Częstochowska inscenizacja „Mewy” Antoniego Czechowa, w reżyserii Cezarego Ibera, to wierny portret rosyjskiej duszy. Jeżeli tak, to nie ma się czym zachwycać – zło zawsze zwycięża; jest rękojmią nieuniknionego fatalizmu. Rosyjska dusza egzystuje w samoudręczeniu.
Epatowanie Czechowem, to epatowanie Rosją. Uniwersalizowanie Czechowa, to uniwersalizowanie rosyjskiej duszy.
Różnice między dobrem i złem są zamazane, „nieistotne”, bo wszystkie postaci „Mewy” są nieszczęśliwe – uwikłane w role życiowych popaprańców.
Jedyna postać, próbująca uniknąć ekshibicjonistycznej samozagłady to rządca majątku Sorina – Ilia Szamrajew (znakomita rola Roberta Rutkowskiego). Rutkowski również gra człowieka nieszczęśliwego, ale jakby inaczej.
Przestrzeń sceniczna częstochowskiej „Mewy” jest prosta i monumentalna – zachęcająca aktorów do deklamacyjnej szczerości w tej paradzie nieszczęśliwców. Myślę, że adekwatną oprawę plastyczną mogłaby tu stanowić ekspozycja – służąca za kompletne tło spektaklu – obrazu Jlji Riepina „Burłacy na Wołdze”.
Inscenizacja „Mewy” Antoniego Czechowa w częstochowskim Teatrze im. Adama Mickiewicza, to spektakl spójny artystycznie. Znaczy to, między innymi, iż mamy w Częstochowie dobry, klasowy – zespół aktorski.
SZYMON GIŻYŃSKI
Zdjęcie Wikipedia
Ilja Riepin „Burłacy na Wołdze”