Obowiązujące w Polsce prawo sprawia, że każdy może zgłosić podejrzenie stosowania przemocy domowej i oskarżyć człowieka o rzeczy, których on nie popełnił. Co więcej, zgłoszenie uruchamia machinę urzędniczą i oskarżona osoba pozostaje bez szans na obronę, musi się podporządkować zarządzeniom i je wypełniać nawet pod groźbą kary.

Do naszej Redakcji zgłosił się częstochowianin Leszek Brożyna. Jak nam przedstawił spotkała go niesprawiedliwość ze strony urzędników, szczególnie Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. Jego historia zaczęła się z chwilą, gdy wskutek niezależnych od siebie okoliczności losowych, zmuszony był ponownie wprowadzić się do swojego dwupokojowego mieszkania w bloku, które wcześniej użyczył swojej córce i jej synowi. Jego powrót stał się źródłem konfliktu. Córka i jej syn już mocno zadomowili się w lokalu i dla pana Leszka nie było już w nim miejsca. Przydzieli mu kąt w kuchni, gdzie z trudem zmieścił się niewielki tapczanik, pozostałe pomieszczenia były w zasadzie dla niego zamknięte. Nie miał dostępu do balkonu, aby tam zapalić papierosa, nie mógł swobodnie korzystać z łazienki, także w kuchni miał narzucone ograniczenia czasowe. Próby porozumienia z córką nie przynosiły rezultatów. – Prosiłem, aby zrozumiała moją sytuację i udostępniła mi mały pokój. Musiałem wrócić do mojego mieszkania, aby nie zostać bezdomnym. Jednak nie słuchała i ciągle miała o coś pretensje, podnosiła na mnie głos i wzywała policję, oskarżając mnie o wszczynanie awantur. W końcu wystąpiła o sporządzenie dla mnie Niebieskiej Karty, oskarżając mnie o alkoholizm i agresję. Zaczęły się dla mnie ciężkie dni, wzywano mnie na policję, do MOPS, ale nie słuchano moich wyjaśnień. W efekcie Miejska Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych skierowała mnie na obowiązkowe badania psychologiczno-psychiatryczne pod kątem alkoholizmu, bo ponoć wpłynął wniosek o wszczęcie postępowania w sprawie zobowiązania mnie do leczenia odwykowego. To jest dla mnie nie do przyjęcia, nie godzę się na to, bo nie jestem alkoholikiem – relacjonuje pan Leszek. Jak dodaje i on, odpowiadając na działania córki również wystąpił o sporządzenie Niebieskiej Karty dla niej.
Sytuacja jest trudna i zastanawiająca. Jak informuje nas zastępca komendanta miejskiego Policje w Częstochowie, nadkom. Rafał Drewniak, zgodnie z procedurą Niebieskiej Karty, którą reguluje Ustawa z dn. 29 lipca 2005 roku, o przeciwdziałaniu przemocy w rodzinie, każda uzyskana informacja, z której wynika, że może dochodzić do przemocy w rodzinie jest weryfikowana. Z relacji pana Leszka wynika, że dzielnicowy zbierał wywiad dotyczący rodziny. Jak przyznał, początkowo był on był nastawiony do niego negatywnie. – Jak przychodził do nas straszył mnie Niebieską Kartą i nakazem opuszczenia mieszkania, chociaż jestem głównym najemcą. Pokazywałem mu moje miejsce w mieszkaniu, czyli kąt w kuchni i prosiłem, aby nakłonił córkę do zwolnienia małego pokoju. Ale on stał po jej stronie. Napisałem więc skargę na niego. Do Sądu natomiast złożyłem pozew przeciwko córce o eksmisję. Otrzymałem odpowiedź od Komendanta Miejskiego insp. Dariusza Kiedrzyna o wdrożeniu procedury wyjaśniającej. To chyba poskutkowało, bo pan dzielnicowy zmienił się i zaczął rozmawiać z córką, co doprowadziło do jej decyzji o wyprowadzeniu się. Sytuacja się uspokoiła, ale nęka mnie i straszy Miejska Komisja Rozwiązywania Problemów Alkoholowych. To mnie przeraża i poniża – mówi nam Leszek Brożyna.
Pan Leszek jest osobą starszą, schorowaną, czeka go poważna operacja, ale urzędników to raczej nie obchodzi. Mimo, że procedury – jak podkreśla Zespół Interdyscyplinarny ds. Przeciwdziałania Przemocy Domowej – mają charakter pomocowy i interwencyjny, a członkowie grupy diagnostyczno-pomocowej starają się zanalizować i ustalić sytuację rodziny i nie podejmują działań mających cechy władcze i decyzyjne oraz nie powodują powstania bezpośrednich uprawnień lub obowiązków osób objętych tą procedurą, to jak wynika z przekazu pana Leszka, czuje się on nękany i zmuszany do czynności niezgodnych z jego odczuciem, co odbiera jako uwłaczanie jego osobie i niszczenie jego opinii. – Chodzę na spotkania do Komisji, wyjaśniam sytuację, przedstawiam nawet listę z podpisami sąsiadów, z pytaniem: czy widzą mnie pijanego i czy zakłócam spokój, którzy stanowczo temu zaprzeczają, ale nic to nie daje. Urzędnicy nie zmieniają decyzji i wymagają ode mnie poddania się ich nakazom i nie przyjmują moich odwołań. Jak to się ma do obowiązującego prawa, przecież tylko sąd może nakazać poddanie się leczeniu i badaniom – stwierdza Leszek Brożyna.
Trudno zdecydowanie wypowiedzieć się po którejś ze stron. Jak to w rodzinie różne są sytuacje i okoliczności, i czasem nie udaje się ich rozwiązać polubownie. Konflikty mogą mieć rozmaite przyczyny, niemniej konsekwencje, jakie dotknęły pana Leszka są dla niego niezrozumiałe i bolesne. Jak nas poinformował w końcu udał się po pomoc do Urzędu Miasta, gdzie uzyskał zapewnienie wyjaśnienia sprawy przymusowego nakazu Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych.
UG