Z Jego Ekscelencją Arcybiskupem Wacławem Depo, Metropolitą Częstochowskim rozmawiają Urszula Giżyńska i Anna Dąbrowska.
Z Jego Ekscelencją Arcybiskupem Wacławem Depo, Metropolitą Częstochowskim rozmawiają Urszula Giżyńska i Anna Dąbrowska.
„Trzeba służyć Bogu, Bożej Prawdzie… Człowiekowi i światu, przywracać sens życia”. Te słowa często padają z ust Księdza Arcybiskupa. Czy zdaniem Księdza Arcybiskupa człowiek XXI wieku zatracił sens swojego życia?
– Tutaj wracamy do początku człowieka, czyli jego koncepcji. Trzeba pamiętać, że według zamysłu Bożego człowiek jest stworzony przez Boga w kategoriach płci, jako mężczyzna i niewiasta. I tego porządku musimy strzec, bo on gwarantuje w nas jakikolwiek rozwój tzw. dwupłciowości. Od tego planu Stwórcy nie może być odejścia, bo wtedy nie tylko zaprzeczamy swojej naturze, ale także zamysłowi Bożemu, który jest ustanowiony dla naszego dobra. Koncepcja człowieka, czyli temat antropologiczny, musi być zawsze na pierwszym miejscu. Podkreślam to nieraz w różnych wystąpieniach. Wszak to my, mamy służyć prawdzie Bożej z myślą o człowieku. Bóg jest pierwszym źródłem życia, a my dopiero odczytujemy ten program, kim jesteśmy, jacy jesteśmy i jaka jest nasza rola wobec świata, który również został nam zadany.
Jak zatem wczytywać się w ten program, żebyśmy mogli dobrze zrozumieć prawdę Bożą?
– Wszelkiego rodzaju koncepcje liberalne – już nie mówiąc ateistyczne – są odejściem od źródła, jakim jest Pismo Święte. Jeżeli dzisiaj papież Franciszek mówi o tym, żeby media autentycznie służyły kulturze spotkania, musimy znać prawdę o sobie. Nie możemy występować w kategoriach jakiekolwiek innego programu, który nie zgadza się z planem Bożym wobec człowieka. Dlatego Pismo Święte, nie tylko jako zabytek kultury światowej, ale przede wszystkim jako pewne źródło, właśnie koncepcji człowieka, musi być dla nas płaszczyzną spotkania. Jeśli widzimy publiczne niszczenie i ośmieszanie Biblii, jak to było pokazane w wystąpieniach słynnego celebryty, można to odbierać jedynie jako atak, który nie powinien mieć miejsca w naszej kulturze narodowej. W kraju, który od przeszło tysiąca lat, jest związany z kulturą wiary chrześcijańskiej.
Kościół to wspólnota ludzi z różnymi problemami, które niestety są podchwytywane i nadmiernie eksponowane w różnych mediach. Ksiądz Arcybiskup, z racji pełnienia swoich funkcji, jest blisko mediów, obserwuje je i ocenia. Jak zdaniem Księdza Arcybiskupa media, szczególnie te publicznie, wypełniają dzisiaj swoją rolę? Jeżeli źle, to jak powinny ją wypełniać?
– Dotykamy tutaj dwóch spraw, a mianowicie bardzo podstawowej kwestii, że media powinny być wolne. Ale od czego? Powinny być wolne od jakiegokolwiek ideologicznego nacisku, związanego również z pracodawcą. Niestety, dzisiaj dziennikarze reprezentują nie tylko siebie, w sensie dobrego, profesjonalnego przygotowania, ale służą określonej linii światopoglądowej, czy też człowiekowi, który narzuca im program. Tak jest z prasą, radiem i telewizją. Jesteśmy wprost bombardowani informacjami, które są sprzeczne. Różne stacje i gazety prezentują rzeczywistość jakby z dwóch różnych światów, zderzając ze sobą odmienny przekaz i interpretację. Jak w tym świecie mają prezentować się media katolickie? Przede wszystkim muszą być wierne Objawieniu Bożemu, a także nauce Kościoła, która Objawienie Boże przekazuje. Polskim światem medialnym kierują również ośrodki władzy spoza naszego kraju. I z całym szacunkiem, ale nie wiem, czy zdajemy sobie sprawę, że gros tytułów – chwytliwych i rozchodzących się w milionowych czy kilkusettysięcznych egzemplarzach – należą do koncernów zagranicznych, głównie niemieckich. Dlatego pytam, jak możemy mówić o wolności tych mediów?
Z kolei ważną rzeczą jest, żeby wyzwolić się z błędnego spojrzenia na tajemnicę Kościoła, który jest stróżem prawdy i ma zleconą przez Chrystusa misję. Mówiąc językiem teologicznym i językiem wiary, Duch Święty jest darem dla Kościoła zesłanym przez Chrystusa, żeby nie błądził, nie odchodził od prawdy, lecz świadczył o prawdzie, przekonywał świat o tym, jaka jest prawda. W tym przypadku przekonywał również o grzechu, czy o pewnej sprawiedliwości, która powinna występować w świecie. Chciałbym zdecydowanie odejść od stwierdzeń, że medium katolickie, jakim jest Radio Maryja, reprezentuje Kościół Ojca Rydzyka. Jest tylko Kościół Jezusa Chrystusa, katolicki, który podlega Ojcu Świętemu. Nie ma Kościoła łagiewnickiego, czy Kościoła toruńskiego pomimo, że w kategoriach eklezjalnych będziemy mówili: Kościół, który jest w Częstochowie, Kościół, który jest w Warszawie. Określamy w ten sposób Kościół związany z danym terytorium, czy z danym biskupem, który za ten Kościół odpowiada. Twarzą Kościoła i kryterium prawdy jest Jezus Chrystus. Jeśli ktoś nie głosi Ewangelii Chrystusa, zgodnie z nauczaniem Kościoła – od tysiąca lat – na polskiej ziemi, to jest daleko od Kościoła. Bo wewnętrznie i zewnętrznie będzie świadczył o tym, że jego więź z Kościołem jest bardzo osłabiona, albo już nie istnieje. Nie chcę tutaj dotykać nazwisk poszczególnych księży, którzy odchodzą od wierności Kościołowi, czy porzucają stan kapłański i występują jako przeciwnicy wiary i Kościoła. Tłumacząc swoje odejście tym, że Kościół złamał ich wolność. I teraz znowu wracamy do tego pierwszego punktu, że wolność w Kościele, nie jest wolnością samą w sobie. Ona musi być podporządkowana prawdzie Bożej, której źródłem jest Pismo Święte, czyli Objawienie. Jeśli odchodzi się od tego źródła, w tym momencie przestaje się być wiernym nauce Chrystusa.
Jednak media mainstreamowe – z upodobaniem – wykorzystują i upowszechniają opinie księży, którzy odeszli od Kościoła.
– Chciałem tutaj zaapelować, aby dziennikarze mediów publicznych i innych sieci społecznościowych, przestali kreować się ekspertami w sprawach Kościoła, jeżeli z Kościołem nie mają nic wspólnego, bo z niego wyszli i opuścili Kościół przez akt apostazji. Jest tyle spraw społecznych, nawet politycznych, szukających dobra wspólnego, którymi powinni się zajmować, a nie muszą zajmować się błędami, czy poszczególnymi grzechami pojedynczych osób Kościoła.
Niedawno w rozmowie z dziennikarzami podkreślał Ksiądz Arcybiskup, że obecność przedstawicieli Kościoła w mediach niesprzyjających Kościołowi jest konieczna, żeby dotrzeć do szerokiej grupy ludzi, mimo manipulacji.
– Kościół musi być czujny w takich spotkaniach, o których mówiłem. W duchu nauczania Ojca Świętego Franciszka spotykając się z innymi, nie można jednak utracić swojej tożsamości. Ważne jest, abyśmy umieli przyjmować się w oryginalności swojej postawy, czy swojej służby. Bo jeśli katoliccy dziennikarze, obecni w telewizji publicznej i prasie, będą reprezentować program niezgodny z nauczaniem Kościoła, albo będą mówić „co ja uważam”, wówczas są wewnętrznie skłóceni. Mamy też przykłady – nie będę przywoływał nazwisk – przedstawicieli życia konsekrowanego, którzy są dyżurnymi, oceniającymi poruszenia w Kościele i to przede wszystkim te negatywne. W każdym domu są blaski i cienie, i dlatego trzeba umiejętnie rozpocząć spotkania z różnymi środowiskami dziennikarskimi. Z całym szacunkiem, ale mimo wszystko bałbym się w tym przypadku używać słowa „tolerancja”. Bo ono jest dzisiaj tak zaczadzone, że właściwie oznacza pozwolenie na przekraczanie granic między dobrem a złem, i między prawdą a kłamstwem.
W kontekście nauczania Jana Pawła II i jego przyszłorocznej jubileuszowej rocznicy śmierci, jak Ksiądz Arcybiskup ocenia, czy tu w Polsce są zakorzenione myśli i idee Ojca Świętego, czy wypełniamy Jego przesłanie, które nam zostawił?
– Obecnie podkreślajmy już bardziej dary jego kanonizacji. Oczywiście, wszystkie rocznice związane ze Świętym Janem Pawłem II, czy to narodzin, czy śmierci, czy wyboru na Papieża – w dniu 16 października 1978 roku – są ważne. Ale dzisiaj Kościół podkreśla datę, która jest bardzo zobowiązująca, czyli 22 października. Jest to jego święto i czcimy go w całym Kościele Powszechnym. Polska ma szczególne prawo do Świętego Jana Pawła II, ale on już jest darem dla całego Kościoła. Dlatego proszę zauważyć, że cuda, które dokonały się przez jego wstawiennictwo i które zostały potwierdzone autorytetem Papieża Franciszka, miały miejsce we wspólnocie Kościoła w Kostaryce oraz we Francji. Tak jest również w przypadku procesu kanonizacyjnego Błogosławionego Księdza Jerzego Popiełuszki.
Chciałbym podkreślić, że dzisiaj Święty Jan Paweł II, będąc świętym całego Kościoła, okazuje się być bardzo „skutecznym” w uproszeniu u Boga potrzebnej łaski dla konkretnego człowieka, nie tylko w naszym kraju. Z pewnością wiele cudów dokonało się również w Polsce. Umiejmy się też cieszyć wszystkimi znakami z nieba. Umiejmy zobaczyć wartość jego nauczania pomimo, że ono jest oddalone w czasie od takiego źródła, jakim była pierwsza pielgrzymka do Ojczyzny, czy pielgrzymka stanu wojennego w 1983 roku. To są skarby, które dziś okazują się nie tylko potrzebne, ale wprost prorocze. Kiedy Papież mówił na Wybrzeżu, że „Solidarność” nie może bez przerwy oznaczać tylko protestu i walki jeden przeciw drugiemu, bo przyniesie program nie do uniesienia. Wówczas będzie to tylko wojna. Solidarność bowiem oznacza: jeden drugiego brzemiona noście. My słuchaliśmy tego z zachwytem i klaskaliśmy, ale dzisiaj to powraca z podwójną siłą, jako zadanie. Dzisiaj słyszymy, jak pani premier w expose woła, by klątwa nienawiści została zdjęta. Ale od kogo to zależy? To zależy od nas, a nie od Pana Boga, nie od naszych świętych. Dlatego my się mamy pojednać, to my w rachunku sumienia mamy się przyznać do określonej złej postawy wobec drugiego człowieka, kiedy występujemy przeciwko sobie.
Rozmawiamy z Księdzem Arcybiskupem w dniu przyjazdu do Częstochowy Kanadyjki Mary Wagner, heroicznej obrończyni życia poczętego, która za swoją działalność pro-life na ponad dwa lata została osadzona w więzieniu. Pani Mary, jak powiedziała na spotkaniu z dziennikarzami, przyjechała, by nasycić się duchem polskim, ale również, by nas ostrzec przed brakiem czujności w sprawach wartości życia.
– Ten przypadek jest przejawem zderzenia się prawa stanowionego z Panią Mary Wagner, jako obrończynią prawa naturalnego, prawa Bożego. To zderzenie prawa wspólczesnej cywilizacji jest na niekorzyść takich świadków, jak Mary Wagner czy też innych.
A w Częstochowie obecne władze miasta wprowadziły bezpłatny program In vitro, twierdząc, że jest to program leczenia bezpłodności. Takie stanowisko zakłóca świadomość, narzuca myślenie o In vitro jako o metodzie leczenia a nie zapładniania. A przecież In vitro niesie ze sobą również śmierć. Jak przemawiać do społeczeństwa, jak uświadamiać ludzi i obnażać prawdziwą twarz In vitro?
– Świadomość społeczna na temat In vitro jest już większa i dobrze, że środki społecznego przekazu uczestniczą w budowaniu tej wiedzy, że nie pokazują już tego – jak to było na początku lansowane – jako leczenie bezpłodności. I ten mit musi ustąpić, poprzez pokazanie również konsekwencji. Że In vitro jest zgodą na zabijanie, na niszczenie zarodków ludzkich, a nie jakiś tam embrionów. To jest zabijanie konkretnego człowieka. Musimy uchwycić się bardzo ważnej tajemnicy życia ludzkiego, że ten zarodek jest już całym człowiekiem, a nie jakąś formą białka, która będzie się dopiero rozwijała. Dla nas, jako ludzi wierzących, argumentem nie do podważenia, jest Tajemnica Wcielenia. Jak Maryja w Nazarecie po Zwiastowaniu mówi, że pod Jej Sercem rozwija się Syn Boży, który narodzi się w Betlejem. Właśnie cała natura człowieka zakodowana jest w tym małym zarodku. Dziękujemy Bogu, że taką świadomość już dziś ludzie posiadają. Natomiast, kto odchodzi od tego aksjomatu, posługując się własną prawdę, niestety mija się z obiektywną prawdą Bożą.
Ksiądz Arcybiskup bardzo często zaszczyca swoją posługą uroczystości patriotyczne, również te czczące pamięć Żołnierzy Wyklętych. Księże Arcybiskupie, czy patriotyzmu można się nauczyć, czy jest to raczej kod, który dziedziczy się z pokolenia na pokolenie?
– Bardzo słuszne jest w tej kwestii odniesienie do rodziny. Dlatego, że Patria jako Ojczyzna, również jako Naród, to idea, którą przenosi się spod serca matki, również i ojca. Rodzina, która – jak pisał Gałczyński – pokazuje pierwszą gwiazdę na niebie, przybliża dziecku kolejne wtajemniczenia jego rzeczywistości: dom, kraj, las, etyczne zasady, jest tu najważniejsza. Bez elementarnej postawy miłości do Ojczyzny wyniesionej z domu rodzinnego, późniejsza nauka patriotyzmu jest trudniejsza. Rozpoznawanie prawdy poprzez edukację jest dopełniające. Nie do zastąpienia jest fundament rodziny, więzi pokoleniowe, spotkania dzieci rodzicami z babcią i dziadkiem. Gdy przechodzimy kolejne etapy edukacyjne – związania się z ziemią, krajobrazem, kulturą, sztuką, przeszłością – dopiero wtedy mówi się, że są rzeczy, dla których warto żyć i dla których warto umierać. Jak w wierszu Miłosza: „Obyśmy w Tobie umierać pragnęli, kraino słodka, rozdarta i dzika”.
A jeśli rodzina nie przekaże patriotyzmu?
– Wówczas występuje pewnego rodzaju okaleczenie, ale patriotyzmu można się nauczyć. Podam przykład mojego kolegi, kapucyna z USA z New Jersay – Norberta Karawy, który studiował razem ze mną. Jest on już trzecim pokoleniem Polaków, rodziny żyjącej w Stanach Zjednoczonych. Uczył się mówić po polsku dopiero jak przyjechał do Ojczyzny swoich praprzodków. Kiedyś powiedział sam o sobie, że jest przykładem zewu krwi. Ze wzruszeniem wspominał przemawiającego Księdza Kardynała Stefana Wyszyńskiego na Jasnej Górze. Mówił, że wówczas czuł się, jak ludzie przy Mojżeszu na Górze Newo, gdy przekazywał im tablice Dziesięciu Przykazań. Prosił, by nie wysyłali go z powrotem do Ameryki, ale niestety jego młodość i znajomość języków spowodowała, że tam został skierowany. Powtarzał, że kocha Polskę – wzorem Kardynała Wyszyńskiego – „więcej niż własne serce”. Dlatego sztuka uczenia się patriotyzmu jest pewną tajemnicą, udowadniającą nić (ukazującą więź) łączącą pokolenia.
Jak w kontekście patriotyzmu, Ksiądz Arcybiskup odnosi się do tak często dzisiaj powtarzanego stwierdzenia: moja mała ojczyzna?
– Taki podział odnosi się znów do rodziny. Ktoś mówi, że bardziej kocha babcię niż dziadka; mówi, że ty jesteś moim światem, czyli ktoś jest dla mnie jakby uosobieniem świata. Te odniesienia mają prawo wyrażać stosunek do naszego regionu, czy naszego miasta. Ale tą małą ojczyzną jest najpierw dom, a dopiero potem szkoła i Kościół. Te trzy podmioty muszą być razem, bo inaczej nie będzie przełożenia na wielką rzecz, jaką jest Ojczyzna. Pamiętajmy, co powiedział Cyprian Kamil Norwid: „Ojczyzna, to wielki, zbiorowy obowiązek”.
Dziękujemy za rozmowę
UG