- Gazeta Częstochowska - https://gazetacz.com.pl -

Powrót z uzależnienia

„Drzewo wzrostu” to część programu terapeutycznego w Ośrodku Profilaktyczno-Społecznym dla Uzależnionych i Ich Rodzin „Powrót z U” w Częstochowie. Jest to oddział dzienny leczenia uzależnień, wersja ambulatoryjna terapii. Ośrodek otwarty jest od godziny 14. do 20. Przychodzą tu ludzie, po szkole, pracy, którzy na co dzień normalnie funkcjonują w społeczeństwie. Przynajmniej starają się, bo są uzależnieni od narkotyków. Podjęcie nauki, zawodu jest jednym z ważniejszych elementów leczenia. Harmonogram składa się z trzech części. Od 14. do 16. są luźne zajęcia, odrabianie prac domowych, nauka, spędzanie czasu na słuchaniu muzyki, grach, siłownia. Od 16 do 18 odbywają się zajęcia edukacyjne o różnej tematyce, asertywności, mechanizmach uzależnień, emocjach, ich rozpoznawaniu, nazywaniu, reagowaniu na nie w różnych sytuacjach. Od 18. jest grupa terapeutyczna i wtedy wszyscy się zbierają. Godziny nie są jednak sztywno określone. Tempo i plan spotkań w dużej mierze nadaje grupa. Terapeuci określają jedynie w jakim kierunku ma potoczyć się spotkanie. Obecnie grupa jest dziewięcioosobowa w przedziale wiekowym 16-29 lat. Terapia jest podzielona na trzy etapy, trzy- sześcio- i dziewięciomiesięczne. Każdym z nich można zakończyć leczenie. Czasami jest tak, że ktoś może zakończyć terapię po sześciomiesięcznym okresie, ale on sam woli zostać jeszcze trzy. Wtedy przedłuża się terapię. Czasem też przychodzą tu ludzie po pobycie w ośrodku stacjonarnym, gdzie leczenie odbywa się 24 godziny na dobę. Nie wszystkim jednak odpowiada taki sposób terapii, nie zawsze też asymilacja i rygorystyczne zasady dają zadawalające efekty.
Sławomir Szwajkowski, kierownik ośrodka uważa, że leczenie w zakładzie stacjonarnym w oderwaniu od rzeczywistości nie zawsze jest efektywne. – Nie sadzi się drzew do góry nogami, bo nie urosną – tłumaczy. Sam pracował 22 lata w tego rodzaju placówce i zrezygnował, uznając, że motywacja „pod pręgierzem” nie jest motywacją. Terapeuci operują jedynie słowem, jako argumentem. Pacjenci natomiast sami muszą zmierzyć się z wyborem – pić, brać, albo być. Statystyki procentowe wyleczonych oscylują w podobnych granicach, jeśli chodzi o te dwa rodzaje zakładów. Różnica jest jednak duża. W ośrodku stacjonarnym przebywa zazwyczaj około 50. pacjentów i jeden terapeuta. Nie ma indywidualnego kontaktu, co jest w tym przypadku szczególnie ważne. W ośrodku dziennym zaś nie ma ludzi anonimowych. Terapeuci są w stanie na bieżąco kontrolować stany emocjonalne. Także pacjentom jest łatwiej, integrują się, nie przechodzą wobec siebie obojętnie. Szwajkowski podkreśla, że w tym ośrodku jest inaczej i stosunek terapeutów do leczonych jest inny. Nie narzuca się niczego dyrektywnie. Terapeuta Michał Pyrkosz dodaje, że oni zasiewają ziarenko, że coś jest nie tak, i że można inaczej, lepiej. Pacjenci sami muszą w to rzeczywiście uwierzyć.
Obecnie nie istnieje wspólny mianownik dla uzależnionych, tłumaczy Michał Pyrkosz. Nie jest to ani kolor skóry, ani status materialny. Jedynie problemy i nieumiejętność radzenia sobie z nimi. W dodatku nie są to problemy dotykające określoną grupę ludzi, ale problemy, które w większym czy mniejszym stopniu posiada każdy z nas, bo dyktuje je aktualny styl życia. Obecnie pięćdziesiąt procent pacjentów to jest podwójna diagnoza. Obejmuje ona występowanie dwóch lub więcej rodzajów zaburzeń psychicznych i osobowościowych, z których jeden dotyczy zażywania substancji psychoaktywnych. Wiąże się to z nieumiejętnością normalnego funkcjonowania w rzeczywistości, coraz powszechniejszymi depresjami, lękiem przed niemożnością sprostania codziennym wymaganiom. Nieustanny pęd, wyścig szczurów, strach przed pozostaniem w tyle, ciągłe porównywanie się z innymi. Następstwem tego jest również zmiana specyfiki narkotykowej. Używki dobiera się do osobowości. Jeżeli ktoś ma dynamiczny sposób bycia to nie weźmie heroiny, która wycisza i spowalnia, ale amfetaminę, która go jeszcze bardziej napędzi. Obecnie więcej osób jest pod wpływem amfetamin, kokain, dopalczy… W dodatku dostęp do narkotyków jest banalnie prosty, łatwiejszy niż kiedykolwiek wcześniej. Wchodzi nowa generacja narkomanii, jak nazywa to zjawisko Sławomir Szwajkowski. W Internecie można znaleźć mnóstwo informacji o przeróżnych mieszankach leków, substancji chemicznych, legalnie dostępnych w sklepach, by wywoływały halucynacje, śpiączki, omamy. Michał Pyrkosz opowiada o młodej dziewczynie, która przyszła do ośrodka i powiedziała, że jest uzależniona od GBL. Terapeuta przyznał, że pierwszy raz w życiu usłyszał taką nazwę. Okazało się, że jest to środek używany do czyszczenia farb lakierniczych, chromu i niklu. Kilka kropel powoduje różnego rodzaju halucynacje, zaburzenia równowagi, a jak się weźmie trochę więcej to zapada się w kilkugodzinne śpiączki. Ta dziewczyna w ten sposób próbowała odreagowywać. Sama być może znalazła informacje o GBL w Internecie, zaczęła eksperymentować. – Tak naprawdę to nie ma narkomanów. Są osoby zażywające mniej lub bardziej szkodliwe substancje. – mówi Sławomir Szwajkowski. Panuje moda na narkotyki , zabawy „blokerskie”. Większość osób uzależnionych nie ma „duszy narkomana”. Biorą, ale nie wiedzą do końca po co. Na podstawowe pytanie diagnostyczne: jak czujesz narkotyki, odpowiadają, że jest to przyjemne, tylko tyle. Na pytanie, co dalej, nie wiedzą już o co chodzi. To znaczy, że nie mają osobowości narkomana. Narkoman wie, co jest dalej, czemu ten środek służy. A wielu osobom narkotyki są potrzebne jedynie do podniesienia jakiegoś prestiżu w grupie znajomych, dodania sobie odwagi, przy wyrwaniu komuś torebki, czy podejściu do dziewczyny na dyskotece. Bardzo często nie są to nawet tego typu błahe powody. Oni sami nie wiedzą czemu biorą. Nie są to ludzie, którzy stracili wszystko, samochód, dom, rodzinę, dzieciństwo. Wtedy, gdy jest skonkretyzowany problem, to jest się od czego odbić w terapii. Natomiast coraz częściej terapeuci mają do czynienia z ogromnym destruktywnym skutkiem w postaci uzależnienia, który jest odpowiedzią na niezlokalizowany problem. To jest najtrudniejsze, ponieważ terapeuci nie wiedzą co robić, jak poprowadzić terapię. Muszą to dopiero wspólnie odkryć. Drążą, dobierają słowa, żeby jakoś do tego dotrzeć. – Staramy się być jak najbardziej otwarci, pomimo tego, że na początku są to dla nas zupełnie obcy ludzie. Z czasem się to jednak zmienia. – mówi Michał Pyrkosz. Terapeuci nie ukrywają swoich spraw, pokazują, że też mogą mieć problemy. Dla terapii ważne są prawdziwe emocje. Najlepszą szkołą uczenia się, pokazywania i rozpoznawania emocji, są szczere relacje pacjentów z ich terapeutami.
Oprócz zwykłej terapii osobom uzależnionym potrzebna jest bardzo często także inna pomoc. Wiele osób, musi zmienić środowisko, w którym żyło do tej pory, aby na nowo nie wpaść w chorobę. Niektórzy też nie mają dokąd wracać po wyjściu z zakładów poprawczych, albo też warunki materialne nie pozwalają im na powrót do domu. W odpowiedzi na to Mieczysława Majka Tkacz, specjalistka terapii uzależnień i Przewodnicząca Towarzystwa „Powrót z U”, stworzyła hostel dla tych osób. Było to możliwe dzięki dotacjom z funduszu Unii Europejskiej, do której Mieczysława Tkacz skierowała swój projekt. Hostel przeznaczony jest dla osób po zakończeniu podstawowego programu terapii. Mają oni możliwość samodzielnego startu w ramach programu postrehabilitacji.
Rzeczywistość nie jest wyraźnie podzielona na dobro i zło. Nie ma nawet jednej, wspólnej definicji „narkotyku”. Jest za to mętlik, chaos, załamanie, tabletki, środki psychotropowe, depresja, psychozy i znowu mętlik i chaos, których tym bardziej nie da się uporządkować, im dalej zabrnęło się w mieszaniu problemów z substancjami chemicznymi.

PAULA HAŁADUS

Podziel się: