- Gazeta Częstochowska - https://gazetacz.com.pl -

Doborowa obsada, ale głębi brak

Sztuka francuskiego dramatopisarza opiera się na prostym schemacie. Poseł (Jerzy Bończak) szantażuje ministra (Piotr Machalica, dyrektor artystyczny naszej placówki) – obaj są z tej samej partii – że ma na niego kwity, które z całą pewnością po ich ujawnieniu zakończyłyby karierę tego drugiego. W zamian za zachowanie tajemnicy żąda spędzenia z żoną wyższego rangą polityka tygodnia na Gwadelupie.
Tekst w założeniu miał obnażać negatywne strony sprawowania władzy, przy okazji zachowując pełną uniwersalność. I w pewnym sensie tak jest. Problem w tym, że sama intryga jest banalna, pozbawiona jakiejkolwiek głębi czy choć przewrotności, które także w dramatach komediowych są elementami pożądanymi.
W trakcie przedstawienia natrafiamy na sporo zabawnych tekstów, choć czasami bez większego polotu. Dowodem na to niech będzie, że największe salwy śmiechu wzbudził w trakcie premiery energicznie poruszający się krzak, symbolizujący scenę seksu między dwojgiem z bohaterów. I wcale nie świadczy to na niekorzyść odbiorców.
Z kolei pod względem aktorskim spektakl stoi na naprawdę wysokim poziomie. Choć zazwyczaj jestem sceptyczny co do aktorów gościnnych kosztem członków częstochowskiego zespołu, jednak zatrudnienie Joanny Liszowskiej było strzałem w dziesiątkę. Aktorka brylowała na scenie i – poza prestiżem – wniosła do przedstawienia sporo świeżości i scenicznego rozmachu. Klasę pokazali również Jerzy Bończak i Piotr Machalica. Stanowili udaną parę antagonistów. Wielkie słowa uznania należą się Michałowi Kuli. Kwestie, które przyszło mu wygłaszać, naszpikowane są niezwykle skomplikowanymi wyrażeniami. Odtwórca nieporadnego – początkowo – Thibauta poradził sobie z nimi wyśmienicie. Jedynie Agnieszka Łopacka wypadła nie do końca przekonująco w roli wulgarnej i żądnej seksu Agathe.
Uwagę należy jeszcze zwrócić na scenografię, zaaranżowaną przez Stanisława Kulczyka. Jest wyraźnie przemyślana i na wysokim poziomie estetycznym. Luźny klimat sztuki dopełnia oprawa muzyczna, składająca się głównie z hawajskich rytmów, przygotowana przez Małgorzatę Małaszko.
Reasumując, pomimo przeciętności tekstu Pierre`a Sauvila – z pewnością można było wybrać lepszy – częstochowska adaptacja „Miłości i polityki” nie jest propozycją złą. Jednak wybierając się do Teatru im. Adama Mickiewicza na tę sztukę, należy nastawić się na czystą rozrywkę – lekką i niezobowiązującą. Wtedy można liczyć na przyjemne spędzenie około dwóch godzin. Z kolei tym, którzy do przybytków Melpomeny wybierają się wyłącznie po silne wrażenia emocjonalne bądź, by przypatrywać się zawiłej intrydze, pójście na ten spektakl odradzam.

ŁUKASZ GIŻYŃSKI

Podziel się: