Rozmawiamy z częstochowskim historykiem, pracownikiem Archiwum Państwowego w Częstochowie Robertem Sikorskim, autorem książki „Częstochowa w przewodnikach od XIX w. do XXI w.”
W swojej książce przeanalizował Pan przewodniki częstochowskie, jakie ukazały się na przestrzeni 150 lat. Zapewne różnią się one formą i stylem?
– Badaniem objąłem przewodniki od roku 1846 do 2009 roku. Te z XIX wieku bardziej skupiały uwagę na osobliwościach miasta i zwyczajach częstochowian, niż na opisach miejsc godnych zwiedzania. Są literaturą chwili, to znaczy opisują Częstochowę w roku wydania danej publikacji. Te relacje zebrane w całość budują barwny i zajmujący obraz miasta, pokazują charakter jego mieszkańców. Żal, że dzisiaj takich przedstawień już nie ma. Współczesne przewodniki są w większości prezentacjami multimedialnymi, mapą bez komentarza historycznego i osobistego autora.
Warte podkreślenia jest, że czytając przewodniki z XIX wieku można wyraźnie wyczuć nastawienie autora do miasta. Znany krajoznawca Jacques Leonard de Verdmon, który mieszkał w Wielkopolsce, pisząc o przemyśle w Częstochowie (1909 r.) sypał gromy na obcy kapitał i Niemców, którzy dominowali w przemyśle. Zauważył, że i w Częstochowie, tak jak w Wielkim Księstwie Poznańskim, trzeba akcentować symbol ówczesnego czasu, czyli walkę z germanizacją.
Natomiast jeden z najpiękniejszych współczesnych przewodników jest autorstwa Zbigniewa Stochela. Oprócz warstwy poznawczej przedstawia on wartość ikonograficzną. Są tam przynajmniej dwa urocze zdjęcia: wiewiórki – miłego mieszkańca jurajskich lasów i drzewa parku jasnogórskiego im. Stanisława Staszica uchwyconego w jesiennej szacie. Jest to przewodnik nie tylko po Częstochowie, ale i po okolicach Częstochowy.
Proszę przybliżyć kulisy powstania Pana książki?
– Pierwotnie miał powstać zbiór artykułów o przewodnikach, jednak w toku przygotowań stwierdziłem, że lepszym rozwiązaniem będzie opracowanie jednej, całościowej publikacji. Uznałem, że w osobnych artykułach umknie ciągłość pewnych informacji, łączących przestrzeń 160 lat. Na przykład w przewodniku Józefa Lompy z roku 1846 jest napisane, że pod bazyliką jasnogórską stoją dziadowie proszalni i za niewielką ilość pieniędzy potrafią wymyślić jakiś wierszyk. A w roku 1893 kolejny autor przewodników – Feliks Romanowski pisze, że poezję częstochowską uprawiają dwa indywidua: niewidoma babka i jednooki staruszek. Z tych dwóch przekazów należy wysnuć, że i ci dziadowie proszalni, i ci staruszkowie są przedstawicielami czegoś, co przerodziło się w częstochowskie rymotwórstwo – pieśni dziadowskich, charakterystycznych dla Warszawy i Częstochowy.
Czego nauczył się Pan o Częstochowie, przemierzając przewodniki?
– Przede wszystkim wielkiej pokory do dziejów naszego miasta. Bardzo często się mówi, że Częstochowa to miasto upadające. Historia jednak pokazuje, że miasto i jego mieszkańcy są silni. W roku 1809 Józef Lompa widzi spaloną Starą i Nową Częstochowę, a jednak po w wojnie polsko-austriackiej, w której miasto bardzo ucierpiało, Częstochowa odżywa. W roku 1826 łączy się w jedno miasto, a już w 1909 roku organizuje wielką wystawę handlową – Wystawa Przemysłu i Rolnictwa – gdzie prezentowali się nawet Brazylijczycy. Tu można zauważyć, że wystawę zainicjował Naczelnik Powiatu Częstochowskiego książę Grigorij Awałow, spokrewniony z dynastią Romanowów. Dostał pozwolenie na jej organizację nie w Warszawie czy Łodzi, ale właśnie w Częstochowie. To była olbrzymia szansa dla miasta.
Wykorzystana?
– W pełni. Łodzianie próbowali bojkotować organizację wystawy. Kiedy zauważyli, że nabiera ona wymiaru światowego, było już dla ich za późno, by do niej dołączyć. 18 procent wystawców stanowili przedsiębiorcy z Częstochowy i okolic.
Częstochowianie potrafili wykorzystać dar losu. Co się stało, że dzisiaj miasto przeżywa kryzys cywilizacyjny? Ludzie stąd uciekają, sektor przedsiębiorców się kurczy.
– Brakuje chyba hartu ducha, przekonania o tym, że można zmienić rzeczywistość w oparciu o tutejsze zasoby, że jedynie organizacja w obronie lub przeprowadzenia jakiegoś celu może dać rezultaty. Przykładem jest choćby zaprzepaszczenie województwa częstochowskiego.
W istocie dzisiaj spijamy tę śmietankę. Ale wówczas częstochowianie pokazali, że nie zależy im na województwie. Padały głosy, nawet ze strony posłów czy senatorów, że Częstochowa to miasto bez ziemi. Czy można tak mówić o Częstochowie?
– Sto lat temu częstochowianie nie mieli swojej ziemi, było to miasto powiatowe Guberni Piotrkowskiej. Nie była czegoś takiego jak ziemia częstochowska, a jednak priorytety i zgodny kierunek myślenia pozwalały wykorzystywać szansę na rozwój. Należy dodać, że Wielką wystawę przemysłową trzy lata później, w 1912 roku, próbowano zrealizować w Warszawie. Nie wyszło. I tylko Częstochowa zapisała się w historii ówczesnej jako miasto tak wielkiej promocji przemysłu.
Jacy byli częstochowianie w XIX wieku?
– Byli to ludzie wykształceni. Że przytoczę kilka nazwisk: dr Władysław Biegański, dr Halina Biegańska, dr Karol Rozenweld, ks. kanonik Marian Fulman (późniejszy biskup lubelski), ks. Józef Magott, ks. Józef Adamczyk (wydawca „Dzwonka Częstochowskiego”) czy przemysłowcy – rodzina Kohnów, Markusfeldów. W Częstochowie swoje miejsce znaleźli np. zesłany z Warszawy nauczyciel Bronisław Grabowski, który przez 26 lat uczył języków klasycznych – łaciny i greki w tutejszym gimnazjum. Wydał mnóstwo kalendarzy, a także utwór o wsi Stradom i Gidle, gdzie zamieścił pieśni śpiewane przez mieszkańców w latach 70. XIX wieku – niesamowity smaczek dla badaczy języka i folkloru częstochowskiego. W Częstochowie przebywał też autor pierwszego przewodnika po Jasnej Górze, a także po mieście Częstochowie – Michał Baliński, literat litewski, który za udział w przygotowaniach do Powstania Listopadowego na Litwie został zesłany do Warszawy, a tragedia osobista, która dotknęła jego oraz jego żonę Zofię z Śniadeckich sprawiły, że w Częstochowie na Jasnej Górze szukał ukojenia.
A jak Jasna Góra była pokazywana w XIX-wiecznych przewodnikach?
– Przygotowując książkę, celowo ominąłem Jasną Górę. Moja publikacja liczy 251 stron, książka, która opisywałaby Jasną Górę powinna liczyć trzy razy więcej. W rozmowie z metropolitą częstochowskim księdzem arcybiskupem Wacławem Depo pojawił się temat przygotowania analizy przewodników po klasztorze, więc być może podejmę takie badania.
Jak szeroka była Pana kwerenda badawcza? Ile przewodników Pan opisał? Które były najbardziej zajmujące?
– Badaniem objąłem 21 przewodników. Jedna trzecia z nich to przewodniki po wystawach, które odbyły się w Częstochowie. Najciekawsze i najbardziej wartościowe jest opracowanie Feliksa Romanowskiego. Opisuje on częstochowian, ich typy charakterologiczne, zajęcia, ubiór, wykształcenia, zachowania. Dzieli mieszkańców na dwa rodzaje: mieszkających na Starym Mieście, ubranych po europejsku, wysyłających dzieci na uniwersytety (w domyśle to ludność pochodzenia żydowskiego) i na biedotę, która mieszka w dzielnicy podjasnogórskiej, trudni się introligatorstwem i oprawą obrazów, i chodzi ubrana w baranie kożuchy i drewniane chodaki. U Romanowskiego pojawiają się też opisy zachowań, jak choćby kuchareczki, która zapatrzywszy się na przechodzącą pielgrzymkę kipiące mleko na kuchni zostawia. Opisuje, bardzo barwie, że częstochowianie poświęcają się spekulacji i studiują myśli zaborcze swoich antagonistów, a panie od godziny 10 do północy przechadzają się w nowych toaletach przez Aleję, a na Jasnej Górze spotyka się indywidua, jak dwie dewotki – „jedną starszą i wiekiem pochyloną, a drugą o dzikich i niespokojnych oczach”.
Józef Lompa z kolei zauważył, w 1860 roku, że mieszkańcy Częstochowy witają pielgrzymów „barszczem z wieprzowiną, kawę i ogórki, przed pięćdziesięciu laty wynoszono tylko ciepłą kapustę a o kawie pytać się nie dało”.
Co zaskoczyło w trakcie pisania?
– Myślałem, że nie uda mi się znaleźć pewnej ciągłości dziejów miasta. Tymczasem właśnie z przewodniki pokazują rozwój. Aleja Najświętszej Maryi Panny, która w roku 1846 architektonicznie przedstawiała się dość niepozornie, bo było tam sporo pustych placów, w roku 1893 była już całkowicie zamieszkała. To świadczy o wzroście zamożności mieszkańców i chęci budowy okazałych kamienic, które w większości zachowały się do dzisiaj.
Dziękuję za rozmowę.
Robert Sikorski za pośrednictwem naszych łamów pragnie podziękować dyrektorowi Muzeum Monet i Medali Jana Pawła II w Częstochowie – Krzysztofowi Witkowskiemu oraz pracownikom Muzeum za zorganizowanie promocji książki. Autor bardzo też dziękuje JE Ks. Abp. Wacławowi Depo za udział w spotkaniu promocyjnym i wygłoszenia słowa wstępnego.
URSZULA GIŻYŃSKA