Chwile złapane na fotografii


POZNAJMY SIĘ – ADAM MARUSZCZYK, artysta fotografik

Ma Pan za sobą już dwie indywidualne wystawy fotograficzne, ale fotografią artystyczną zajmuje się Pan od niedawna. Co rozbudziło to zainteresowanie?
– Zdjęcia robiłem od wielu lat. A moja przygoda z fotografią, tak na poważnie, zaczęła się dziesięć lat temu. Kupiłem wówczas dobry aparat (lustrzankę) i odkryłem, że można nim uzyskać ciekawe efekty, a przede wszystkim oddać dokładność chwili. Zdjęcia, które zrobiłem na wycieczce w Turcji, zwróciły uwagę. Widziałem je później oprawione w ramki na biurkach moich przyjaciół. To zachęciło mnie do dalszej pracy.

Pierwsza wystawa była w Piwnicach Margaux.
– Pokazałem serię zdjęć z wyspy Santorini. W Białym Borku uczestniczyłem w wystawie zbiorowej “Zachęty”, a ostatnio prezentowałem tam prace z cyklu “Adam Ewie”.

Jest Pan samoukiem. Czy korzystał z doświadczeń profesjonalistów?
– Zebrałem sporo literatury na temat fotografowania, ale fotografuję kierując się intuicją. W większości robię zdjęcia sytuacyjne w plenerze.

Co Pana fascynuje w fotografii?
– To, że można uchwycić chwilę, która nigdy się nie powtórzy. Emocjonujące jest “złapane” światło, często nie dostrzegane. Dopiero zdjęcie uwypukla jego efekty. Fotografia uczy mnie, że warto na dłużej zatrzymać się, skupić się nad motywem, by dotknąć piękna przyrody.

Co charakterystyczne, w swoich zdjęciach mocno akcentuje Pan efekty światłocienia.
– W fotografii wszystko zależy od światła, zwłaszcza słonecznego, i jego umiejętnego wykorzystania.

Uchwycenie chwili, wrażeń świetlnych, było naczelną zasadą impresjonistów. Czy wzoruje się Pan na ich dokonaniach?
– Osiągnięcia artystów zawsze mnie interesowały, a teraz inspirują. Korzystam z ich doświadczeń, ale nie tylko.

Czy łatwo jest zrobić zdjęcie z duszą, z przesłaniem?
– Dla mnie jest to proste, może dlatego, że do fotografowania podchodzę z zaangażowaniem i intuicyjnie. Tak, jak czuję, jak odbieram świat. Czy to zależy od talentu? Dzięki Bogu zostałem nim obdarzony. Przez długi czas robiłem zdjęcia niejako w ukryciu, dla siebie i przyjaciół. Ich opinie, zwłaszcza Piotra Głowackiego, prezesa częstochowskiej “Zachęty”, zmobilizowały mnie, by pokazać swoje prace szerszemu gronu.

Dużo Pan fotografuje. Czy to zajęcie traktuje Pan już jako zawód?
– Zawód łączę z pracą, z której się można utrzymać, a fotografuję przy okazji, dla przyjemności, przeważnie podczas wakacji, kiedy mogę bezgranicznie poświęcić się swojemu zamiłowaniu.

Co chce Pan wyrazić swoimi zdjęciami?
– Chcę pokazać piękno świata, piękno które jest dookoła nas. Zachować w pamięci wrażenia, odczucia, atmosferę, niepowtarzalne sytuacje. Chcę też trochę poopowiadać o swojej wrażliwości, która może na co dzień jest mało zauważalna.

Co jest prościej fotografować: przyrodę czy człowieka?
– Na początku sądziłem, że fotografia bez człowieka jest trochę martwa, z czasem zmieniłem zdanie. Zauważyłem, że postać ludzka zaczęła mi przeszkadzać przy fotografowaniu przyrody, burzyła obraz całości. Ale był taki czas, że robiłem dużo zdjęć portretowych, szczególnie dzieci.

Ma Pan ulubione tematy, motywy?
– Najbardziej inspiruje mnie przyroda. Dotychczasowe moje działania były spontaniczne, nie robiłem zdjęć pod konkretny temat, z wyjątkiem ostatniej wystawy “Adam Ewie”. Ale nie odbiegam od fotografowania rzeczy z natury brzydkich. Pokazać brzydotę, coś, co na pierwszy rzut oka wcale nie jest ładne, dostrzec ukryte piękno w brzydocie, to wyzwanie.

Czy lubi Pan eksperymentować z fotografią?
– Każde nowe zdjęcie jest w zasadzie eksperymentem. Nigdy nie wiadomo, gdzie uderzy światło, zadrga wiatr. Zawsze z ciekawością obserwuję wyniki tych “eksperymentów”.

Jeden z najwybitniejszych współczesnych artystów David Hockney, choć od lat 60. robi zdjęcia, twierdzi, że fotografia i elektroniczne media zabijają umiejętność patrzenia. Według niego mechaniczne wizerunki, do których zalicza fotografię, tylko pozornie pokazują świat, w rzeczywistości raczej go zasłaniają. Czy Pan zgadza się z tą opinią?
– Każdy ma własne postrzeganie świata. Może cechuje go nadwrażliwość i fotografia według niego spłaszcza efekt przestrzenny, stwarza skrót obrazu. I dla mnie fotografia cyfrowa jest pewnym skrótem. Przez długi czas rezygnowałem z aparatu cyfrowego, gdyż obawiałem się, że chwyty techniczne zniszczą naturalny wygląd rejestrowanych obiektów. Stwierdziłem jednak, że nie można obrażać się na zdobycze techniki, ale trzeba z nich korzystać z umiarem. Nadmiar sztuczek zniekształca rzeczywistość, oszukuje, a nie o to przecież chodzi w fotografii. Uwieczniać trzeba prawdę.

Z których swoich prac jest Pan najbardziej zadowolony?
– Ze zdjęć z Santorini. To wyjątkowe miejsce, gdzie czas jest inaczej mierzony. Ciekawa architektura i roślinność, nie spotykane w innych miejscach. Cieszy mnie, że na zdjęciach widoczna jest wyjątkowa atmosfera tego miejsca.

Ma Pan swój ideał fotografa?
– Nie mam idola. Cenię częstochowskich fotografików – Wojciecha Prażmowskiego, ale chyba najbardziej Jacentego Dędka. On, nie zważając na ograniczenia techniczne, pokazał, że można robić dobre zdjęcia i wcale nie na bardzo drogim sprzęcie. Osiągnął sukces, jego zdjęcia publikuje “National Geographic”.

Kieruje się Pan w pracy, w życiu, własną idee fixe?
– Cały czas poszukuję. Nigdy nie myślałem o sobie jako o artyście.

Ale już sama przynależność do “Zachęty” określa Pana status.
– Tak, to mnie motywuje, by dorównać wybitnym twórcom “Zachęty”. Zostałem zaproszony do tego grona, wylansowany. To satysfakcjonuje, ale i mobilizuje. “Zachęta” to miejsce, gdzie mogę się pokazać, porozmawiać z ludźmi kultury.

Piotr Głowacki określił Pana jako odkrycie “Zachęty”
– To dla mnie ogromne wyróżnienie.

Plany na przyszłość.
– Chciałbym, aby moje hobby przełożyło się na wyniki finansowe. Będę próbował sprzedawać swoje prace. Jak to wyjdzie? Zobaczymy. Planuję zakup bardziej profesjonalnego sprzętu.

Dziękuję za rozmowę.

Adam Maruszczyk ukończył Technikum Górnicze w Częstochowie oraz kierunek pedagogiki opiekuńczej z wychowaniem fizycznym na WSP w Częstochowie. Kilka lat pracował jako nauczyciel w szkole, później podejmował próby działalności gospodarczej. Ukończył informatykę na PCz, aktualnie dokształca się z rysunku. Lubi podróżować. Najciekawszą jego wyprawą był wyjazd do Izraela w poszukiwaniu źródeł chrześcijaństwa i miejsc biblijnych.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *