Franku, przed sobotnim meczem nastawienie na pewno było bardzo duże po Waszej stronie. Tymczasem ponieśliście przegraną dwunastoma punktami. Jak to spotkanie wyglądało z Twojego punktu widzenia
– Wpierw może wypowiem się za moją osobę. Na początku brakowało mi odpowiednich ustawień. Brakowało mi prędkości, nawet w moim pierwszym biegu, w którym start zanotowałem nienajgorszy. Poza tym nie spodziewałem się, że zewnętrzna część toru będzie tak mocno „nosić”. Zazwyczaj bowiem na naszym owalu w Częstochowie, głównie w pierwszej serii, „chodzi” właśnie jazda przy krawężniku. W biegu nr 2 tasowałem się z Kevinem Małkiewiczem. Najpierw ja go woziłem za sobą, a później nagle on był już przede mną. Totalnie mnie to zaskoczyło. Popełniłem błąd, bo jednak mogłem spróbować jakoś to przewidzieć, inaczej pojechać. Później szukaliśmy ustawień, już dobrze było w biegu dwunastym. Nie ukrywam, że brakuje mi jeszcze startów. Mimo wszystko mało jeszcze pojeździłem na nowych silnikach, z którymi muszę całkowicie się zapoznać. A do tego w teamie mam nowego mechanika. Muszę więc wszystko ze sobą zgrać, żeby ustawienia były jak najlepsze. Mam nadzieję, że już niedługo będzie to szło w dobrym kierunku. Chciałbym być coraz szybszym, lepszym.
Powiedziałeś o braku prędkości. A może po prostu musiałeś coraz lepiej zgrać się z częstochowskim torem?
– Myślę, że można połączyć obie kwestie. Zgranie z torem wynika bowiem także z ustawień sprzętowych, czy są one trafione bądź też nie. Na początku zawodów w sobotę z nimi nie trafiłem. To było zresztą widać po mojej prędkości, a raczej jej braku. W każdym razie to był dopiero pierwszy mecz, a jeszcze wiele przed nami. Na pewno będziemy walczyć. Ze swojej strony tak samo będę się starał jak najmocniej. Światełko w tunelu pojawiło się w ostatnim moim wyścigu meczu z GKM-em w sprawie ustawień czy jazdy. Będziemy patrzeć dalej w przyszłość.
A pro po Twojego ostatniego wyścigu, pokonałeś w nim Kacpra Łobodzińskiego, ale jednocześnie podjąłeś walkę z Jaimonem Lidsey’em.
– Czując prędkość pod tyłkiem, próbowałem zbliżać się do Jaimona Lidsey’a. Jednak i tym razem nie ustrzegłem się błędów, tracąc na prędkości. Tak jak jednak mówiłem, w tym roku miałem jeszcze za mało jazdy, również i na częstochowskim torze. Jeszcze jest sporo pracy przede mną odnośnie ustawień i dyspozycji. Już wiem, co muszę poprawić, a razem z moim teamem staramy się wyciągać wnioski. Uważam, że będzie coraz lepiej.
Pamiętam, gdy rozmawialiśmy tuż prezentacji drużyny (15 lutego). Wtedy mówiłeś, że zamierzasz powalczyć o miejsce w składzie Włókniarza już w pierwszym właśnie z zespołem z Grudziądza. Cel został zrealizowany.
– Jakiś na pewno. Trzeba też pamiętać, że miałem przerwę od jazdy – ponad tygodniową. Ominęły mnie bowiem dwa sparingi z Abramczyk Polonia Bydgoszcz. Już przez to mógłby być widoczny u mnie brak jazdy. Cieszę się, że wróciłem na ostatni sparing (z Cellfast Wilkami Krosno, 8 kwietnia; wygranym 50:40 – przyp. red.). Dzięki temu udało się pojeździć i załapać już do ligowego składu. Fajnie będzie, jeśli bym już w zestawieniu pozostał i osiągał jak najwyższe wyniki.
Pod względem punktacji, byłeś najlepszym juniorem Krono-Plast Włókniarza w rywalizacji z Bayersystem GKM-em. Sądzisz, że zyskałeś na tyle dużo w oczach trenera Mariusza Staszewskiego, że powoła Cię na następny mecz w Lublinie 19 kwietnia?
– Szczerze mówiąc, nad tym szczególnie się nie zastanawiam. Tym bardziej, że w obecnym tygodniu zaplanowane mam już zawody i chcę w nich wypaść jak najlepiej. To trener podejmuje decyzje co do składu. Na obecną chwilę o tym nie myślę, lecz skupiam się na imprezach, które bezpośrednio przede mną.
Bardzo Ci dziękuję za rozmowę.
– Dziękuję.
Rozmawiał: Norbert Giżyński
Foto.: Grzegorz Przygodziński