąpienie w zespole kameralnym w kwintecie podczas festiwalu Marthy Argerich.  To było wprawdzie zastępstwo, bo grać miał mój były profesor Enrico Fagone, ale z przyczyn zdrowotnych nie mógł i zaproponował udział mi. A na skrzypcach grał Sergei Krylov, Miriam Prandi na wiolonczeli, muzycy, których od dziecka podziwiałam.

 

Od niedawna dołączyła Pani do Narodowej Orkiestry Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach. Czy to również znaczący krok w rozwoju Pani kariery?

– Tak, we wrześniu postanowiłam wziąć udział w przesłuchaniach, zupełnie nic sobie nie obiecując… To zawsze duże wyzwanie, trzeba mieć dobry dzień i zaprezentować 100 procent umiejętności w danym momencie. Jakkolwiek w tym dniu otrzymałam najwyższą ilość głosów i sekcja zaprosiła mnie do współpracy. Jest to bardzo dobry zespół i jestem niesamowicie wdzięczna za tę możliwość. Współpracując z różnymi zespołami wciąż się czegoś uczymy, co uważam za wspaniałe, aby móc nieustannie rozwijać się.

 

A jakie miejsce w Pani życiu zajmuje Filharmonia Częstochowska, z którą jest Pani związana od 2019 roku?

– Parę lat temu było to o tyle skomplikowane, że przebywając częściej w Szwajcarii musiałam dolatywać na próby i koncerty. Jakkolwiek dzięki pomocy kolegom z sekcji, jak i nieocenionemu wsparciu naszego dyrektora Adama Klocka, moje występy z Filharmonią były możliwe. Bardzo dobrze odnalazłam się w zespole, w którym panuje świetna atmosfera. Mam wspaniałych kolegów w sekcji, jak i w całym zespole. To naprawdę świetna orkiestra, która nieustannie dba o podnoszenie poziomu, jak i dostarczanie najlepszych muzycznych wrażeń publiczności. Już z niecierpliwością czekam na wspólny występ podczas koncertu Jubileuszowego 21 marca, na którym zagramy wielkie dzieło Beethovena IX Symfonię.

 

Najczęściej można słuchać Pani gry w występach z towarzyszeniem orkiestry symfonicznej. Czy realizuje się Pani również w kameralistyce?

– Bardzo lubię muzykę kameralną. W czasie studiów w Szwajcarii stworzyłam ze skrzypaczką duet instrumentalny Duo Bottesini, dużo występowałyśmy w tej oryginalnej formacji, bo zestawienie skrzypce – kontrabas nie jest klasycznym tworem kameralnym. Obecnie gram sporo recitali w duecie z fortepianem. Zawsze jestem otwarta na tego typu propozycje, gdyż jest to tworzenie relacji na innej płaszczyźnie niż z orkiestrą, bardziej intymnej, gdzie można znaleźć przestrzeń na „dyskusje”, wspólne poszukiwanie interpretacji. W zespole orkiestrowym należy to do dyrygenta, bo gdyby sześćdziesiąt osób naraz chciało przedstawić swoją wizję interpretacyjną, moglibyśmy nie znaleźć kompromisu. (śmiech)

 

Na zakończenie proszę opowiedzieć o swoich planach artystycznych na najbliższą przyszłość.

– Planuję nagranie suit Bacha na kontrabasie. Wprawdzie już takie płyty powstały, aczkolwiek Bach jest bardzo bliski mojemu sercu i pragnę to uczynić we własnym opracowaniu, wiernym pierwotnej partyturze. Zresztą był geniuszem i ominięcie jego suit, nie poznanie jego języka muzycznego byłoby dużym brakiem. Uważam, że kontrabas w pełni oddaje ich wartość i jako kontrabasiści z powodzeniem możemy je wykonywać. W grudniu pod wpływem inspiracji świetnego gambisty Krzysztofa Firlusa, kupiłam violę da gamba i  sięgnęłam do instrumentarium muzyki dawnej. Jest to instrument spokrewniony z wiolonczelą. Wśród innych planów, jest szereg recitali z wiolonczelistką zaplanowanych na lipiec w Szwajcarii, jak i we Francji. Jestem również pomysłodawcą konkursu kontrabasowego w miejscu, gdzie zaczynałam naukę, a więc w Szkole Muzycznej w Sosnowcu. Będzie to pracochłonne, ale chcę dać tę możliwość dzieciom, młodzieży. Sama wiem po sobie, że konkursy motywują do pracy. Tak więc planuję wzbogacić Śląsk o jeszcze jedną inicjatywę i na początku 2026 roku ma się odbyć pierwsza edycja konkursu kontrabasowego w Sosnowcu.

 

rozmawiał: Łukasz Giżyński

 

Klaudia Baca, kontrabasistka, solistka i kameralistka, pedagog i kompozytor. Studiowała w Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach,  Conservatorio della Svizzera italiana i Hochschule für Musik Basel FHNW. Występowała z orkiestrami na najważniejszych scenach w Europie. Jest członkiem sekcji kontrabasistów w Narodowej Orkiestrze Symfonicznej Polskiego Radia w Katowicach i Orkiestrze Filharmonii Częstochowskiej. Prowadzi zajęcia w Akademii Muzycznej im. Feliksa Nowowiejskiego w Bydgoszczy.

 

+ foto: Klaudia Baca podczas występu z Orkiestrą Symfoniczną Filharmonii Częstochowskiej w ramach Koncertu „Nasi Soliści” w maju 2024 roku.

Autor: Agnieszka Małasiewicz, Filharmonia Częstochowska

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *