BUDŻET CZ-WY NA 2008 ROK
Ostatnia sesja 13. grudnia przebiegła pod znakiem dwóch spraw – budżetu na 2008 r. i głosowaniu nad utworzeniem spółki na bazie Miejskiego Szpitala Zespolonego.
Pierwsze czytanie budżetu nie wywołało entuzjazmu u radnych. Wydatki oszacowano na poziomie 734,8 mln zł, dochody mają być niższe o trzy miliony złotych niż w roku 2007 i wyniosą 656 mln zł. Na inwestycje zaplanowano 140 mln zł.
Prezydent Tadeusz Wrona, który jako pierwszy zabrał głos w sprawie budżetu górnolotną retoryką, że liczby są tylko liczbami, a rzeczywista sytuacja finansowa miasta ma się dobrze, a nawet coraz lepiej, próbował minimalizować niedostatki miejskiej kasy w przyszłym roku. Radni zgodnie uznali, że dość jest już świadomego złego szacowania wydatków, co ma miejsce szczególnie przy oświacie. Zwrócili uwagę na istotne problemy miasta – gwałtownie rosnące zadłużenie, grożące przekroczeniem dopuszczalnego 60-procentowego wskaźnika zadłużenia do dochodów, konieczność ograniczania wydatków, głównie w administracji oraz przeciwdziałaniu zmniejszania liczby mieszkańców i emigracji młodych – według prognoz liczba mieszkańców z 260 tys. spadnie w 2030 roku do 190 tys. Za jedyny pozytyw uznali wyliczone zgodnie z potrzebami wydatki na edukację. Do propozycji budżetu komisje i radni złożyli kilkadziesiąt zmian. Prezydent może je przyjąć jako autopoprawki, jeżeli nie – będą poddane głosowaniu na następnej sesji.
Propozycje budżetu na 2008 rok komentują
Jacek Kasprzyk – radny LiD
Nie będę oryginalny. Budżet nie jest dobry. To propozycja na trwanie, obsługę bieżącego zarządzania. Brakuje w nim myśli rozwojowej. Zgadam się z analizą radnego Domagały, przewodniczącego Komisji Skarbu, że znowu zbliżyliśmy się do niebezpiecznej granicy przekroczenia 60-procnetowego wskaźnika wyliczanego ze stosunku zadłużenia do ogółu dochodów. Stoimy przed niebezpieczeństwem zaniechania – z konieczności – ważnych inwestycji. Pod znakiem zapytania stoją inwestycje drogowe, na które czekają, i których domagają się mieszkańcy. Potrzebne są w każdej dzielnicy na obrzeżach miasta – na Parkitce, Grabówce, Sabinowie. Ludzi nie zadowoli już remont Alei NMP (w dodatku przesacowany i źle nadzorowany) czy kolejnego muzeum.
Po wtóre deficyt budżetowy zostaje pogłębiony przez przyjęcie przez miasto 60-milonowego zadłużenia Miejskiego Szpitala Zespolonego. Tego nikt nie uwzględnił w projekcie, a ma to kolosalne znaczenie i wpływ na finanse.
Uważam, że konieczne jest spotkanie prezydenta z parlamentarzystami i radnymi w celu ustalenie priorytetów. Trzeba odpowiedzieć na podstawowe pytania: jak rozparcelowywać środki, co jest najważniejsze dla miasta, na jakie wsparcie finansowe można liczyć i przed jakimi stoimy zagrożeniami. Obawiam się, że już niedługo po kontroli RIO możemy usłyszeć: „Stop. Koniec z inwestycjami. Czas spłacać długi.” I co wtedy?
Jedynym pozytywnym aspektem budżetu są jasno oszacowane wydatki na oświatę. I co istotne, po raz pierwszy w historii nowego samorządu zaczęto poważnie mówić o budżecie, dokładnie analizować potrzeby i wydatki, nie ukrywam, że duża w tym zasługa radnego Domagały. Radni muszą wreszcie podejść poważnie do swojej roli i określić się czy chcą wreszcie wziąć w swoje ręce odpowiedzialność za miast, czy nadal robić uniki, jakoś będzie i zrzucać winę za błędy na poprzedników. Powinno zacząć myśleć się globalnie o sprawach miejskich i skończyć z ideą bycia lepszym lub gorszym przyjacielem króliczka, co w Częstochowie zawsze decydowało o załataniu kawałka chodnika.
not. UG
Marek Domagała klub PiS, przewodniczący Komisji Skarbu .
Rozpatruję projekt budżetu na 2008 z nieco szerszej perspektywy. Sytuację Częstochowy odnoszę do innych , podobnych wielkością miast. Umieszczam całość na tle sytuacji finansów na szczeblu krajowym. Obie perspektywy nie wyglądają optymistycznie. I tak spoglądając na szczebel centralny wygląda to katastrofalnie. Jesteśmy zadłużeni na ponad 500 mld (!) złotych, czyli na prawie 14 tys. Złotych na każdego obywatela ! Dług ten systematycznie rośnie od wielu lat. Wbrew temu co mówią przeciwnicy rządów PiS w drugiej połowie 2006 i w 2007 sytuacja ta było ustabilizowana i dług publiczny przestał rosnąć. Nieco inaczej wygląda to na szczeblu samorządowym. Tu zadłużenie jest niższe i wynosi „tylko” 22 mln zł. Jak wygląda na tym tle Częstochowa ? Dość kiepsko.
Patrząc na te zjawisko historycznie mniej więcej do roku 2002 mieliśmy problem bardzo niskiego wskaźnika inwestycji (poniżej 10%). Później wskaźnik ten zaczął rosnąć (dobre zjawisko) i osiągnął w zeszłym roku 22 % (to procent wydatków majątkowych w wydatkach ogółem). Ale równocześnie od lat obserwujemy silny wzrost zadłużenia miasta. Wzrosło on od poziomu około 150 mln w roku 2002 do 366 mln przewidywanych w roku 2008. Dodatkowo niepokój budzi rosnąca dynamika wzrostu zadłużenia. Na sam rok 2008 planowany jest deficyt w wysokości 79 mln plus dodatkowa spłata długo na 39 mln , łącznie brakuje niemal 116 mln zł ! A liczby te nie obejmują takich problemów jak np. szpital miejski.
Wydaje się, że nasz urząd zachorował na bardzo powszechną chorobę urzędową . W wielu urzędach praktycznie NIE DA SIĘ ŁATWO ZAHAMOWAĆ wydatków ! Urzędy stały się w tej sprawie „samowystarczalne” i nawet bez wykonywania zadań zewnętrznych (np. inwestycje) i tak są w stanie wydać dowolnie dużo na własną obsługę.
Po drugiej stronie nie widać zdecydowanych działań obliczonych na wzrost dochodu. A ich głównych źródłem jesteśmy my, mieszkańcy miasta. A jest odwrotnie, miasto się wyludnia i to w szybkim tempie. Jest nas 139 tys. ,a było już 260. GUS przewiduje, że w 2030 będzie nas … 197 tys.
Jaka jest na to recepta ?
Prosta, ale.. niepopularna.
– zmniejszajmy wydatki
– szukajmy wzrostu dochodów
– robimy to równocześnie
W wydatkach trzeba twardych decyzji oszczędnościowych w oparciu o rzetelny przegląd rzeczywistych zadań do wykonania, dosłownie na każdym stanowisku urzędniczym, nadania realnych priorytetów i co najważniejsze twardej postawy wobec różnych lobby, grup nacisku itd.
Kto to zrobi ? Niestety we współczesnej Europie a tym bardziej w Polsce trudno znaleźć polityków, którzy są w stanie mówić trudną prawdę, wyciągać z niej wnioski. Jedni po prostu na ekonomii się w ogóle nie znają, inni … no cóż. Po 4 latach i tak odejdą, a długi pozostawią nam i naszym dzieciom. Problem polega na tym, że nasze dzieci też to widzą, biorą więc paszport i już TU NIGDY NIE WRÓCĄ. A politycy? Dalej obiecują wszystkim niemal wszystko. Byle do następnych wyborów. Jak długo takie gospodarowanie naszymi wspólnymi pieniędzmi może trwać ? Obawiam się, że już niedługo. Bo tak jak za 2 lata grozi nam w mieście Komisarz za przekroczenie wskaźników zadłużenia, tak za niewiele więcej na szczeblu krajowym potężny kryzys budżetowy. Czego sobie i Państwu nie życzę.
ug