Rozmawiamy z Jackiem Strączyńskim, przewodniczącym Zarządu Regionu Częstochowskiego NSZZ „Solidarność”.
Pod patronatem „Solidarności” powstała Rada Historyczna w Częstochowie. Jaki jest jej cel?
– Rada Historyczna nie jest związana tylko i wyłącznie ze związkiem zawodowym „Solidarność”. Skupia ona przedstawicieli stowarzyszeń patriotycznych, tych, którzy pragną przywracać prawdziwą pamięć historyczną. Pierwszym i jakże ważnym efektem naszego działania jest pierwsza, po 76 latach od wybuchu II wojny światowej, uroczystość przy kwaterze wojennej na cmentarzu Kule, podczas której uczciliśmy żołnierzy 7 Dywizji Piechoty. W pierwszych dniach września 1939 roku, tu pod Częstochową, stanęli oni do walki w obronie granic Polski i walczyli ze znacznie większymi siłami wroga. Niemcy przeciwko 17-tysięcznej dywizji polskiej wysłali ponad 100-tysięczną armię.
Uroczystości przyświecała idea ponad podziałami politycznymi…
– Udało się nam przeprowadzić piękną ceremonię, której głównym akcentem była Msza Święta odprawiona przez księdza arcybiskupa Wacława Depo w koncelebrze kapelana „Solidarności” księdza Ryszarda Umańskiego i księdza sekretarza Mariusza Trojanowskiego. Potem wzruszająca uroczystość przy mogiłach żołnierzy. Cieszy nas udział przedstawiciela miasta, w osobie zastępcy prezydenta Ryszarda Stefaniaka oraz parlamentu, w osobie posła PiS Szymona Giżyńskiego. Dostojeństwa uroczystości nadały liczne poczty sztandarowe.
Pragnę podkreślić, że odkąd zostałem przewodniczącym staram się obok pilnowania spraw pracowniczych zwrócić uwagę na politykę historyczną miasta. W Częstochowie działa wiele stowarzyszeń patriotycznych i historycznych, spróbowałem je scalić, bo przecież wszyscy działamy w jednej, słusznej sprawie, dla dobra miasta i Ojczyzny. Brak porozumienia nie sprzyjało temu celowi. I udało się, w skład Rady Historycznej wchodzą już trzy stowarzyszenia oraz Prawo i Sprawiedliwość i oczywiście Region Częstochowskiej „Solidarności”.
Obchodzimy 35-lecie powstania „Solidarności”. Jak z perspektywy ocenia Pan sytuację w naszym kraju? Niektórzy twierdzą, że nadal żyjemy w Polsce nie do końca suwerennej.
– 35 lat temu, ostatniego dnia sierpnia i pierwszych dniach września, podpisano porozumienia z „Solidarnością” w Szczecinie, Jastrzębiu, Gdańsku. Była ogromna radość i nadzieja, że zmieni się przede wszystkim byt polskiego pracownika. Przez te 35 lat coś się udało, widzimy, że Polska się zmieniła. Są niezależne związki zawodowe, podpisywaliśmy liczne ponadzakładowe układy zbiorowe. Jednak do spełnienia było 21 postulatów z porozumień sierpniowych. 35 lat minęło, a one nadal nie są zrealizowane.
Dlatego Związek jest nadal potrzebny?
–Tak i cały czas musi walczyć o prawa pracownicze. Ciągła liberalizacja Kodeksu pracy i zmiany w rodzaju umów powoduje, że ma się wrażenie, iż pracodawcy patrzą tylko, co by mogli jeszcze pracownikowi zabrać. A za jaką płacę ludzie w Polsce są zatrudniani?. Słyszałem, że pracuje się nawet za 2,5 złotego za godzinę. Jak ktoś może być tak bezczelny, by zaproponować taką stawkę? Dlatego Związek cały czas walczy o płacę minimalną. Był też postulat wieku emerytalnego, a przecież w 2013 roku podniesiono wiek emerytalny w Polsce. Mężczyznom o 5 lat, a kobietom o 7 lat.
Może związkowcy winni być bardziej twardzi w rozmowach z rządem?
– Musi zmienić się przede wszystkim ustawa o związkach zawodowych. U naszych zachodnich sąsiadów wszystko jest jawne i czytelne, a pracodawca wszystkie problemy załatwia poprzez związki zawodowe. U nas jest odwrotnie. Ludzie do związków zapisują się tajnie. Boją się przyznać pracodawcy, bo umowy są okresowe, czasowe, nie są przedłużane. Związek podpisał umowę programową z prezydentem Andrzejem Dudą, a w zasadzie podpisało całe społeczeństwo. Niech nikt nie opowiada, że Prezydent po wygranych wyborach zaczyna się wycofywać ze swoich obietnic. To jest nieprawda. Liczymy również na zmianę na scenie politycznej, że partie anty pracownicze pójdą w niebyt polityczny. Zmiany w sondażach i wysoki procent zaufania społecznego dla partii prospołecznych wskazują, że Polacy chcą wielkich zmian, bo żyje się nam co raz gorzej. Historia pokazuje, że Polacy są ludźmi bardzo cierpliwymi, ale do pewnego momentu, a ten punkt krytyczny się zbliża. Liczymy, że w nowym rozdaniu parlamentarzyści będą realizować postulaty sierpniowe. Nie wyobrażam sobie, by któryś z parlamentarzystów powiedział, że się czegoś nie da się zmienić. Da się, bo my cudów nie wymagamy. Wystarczy przejechać 50 metrów od naszej zachodniej granicy. Tam jest zupełnie inne życie. Inne płace, inna praca, a przecież ludzie są tacy sami. Podobne warunki, przemysł, tyle tylko, że u nas zniszczył go już obecny rząd. To, co deklarował pan prezydent Duda, że musimy odbudować polski przemysł, to prawda. Dziś mamy w Polsce przemysł, który nie jest polski.
Kogo powinniśmy wspominać , kto najbardziej zasłużył się dla „Solidarności” a zatem i dla Polski?
– Solidarność zaczęła się od strajku. Chodziło o przywrócenie do pracy śp. pani Anny Walentynowicz, którą zwolniono tuż przed odejściem na emeryturę. I ten strajk, którym upomniano się o zwykłą suwnicową, ale jakże wspaniałą kobietę, rozlał się na cały kraj. Zatem szczególny ukłon i szacunek należy się pani Annie Walentynowicz, bo to ona jest tą osobą, dzięki której powstał związek i nastąpiły przemiany społeczne. Szkoda, że już jej z nami nie ma.
W Częstochowie też były istotne wydarzenia…
– Częstochowa dała o sobie usłyszeć w listopadzie 1980 roku. 10 listopada został zarejestrowany związek zawodowy „Solidarność”. Ówczesne władze w Polsce dostały instrukcje, jak zachować się, gdy związek nie zostanie zarejestrowany przez Sąd Najwyższy. Władze częstochowskie z nadgorliwości otworzyły zalakowane koperty wcześniej, i zgodnie z podaną instrukcją zabroniono związkowi działalności. Praktycznie go zdelegalizowano, chociaż jeszcze oficjalnie nie został zarejestrowany. Finałem było zebranie się przedstawicieli 155 zakładów pracy w klubie Ikar (MPK) przy ul. Niepodległości, którzy oczekiwali na komisję rządową. Po dziewięciu dniach strajku doprowadzono do tego, że zostały odwołane władze miejskie i wojewódzkie. Udało się to tylko w Częstochowie.
Solidarność musi istnieć, bo?
– Bo ludzie tego chcą i potrzebują. Kto lepiej jak „Solidarność” będzie bronił ich interesów czy reprezentował u pracodawcy?
Dziękuję za rozmowę
URSZULA GIŻYŃSKA