- Gazeta Częstochowska - https://gazetacz.com.pl -

Jubileusz i wspomnień czar / 10 lat zwycięstwa AZS Częstochowa w europejskich rozgrywkach

„Biało-zieloni”, prowadzeni wówczas przez słowackiego szkoleniowca Marka Kardośa, w sezonie 2011/2012 swoją przygodę na parkietach w Starym Kontynencie rozpoczęli od trzeciej rundy rozgrywek. W niej za rywala mieli portugalski AJ Fonte Bastardo. Do pierwszego starcia doszło 11 stycznia 2012 r. na terenie rywala. Choć częstochowianie wygrali bez straty seta, nie przyszło im to łatwo. Tym bardziej, że poszczególne partie kończyli z niewielką przewagą nad oponentami. W pierwszych dwóch pokonali Portugalczyków po 25:22, a w trzeciej 27:25. Tydzień później w rewanżu w Częstochowie gracze z Bastardo również postawili się ekipie AZS-u. Zwyciężyli nawet na otwarcie spotkania w inauguracyjnej odsłonie 25:21. Gospodarze odebrali to jako sygnał do kontrataku. Odpowiedź była natychmiastowa, gdyż w końcowy wynik drugiej partii brzmiał 25:17 dla „Akademików”. W setach trzecim i czwartym miejscowi także ograli zespół AJ Fonte, ale z większym trudem. W obydwóch padł rezultat 25:23 na korzyść siatkarzy, grających z gryfem na piersi.

Drużyna z Częstochowy z impetem weszła do 1/8 finału Challenge Cup. Tam czekał na nią wicemistrz Hiszpanii z 2011 r. Unicaja Almeria. Ta dwumeczowa rywalizacja również nie należała do najprostszych. Wpierw oba zespoły zmierzyły się pod Jasną Górą 2 lutego. W premierowej odsłonie „Akademicy” ulegli Hiszpanom po grze na przewagi 27:29. W następnych trzech gospodarze zwyciężyli odpowiednio: 25:22, 25:19, a także 25:21. Podbudowani wygraną 3:1 podopieczni Marka Kardośa udali się sześć dni później na drugi mecz do Almerii. Na półwyspie Iberyjskim częstochowianie stoczyli bardzo twardy bój. W tym pojedynku przegrywali już 1:2, lecz zdołali doprowadzić do tie-breaka. W tej części potyczki zostali jednak pokonani przez miejscowych 12:15. Oznaczało to, że o awansie do kolejnej fazy europejskiego pucharu którejś z drużyn zdecyduje dodatkowy „złoty set”. W nim walka była zacięta, ale zakończyła się szczęśliwie dla AZS-u, który tryumfował 16:14.

Nieco podobny przebieg – w przypadku częstochowskich zawodników – jak 1/8 Challenge Cup, miał dwumecz ćwierćfinałowy. W tym etapie rozgrywek na drodze „Akademikom” stanął francuski Rennes Volley 35. W pierwszym starciu, w Częstochowie, górą wpierw była „biało-zielona” ekipa. Przyjezdni z Francji w spotkaniu w „Świętym Mieście” urwali tylko jednego seta. W meczu rewanżowym w Rennes tamtejsi siatkarze odegrali się „biało-zielonym” za porażkę w Hali Polonia. Wynik drugiego meczu wynosił 3:1 na rzecz gospodarzy. Jednakże tak jak w fazie 1/8 finału o wywalczeniu przepustki do następnego etapu Challenge Cup zdecydować musiał „złoty set”. Gracze Tytana AZS-u nie zawiedli i pewnie ograli ekipę, reprezentującą państwo „Trójkolorowych”, w dodatkowej partii 15:11.

Przed częstochowianami był półfinał z Prefaxis Menen. Stanowiący o sile ataku i przyjęcia w ekipie AZS-u, Krzysztof Gierczyński, przed meczami z Belgami mówił, że zwycięstwo nad nimi jest jak najbardziej możliwe. Nie lekceważył jednak potencjału Prefaxisu z racji rangi tych spotkań. Dodatkowo stwierdził, że w tamtym okresie poniekąd „Akademikom” łatwiej się grało w europejskich pucharach aniżeli w Plus Lidze. – Myślę, że ta drużyna jest do ogrania, chociaż nie widzieliśmy jeszcze ich gry. Z drugiej strony – to już półfinał, tak więc i rywal na pewno wymagający. Fajnie byłoby awansować do finału – mamy na niego z pewnością większe szanse niż na awans do finału Plus Ligi. Taka silna jest nasza liga. Otwiera się przed nami szansa, którą, mam nadzieję, wykorzystamy i pokonamy drużynę belgijską. Podejrzewam, że jest ona w naszym zasięgu – przekazywał przed półfinałem z ekipą z Menen Gierczyński.

