- Gazeta Częstochowska - https://gazetacz.com.pl -

Wychowankowie Włókniarza w Grand Prix: Sebastian Ułamek, Maksym Drabik i Mateusz Świdnicki

Sebastian Ułamek

Częstochowa nie musiała długo czekać na swojego kolejnego wychowanka w SGP po Sławomirze Drabiku, który w 1997 r. zakończył swoją przygodę z tą serią. Sezon później bowiem w tych rozgrywkach zadebiutował Sebastian Ułamek. Popularny „Seba” start w elicie zapewnił sobie dzięki zajęciu dziewiątego miejsca, ostatniego premiowanego awansem do Indywidualnych Mistrzostw Świata 1998, w zawodach  Grand Prix Challenge, rozegranych w austriackim Wiener Neustadt 5 października 1997. W osiągnięciu tego celu wystarczyło mu zgromadzenie wyłącznie 7 punktów. Warto w tym miejscu dodać, że w końcowej klasyfikacji znajdował się m.in. przed światowym czempionem z 1993 r. Samem Ermolenko. W turnieju górą był z kolei Piotr Protasiewicz.

Należy nadmienić, że w 1998 roku zmieniły się znacząco zasady rozgrywania zawodów  Grand Prix. Wprowadzono tzw. system „knock-out”. Mówił on o tym, że poszczególne turnieje były podzielone na trzy etapy: eliminacyjny, główny oraz finałowy. Przepis ten obowiązywał do końca sezonu 2004.

W swoim pierwszym roku startów na światowych torach (w kategorii seniorów) Ułamek nie zaprezentował się od samego początku cyklu SGP. Z powodu kontuzji zabrakło go w inaugurującej rozgrywki eliminacji w Pradze. Pojawił się dopiero w kolejnej na obiekcie niemieckiego Pocking. Długo oczekiwany debiut reprezentanta Włókniarza nie był jednak tak udany jak sobie wymarzył. Odjechał zaledwie dwa wyścigi, dwukrotnie zajmując czwarte miejsce. Tym samym swój udział zakończył w turnieju eliminacyjnym. Również w późniejszych czterech nie błysnął jazdą. W eliminacjach w: Vojens (Dania), Coventry (Wielka Brytania), Linköping (Szwecja) oraz Bydgoszczy również nie przebrnął przez wstępne fazy zawodów. W związku z powyższym w klasyfikacji końcowej był dopiero dwudziesty czwarty.

Jak się można było spodziewać, nie otrzymał prawa startu w IMŚ na sezon 1999, jako stały uczestnik. Otrzymał za to jednorazową dziką kartę na  Grand Prix Szwecji, które ponownie odbyło się w Linköping. Wystąpił wyłącznie w trzech biegach fazy eliminacyjnej turnieju. Osiągnął następujący bilans: czwarte miejsce w pierwszym w swoim biegu, wygrana w drugim i trzecia lokata w następnym. Pozwoliło mu to zająć w całych zawodach osiemnastą pozycję. Z podobnego przywileju skorzystał w roku 2000. Jako dzika karta wystartował w polskiej rundzie we Wrocławiu. Był to, jak dotychczas, najlepszy występ Sebastian Ułamka w najważniejszych międzynarodowych rozgrywkach. Po raz pierwszy w karierze awansował  do głównego etapu turnieju GP. Tutaj jednak odpadł z dalszej rywalizacji; po jednym razie metę minął na czwartej i trzeciej pozycji. We wrocławskiej eliminacji wychowanek „Biało-zielonych” w ostatecznym rozrachunku był czternasty.

Ułamek jako pełnoprawny uczestnik Speedway Grand Prix powrócił w 2002 r. Organizatorzy cyklu obdarowali go wówczas stałą dziką kartą. Tym razem spisywał się lepiej niż w okresie, kiedy zaznajamiał się z cyklem. Czterokrotnie udawało mu się przechodzić do fazy głównej zawodów. Doszło do tego w: Bydgoszczy, Cardiff, Chorzowie i Sydney. Jako ciekawostkę możemy podać fakt, że w eliminacjach bydgoskiej (w gonitwie ósmej) brytyjskiej (w wyścigu szóstym) SGP 2002 za swoimi plecami przywiózł przyszłego trzykrotnego mistrza świata w jeździe indywidualnej, Nickiego Pedersena. Wśród zawodników pokonanych przez „Sebę” w rundzie, przeprowadzanej nad Brdą, był również Andreas Jonsson. Po rozegraniu wszystkich dziesięciu rund Ułamkowi w całych IMŚ przypadła siedemnasta lokata. Łącznie na swoim koncie miał zgromadzonych 39 punktów

Nastąpiła ponowna, tym razem siedmioletnia, przerwa wielokrotnego reprezentanta Włókniarza w byciu stałym zawodnikiem SGP. Jednakże w międzyczasie zaliczył pojedyncze starty w tych rozgrywkach. Z jednorazową dziką kartą wystąpił w Grand Prix Europy w Chorzowie w sezonie 2003. Na Stadionie Śląskim, po udziale wyłącznie w turnieju eliminacyjnym, zajął osiemnaste miejsce. Milej Sebastian z pewnością będzie wspominał GP Starego Kontynentu we Wrocławiu cztery lata później, kiedy na te zawody także przyznano mu dziką kartę. W tej rundzie zdobył w sumie 6 „oczek”, ocierając się o fazę finałową. Mało tego wygrał wyścig dwunasty, w którym jego przeciwnikiem był m.in. sam Jason Crump. W końcowej klasyfikacji turnieju na Stadionie Olimpijskim znalazł się na dziewiątej lokacie.

Do Speedway Grand Prix 2009, z pozycji stałego uczestnika, przeszedł, zajmując trzecie, ostatnie premiowane awansem, miejsce w finale eliminacji do tych rozgrywek w Zielonej Górze w 2008 roku. Choć w całej edycji cyklu, która miała miejsce trzynaście lat temu, nie zwojował za wiele, osiągnął najlepszy ostateczny rezultat w tych rozgrywkach w swojej karierze. Po odjechaniu jedenastu turniejów sklasyfikowano go na dwunastej lokacie. Odnotował jednakże kilka naprawdę dobrych występów. Już w drugiej imprezie SGP 2009 w Lesznie wywalczył sobie miejsce w starciu półfinałowym. Udział na obiekcie im. Alfreda Smoczyka wprawdzie zakończył na tym etapie, ale szósta lokata, którą ostatecznie zajął, była dla niego na pewno sporym dokonaniem. Przepustkę do ½ finału zyskiwał również w: Kopenhadze, Cardiff oraz Vojens. Najwięcej radości nie tylko sobie, ale również swoim fanom, sprawił natomiast podczas ostatniej rundy w Bydgoszczy. W mieście braci Jacka i Tomasza Gollobów nie tylko wystartował w biegu finałowym, ale przede wszystkim stanął na najniższym stopniu podium. Tym rezultatem w województwie kujawsko-pomorskim Sebastian Ułamek zwieńczył swoją przygodę z Speedway Grand Prix. Nie powrócił już ponownie na światowe salony.

 

Maksym Drabik

Drabik junior, który, podobnie jak ojciec, pierwsze żużlowe kroki stawiał w Częstochowie, również doczekał się jazdy w elicie. Jednak – w przeciwieństwie do swojego rodzica – póki co zaliczył występy w dwóch turniejach IMŚ. Pierwszy start w SGP odbył w 2018 r. w otwierającej całoroczny cykl rundzie na Stadionie PGE Narodowym w Warszawie. Na te zawody został powołany jako jeden z dwóch rezerwowych obok Bartosza Smektały. Najpierw na tzw. „sztucznej nawierzchni” w stolicy Polski pojawił się w gonitwie dwunastej z powodu dotknięcia taśmy maszyny startowej przez Jasona Doyle’a. Niestety nie pokazał w tym starciu zbyt wiele, gdyż metę minął jako ostatni. Poprawił się za to sześć biegów później, kiedy zastępował niedysponowanego do dalszej jazdy po upadku w szesnastym wyścigu Nickiego Pedersena. Maksym co prawda nie wygrał wtedy rywalizacji, ale po przejechaniu czterech okrążeń zameldował się na drugim miejscu, przywożąc za sobą znacznie bardziej doświadczonych Przemysława Pawlickiego i Nielsa Kristiana Iversena. Uzbierane 2 „oczka” dały mu piętnastą lokatę w całym turnieju.

Rok później Maksyma Drabika w elicie oglądaliśmy w piątym turnieju na jego domowym wówczas torze we Wrocławiu. W tamtym okresie na co dzień w lidze polskiej reprezentował bowiem barwy miejscowej Sparty. Na imprezę w stolicy województwa dolnośląskiego dostał dziką kartę. Zawody rozpoczął bardzo udanie, bo od zwycięstwa w gonitwie nr dwa przed kolejno: Tai’em Woffindenem, Nielsem Kristianem Iversenem, a także Antonio Lindbaeckiem. Jednak następny, i zarazem ostatni, punkt do swojego dorobku dorzucił dopiero w trzynastym biegu, w którym lepszy był jedynie od Jasona Doyle’a. Za sprawą wywalczenia w sumie 4 „oczek” sklasyfikowany został na trzynastym miejscu.

Okazję do polepszenia swoich dotychczasowych wyników Maksym Drabik będzie miał już 14 maja br. W tym dniu odbędzie się jedna z trzech polskich rund Speedway Grand Prix 2022. Z dziką kartą po raz drugi w karierze w serii Indywidualnych Mistrzostw Świata pojedzie właśnie syn Sławomira Drabika. Szanse na jak najlepszy występ będzie miał spore. Tym bardziej, że król juniorów na świecie z 2017 i 2019 roku – po ponad rocznej dyskwalifikacji, spowodowanej przedawkowaniem witaminowej wlewki – startując obecnie w barwach Motoru Lublin jest w znakomitej formie. Po trzech rozegranych spotkaniach tegorocznej PGE Ekstraligi ma trzecią najlepszą średnią biegopunktową w najwyższej klasie rozgrywkowej.

 

Mateusz Świdnicki

Uczestnictwo choćby w jednej imprezie żużlowego Grand Prix jest marzeniem każdego młodego speedway rajdera. Takowe na pewno miał też Mateusz Świdnicki. Niespełna 21-letni wychowanek i jednocześnie zawodnik „Lwów” spełnił je już w ubiegłym roku. W dwóch rundach w Lublinie pełnił rolę rezerwowego. W pierwszych lubelskich zawodach nie pojawił się na torze. Wyjechał na nawierzchnię z kolei następnego dnia w drugim turnieju na Lubelszczyźnie. Zaprezentował się dwukrotnie. Po raz pierwszy w gonitwie dwunastej; najpierw z powodu upadku Martina Vaculika, który w efekcie doznał urazu barku, a później taśmy Wiktora Lamparta. Początkowo wyglądało na to, że junior z Częstochowy wywalczy swoje pierwsze punkty w SGP, bowiem jechał na drugim miejscu i nawet na moment wyprzedził Artioma Łagutę. Niestety tuż przed ukończeniem pierwszego okrążenia upadł na tor z racji kontaktu z Jasonem Doylem, który go zaatakował. Nikt jednakże nie został wykluczony, gdyż w trzecim podejściu taśma maszyny startowej nie poszła równo do góry. Czwarta odsłona dwunastego wyścigu również została przerwana w wyniku upadku Świdnickiego i Doyle’a zaraz po momencie startowym. Na szczęście obyło się bez złamań, a arbiter zawodów ponownie puścił gonitwę w pełnej czteroosobowej obsadzie. W końcu udało się przeprowadzić ten bieg za piątym razem. Ale to podejście poszło kompletnie nie po myśli Mateusza, który od początku do końca zamykał stawkę. Ówczesnego 20-latka na obiekcie przy al. Zygmuntowskich w Lublinie znowu obserwowaliśmy w siedemnastym wyścigu. Zastępował w nim kontuzjowanego Martina Vaculika. Jednak i tym razem był daleko za rywalami, w związku z czym metę minął ostatni. Choć częstochowianin nie zdobył w tym turnieju punktów, zyskał cenne doświadczenie, które z pewnością zaprocentuje w przyszłości.

Norbert Giżyński

Foto. Grzegorz Przygodziński

Podziel się: