Do Częstochowy przybywa rocznie średnio około 5 mln turystów. Szczycimy się tym, staramy się podkreślać rolę naszego miasta jako ośrodka pielgrzymkowego. Ale spróbujmy choć raz spojrzeć na Częstochowę okiem podróżnego, człowieka który przybył z zewnątrz…
Pomińmy tu odczycia i wrażenia związane z porządkiem i czystością. Jest nie najlepiej, ale podobnie prezentują się inne polskie miasta. Także dostępność do usług hotelowych czy gastronomicznych jest nienajgorsza. Korki uliczne w innych miastach znajdziemy większe.
Do Częstochowy przybywa rocznie średnio około 5 mln turystów. Szczycimy się tym, staramy się podkreślać rolę naszego miasta jako ośrodka pielgrzymkowego. Ale spróbujmy choć raz spojrzeć na Częstochowę okiem podróżnego, człowieka który przybył z zewnątrz…
Pomińmy tu odczycia i wrażenia związane z porządkiem i czystością. Jest nie najlepiej, ale podobnie prezentują się inne polskie miasta. Także dostępność do usług hotelowych czy gastronomicznych jest nienajgorsza. Korki uliczne w innych miastach znajdziemy większe.
Na jedno jednak musimy ponarzekać. Na brak informacji wizualnej. Tabliczki na ulicach, dość rzadko ustawione, wskażą nam tylko jedną atrakcję – Jasną Górę. Niewątpliwie, to jest główny i często jedyny cel przybywających do Częstochowy. Można jednak pokusić się o wskazanie strzałkami gdzie jest teatr, filharmonia, muzeum, urzędy. Widocznie nie ma takiej potrzeby. Podróżny i tak zainteresowany jest tylko Jasną Górą, częstochowianin sam trafi.
Zacznijmy jednak od początku
Przybywamy na dworzec kolejowy lub autobusowy. Wypadałoby, aby witała nas jakaś plansza z planem miasta, z zaznaczonymi na nim atrakcyjnymi miejscami, ważnymi urzędami, placówkami kultury. Po długim i cierpliwym poszukiwaniu coś takiego znajdziemy; usytuowane tak, by… jak najmniej rzucało się w oczy.
MPK też nie rozpieszcza podróżnych. Na przystankach nie znajdziemy schematycznej mapki, gdzie jeżdzą autobusy czy tramwaje. Są takowe, dość dobrze zrobione, ale w pojazdach MPK. Podróżny musi najpierw pojechać autobusem, a dopiero potem, z umieszczonej tam mapki dowiedzieć się dokąd… W dodatku, nawet w wozach wyposażonych w nowoczesne “wyświetlacze” kierowcy nie zawsze informują o nazwie przystanku.
Być może brak mapki z trasami autobusowymi tłumaczyć można przegraną w walce z totalnym wandalizmem. Skoro na większości przystanków zniszczone są rozkłady jazdy, to i mapki długo by się nie utrzymały. Do nieziszczalnych marzeń zaliczmy więc rozwiązania znane z miast europejskich. Tam, na większości przystanków autobusów, metra czy tramwaju znajdziemy dwie mapki. Plan ogólny miasta z układem sieci transportu publicznego. I dokładny plan kwartału miasta sąsiadującego z przystankiem.
U nas, niestety, podróżny może posiłkować się mową polską i zadawaniem pytań przechodniom.
Są jednak rzeczy, o które raczej niezręcznie, z powodu skrępowania, spytać. I choć przykro pisać źle o swoim mieście, fakt, że na całej długości Alei NMP nie znajdziemy tabliczki wskazującej toaletę publiczną świadczy, iż “olewamy” turystów.
W Katowicach, w Przemyślu, w Lubaniu i w wielu innych miastach właściwą informacją eksponuje się ciekawe miejsca. Na obiektach zabytkowych znajdziemy tabliczki z informacjami o walorach obiektu i jego historii. U nas coś takiego znajdziemy na Ratuszu, na pawilonie muzealnym w Parku. I tyle. Nie uznano za stosowne w podobny sposób informować o innych zabytkowych lub ważnych dla historii lokalnej miejscach.
W sumie zatem wrażenie odnoszone przez podróżnego przybywającego do Częstochowy dalekie jest od uznania naszego miasta za przyjazne dla turystów.
Jest to też dowód rozbieżności między formą a treścią. Z jednej znowu strony wydajemy tysiące złotych na różne formy promocji (film, książki, foldery, płyty CD), z drugiej – oszczędzamy na poważnym traktowaniu turysty przyciągniętego promocją. Tak, jakby reklamujący się w mediach supermarket oferował przyciągniętym klientom tylko śledzie drugiej świeżości.
Brak informacji w mieście o mieście jest rzeczą rzucającą się w oczy. Informacja przy tym – to rzecz rutynowa. To powinno robić każde miasto, nie tylko starające się o miano turystycznego.
Częstochowskie władze od lat już podkreślają, że zależy im na zatrzymaniu turysty. Nie tylko przyciągnięciu, nie tylko na tym, by pielgrzym z dworca trafił na Jasną Górę…
Jak to zrobić możliwie tanim kosztem?
Wzorem może być metoda wprowadzana w wielu miastach zachodniej Europy. Sprzedaż “Karty Częstochowskiej”. Karty służącej jako bilet uprawniający do jazdy miejską komunikacją publiczną, jako wejściówka (lub uprawniająca do zniżki przy kupnie biletów) do muzeum, galerii, Teatru i Filharmonii, jako podstawa do korzystania z promocyjnej zniżki w wybranych hotelach czy restauracjach. Karta w formie folderu z planem miasta, z informacjami o ważniejszych miejscach, z programem imprez kulturalnych. Karta może być jedno – lub kilkudniowa. Oczywistą jest rzeczą, że warto tak ustawić cenę karty, by opłacalniejsza była kilkudniowa.
Wydanie karty wymaga porozumienia władz miasta z właścicielami hoteli, restauracji, z MPK, z dyrektorami placówek kultury. Skoro ten model sprawdził się w Berlinie, Sztokholmie czy Amsterdamie – sądzić można, że i u nas byłby korzystny. Koszt przy tym takiej promocji jest znikomy. MPK już stosuje bilety wielokrotnego przejazdu, karta byłaby po prostu formą jednego z nich. Promowanie za pośrednictwem Karty swoich usług z pewnością zyska chętnych w gronie właścicieli hoteli, restauracji a być może i innych firm usługowych. Darmowe wejście do muzeum czy galerii – to można rozliczyć w ramach dotacji do tych instytucji. Przy dobrej organizacji przedsięwzięcia emisja Karty nie obciążyłaby budżetu miasta.
A zysk? Jak wyliczyli eksperci, gdyby tylko 10% przybywających do miasta pielgrzymów przedłużyło swój pobyt o jeden dzień, oznacza to pozostawienie w mieście 400-500 tys. zł. Warto o to zawalczyć.
Może więc czasem warto zerknąć na Częstochowę okiem podróżnego i zbadać, czy to miasto rzeczywiście jest przyjazne dla turystów?
JAROSŁAW KAPSA