Tezę byłego reprezentanta Polski odnośnie porównania poziomów Challenge Cup i najwyższej klasy rozgrywkowej w Polsce niejako potwierdzał atakujący częstochowskiego zespołu, Michał Kamiński. – Na  pewno żadna z drużyn w europejskich pucharach nas nie zna, pomimo że mają video. W lidze jest zupełnie inaczej. Myślę, że w przypadku europejskich pucharów o zwycięstwie decyduje doświadczenie i „zimna głowa” – uważał Kamiński.

Rozpędzeni gracze zespołu z miasta spod Jasnogórskiego klasztoru przystąpili do półfinałowych pojedynków z Belgami z celem awansu do ostatecznej fazy rozgrywek. Zadanie mogło być nieco utrudnione. W ostatnim meczu fazy zasadniczej Plus Ligi z Delectą Bydgoszcz urazu nabawił się podstawowy atakujący naszej ekipy, Bartosz Janeczek. Uraz ten wykluczył zawodnika z kilku ważnych meczów. Jego absencja nie była jednak zbytnio odczuwalna w postawie częstochowskiej drużyny. „Akademicy” swoje zamierzenia zrealizowali w 100 %. W obydwu starciach z Prefaxis Menen padł rezultat 3:1 na korzyść AZS-u. Ten fakt świadczył tylko o jednym; po raz pierwszy w historii siatkarski zespół z Częstochowy stanął przed szansą zdobycia europejskiego trofeum.

Pozostało jednak pytanie z kim „biało-zieloni” powalczą o pierwsze miejsce w Pucharze Challenge. Odpowiedzi miał udzielić drugi półfinał, w którym spotkali się, inna polska drużyna, AZS Politechnika Warszawska oraz rumuński Tomis Constanta. Jeszcze przed rewanżem w Menen pod Jasną Górą nie ukrywali, że w finale chcieliby znaleźć z ekipą z Warszawy. – Pewnie byłoby miło dla wszystkich, jeśli finał okazałby się “polski”. Dla nas też by było to wygodniejsze, bo podróż nie byłaby taka wyczerpująca… – mówił Kamiński. Zawodnik Tytana AZS-u Częstochowa zgadzał się z opinią, iż byłaby odpowiednia okazja do rewanżu. Wszak wcześniej na parkietach ligowych dwukrotnie częstochowianie ulegli zawodnikom ze stolicy Polski. – Dokładnie tak. W końcu trzeba byłoby się zrewanżować. Na pewno byłyby to ciekawe spotkania – dodał.

Wszelkie przewidywania nie były mylące. Obsadę finalistów Challenge Cup uzupełniła AZS Politechnika Warszawska. Pierwszy w historii europejskiej klubowej siatkówki polski, derbowy, mecz finałowy rozegrany został w Warszawie. Tam 27 marca Tytan AZS potrzebował czterech setów, aby pokonać rywali. Tym samym zyskali miano faworyta przed rewanżem, który miał miejsce cztery dni później w częstochowskiej Polonii. W tym pojedynku miejscowi „Akademicy” prowadzili już 2:1 i brakowało im zaledwie jednej partii do końcowego tryumfu. Jednak warszawianie wyszli obronną ręką, wygrywając kolejne dwie. W związku z tym szansy zyskania europejskiego pucharu częstochowianie musieli szukać w „złotym secie”. Bój był w nim zażarty, o każdą piłkę, zwłaszcza w końcówce, która toczyła się na przewagi. „Biało-zieloni” ostatecznie wytrzymali presję i pokonali warszawską AZS Politechnikę 18:16.

To był wielki dzień dla siatkówki w mieście „Świętej Wieży”. Na zwycięstwo w europejskich rozgrywkach czekano tutaj bowiem 22 lata. Zdarzyło się to właśnie 31 marca 2012 r. Był to pierwszy i jednocześnie ostatni takowy sukces AZS-u Częstochowa. Jak się później okazało, Challenge Cup zwieńczył wieloletnią epokę tego klubu na arenach Starego Kontynentu. Powodem takie obrotu sprawy był fakt, że na zakończenie sezonu 2011/2012 w Plus Lidze „Akademicy” zajęli szóste miejsce, co wyłączyło ich z gry w europejskich pucharach na kolejny. Od tamtej pory AZS Częstochowa nie wystąpił już w rozgrywkach, organizowanych przez federację CEV…

Norbert Giżyński

 

Zdjęcie archiwalne, Grzegorz Przygodziński

Podziel się: