Studenci z Częstochowy wybierają się w najniebezpieczniejszy zakątek świata
Sami dokładnie nie wiedzą, czy ktoś przed nimi porwał się na tak szaleńczy pomysł i czy komuś udało się go zrealizować. 23-latkowie, na co dzień studenci Politechniki Częstochowskiej, Adrian Walentek z IV roku Wydziału Metalurgii i Dariusz Pegza, także z IV roku, tyle że Wydziału Zarządzania, chcą w 88 dni na rowerach pokonać trasę liczącą 5000 km. Może nie byłoby w tym niczego szczególnego, wszak turystyka rowerowa w naszym kraju rozwija się bardzo prężnie, gdyby nie fakt, że dwójka cyklistów z PCz wybrała sobie na teren swojej “przejażdżki” jeden z najniebezpieczniejszych zakątków świata – południowo-wschodnią część Azji, z takimi krajami, jak Tajlandia, Laos, Wietnam i Kambodża.
Dariusz Pegza nie jest nowicjuszem. Wcześniej na rowerze przejechał niemal całą Europę. Dokładnie jedenaście krajów w 46 dni. Pokonał wtedy 4000 km, ale wycieczki po Starym Kontynencie i pobyt w Szwajcarii, Francji czy Włoszech nie chce i nie próbuje porównywać do wyprawy, jak się wydaje, swojego życia, która rozpocznie się 25 czerwca tego roku. A skończy, jeśli wszystko się powiedzie, 23 sierpnia.
– Zdaję sobie sprawę z tego, na co się porywamy. To będzie prawdziwa wyprawa w nieznane.
Zarówno Darek, jak i Adrian są członkami oddziału akademickiego PTTK w Częstochowie. Ten projekt turystyczny, w przeciwieństwie do innych, wsześniejszych, swoją skalą i rozmachem bije na głowę wszystkie dotychczasowe.
Z Bangkoku do Bangkoku
25 czerwca br., obaj podróżnicy wyjeżdżają do Frankfurtu nad Menem. Dzień później wsiądą do Airbusów 301 i jordańskimi liniami lotniczymi via Amman dotrą do Bangkoku.
Dzięki internetowi przelot do stolicy Indonezji nie wydaje się być szczególnie drogą wycieczką. Na bilety w obie strony nasi bohaterowie wydali (bilety już otrzymali) po 584 USD.
– Znaleźliśmy w sieci najtańszego z możliwych przewoźników. Okazało się, że ten przewoźnik poszedł nam jeszcze na rękę i zamiast 25 kg, możemy zabrać aż 30 kg bagażu. To ważne. Bierzemy przecież ze sobą 19 kg rowery, które zapakowane zostaną w specjalne kartony. Może na bilety dostaniemy jeszcze jakiś rabat, bo napisaliśmy list do króla Jordanii, który poważa takich zapalonych turystów jak my – wyjaśnia Dariusz Pegza.
W Bangkoku Polacy znajdą się pod opieką Andrzeja Krupowicza, właściciela biura podróży Siam Miracle Travel, który niezwykle mocno zaangażował się w całe przedsięwzięcie i już teraz pomaga częstochowianom zasypując ich dziesiątkami bezcennych informacji.
– I w tym przypadku pomógł nam internet. Bo przecież się nie znamy, nawet się nie widzieliśmy, ale już zdążyliśmy się tak polubić, że Bangkok będzie dla nas istnym rajem. Przez kilka dni będziemy spali w ekskluzywnych hotelach; to wszystko dzięki panu Andrzejowi, który wszedł także w kontakt z polskim konsulem. Ten ostatni również nam pomoże.
Ale sielanka nie będzie trwała zbyt długo. W Bangkoku Adrian i Darek wsiądą na rowery i rozpoczną pedałowanie w nieznane. Do granicy (wcześniej miną dwa ważne miasta Auutthaya i Nong Khai), tajlandzko-laotańskiej, częstochowian pilotować będzie przedstawiciel Siam Miracle Travel. Dalej zdani będą wyłącznie na siebie.
Podróż przez Laos, wedle informacji napływających z Bangkoku, nie będzie niebezpieczna. Ze stolicy Vientiane rowerzyści pojadą w kierunku Louangphrabang i dalej malowniczą doliną Mekongu w stronę Lao Bao, czyli przejścia granicznego z Wietnamem.
– O Wietnamie najwięcej dowiedzieliśmy się od handlarzy z naszych targowisk – przyznaje Darek. – Przekonywali nas, że Wietnam, to przyjazny dla Polaków kraj, że ludzie będą dla nas mili i uczynni. Zresztą, handlarze napisali nam na kartkach parę zdań w swoim języku. Takie podstawowe prośby, jakieś komendy. Zafoliowaliśmy to i zabieramy ze sobą. Łatwiej się będzie porozumieć.
Wietnamska część trasy przebiegać będzie przez Da Nang, dalej Phan Rang Thap Cham i Da Lat do Sajgonu (dawne Ho Chi Minh). Będzie to tylko przedsmak przed odwiedzeniem Kambodży (Kampuczy), państwa, w którym przez wiele lat władzę sprawowali osławieni Czerwoni Khmerzy i ich przywódca Pol Pot.
– Dzisiaj wszystkie nasze wysiłki skupiają się na tym, by zapewnić sobie jakąś ochronę, może nawet kilku żołnierzy, którzy będą nam towarzyszyli w jeździe od posterunku do posterunku – mówi Adrian. – O takim zabezpieczeniu rozmawiają na miejscu z tamtejszymi władzami nasz konsul i pan Andrzej Krupowicz. Nie jesteśmy przecież kompletnymi wariatami, którzy pragną na siłę pokazać, że są bardzo odważni. Nie chcemy, by nasi rodzice dowiedzieli się, iż ich synowie zaginęli we wciąż niebezpiecznej Kambodży, gdzie w ubiegłym roku śmierć ponieśli Anglicy i Amerykanie. Jeśli będzie trzeba – nieco skrócimy sobie trasę.
Gdyby jednak plan eskpedycji nie został zaburzony przez wspomniane kłopoty, ze stolicy Kambodży Phnom Penh, cykliści mają zamiar dotrzeć do całego skupiska świątyń Khmerów, usytuowanych w Angor Watcie. – To główny cel naszej rowerowej włóczęgi, miejsce owiane pewną tajemnicą, ale z drugiej strony niewiarygodnie wspaniałe. Tak przynajmniej podają dostępne nam przekazy. Angkor w X wieku był najludniejszym miastem na świecie. Mieszkało w nim milion mieszkańców, gdy na przykład w Paryżu zaledwie 30 tys. – podkreślają obaj turyści.
Z Angkor Watu do końca wycieczki pozostaną już tylko trzy etapy – do granicy z Tajlandią w Poipetcie, stamtąd do Pattaya i do miejsca startu, w Bangkoku, gdzie zakończy się wyprawa, licząca ponad 5000 km.
Rower rowerowi nierówny
Azjatycka przygoda dwójki studentów z Częstochowy wzbudziła zainteresowanie nie tylko na uczelni, gdzie władze, z rektorem Januszem Szopą na czele, już wsparły dwójkę śmiałków wydatną pomocą finansową. W gronie tych, którzy pomogą rowerzystom zrealizować swoje marzenia znalazła się firma rowerowa Bike-Sport z Krzemionki koło Kalisza. A wiadomo, że bez wysokiej klasy sprzętu na azjatyckie bezdroża nie ma się co wybierać.
– Nasze rowery będą, można powiedzieć, sprzętem najwyższej, światowej, klasy. Aluminiowa, podwójnie spawana rama, solidne koła z grubymi szprychami, dodatkowe wyposażenie ze specjalnymi sakwami na bagaże, to podstawa w takich bicyklach. Trzeba jednak wiedzieć, że rower i mały, lekki namiocik, będą prawie przez dwa miesiące naszymi domami – utwierdzają nas w przekonaniu obaj zapaleńcy dalekich podróży.
Podczas pokonywania kolejnych kilometrów mogą się jednak przytrafić naszym turystom najróżniejsze i zupełnie nieoczekiwane defekty. Aby zapobiec i takim zdarzeniom, firma Rower Serwis Leśniewski z Dąbrowy Górniczej, wyposaży cyklistów w niezbędne części zapasowe, nauczy usuwać wszystkie awarie – nie tylko dość prozaiczną wymianę przebitej dętki w kole.
Przed wyjazdem i zmianą strefy klimatycznej, obaj globtroterzy zmuszeni są także zadbać o swoje zdrowie. Szczepienia przeciwko żółtaczce typu A i B, polio, durowi brzusznemu, tyfusowi, tężcowi i błonnicy, to w tym wypadku niemal rutyna.
– Gorzej jest z innymi chorobami, na które może zapaść tam każdy Europejczyk – twierdzą. – Mam na myśli japońskie zapalenie mózgu. Aby się na nie uodpornić zaszczepimy się już chyba w Bangkoku. Na trzy odmiany malarii, na które nie ma żadnych szczepionek, zabieramy specjalne leki. Bierzemy też krople do oczu, bo w porze deszczowej nasze oczy mogą się tam poważnie męczyć. Wprost nieodzowne będzie zaopatrzenie się w specjalne środki przeciwko komarom. One przenoszą przecież malarię.
Pierwsi Polacy, pierwsi Europejczycy?
Adrian Walentek i Dariusz Pegza już od ponad roku przygotowują się do wyjazdu. Ciekawe, że stosunkowo najmniejszym problemem są wizy, umożliwiające oficjalny pobyt we wspomnianych krajach. Wszystkie, poza kambodżańską, wydawane są w Warszawie, wydawane bez specjalnych utrudnień.
Za to Polska nie utrzymuje stosunków dyplomatycznych z Kambodżą (nabliższy konsulat tego kraju znajduje się w Berlinie) i dlatego o wizę tego kraju nasi dwaj niezwykli turyści wystarają się już na miejscu, w… Wietnamie.
Co prawda rodzice Adriana i Darka przyzwyczaili się już do ich dalekich eskapad, ale tym razem są nieco zaniepokojeni o losy swoich synów.
– Moja mama z tatą powiedzieli krótko: “trochę przesadziłeś, co to za pomysł” – przyznaje Adrian.
Odwrotu już jednak nie ma. Termin wyjazdu zbliża się milowymi krokami, jeden “azjatycki” rower już teraz dostarczono do Częstochowy, a samą wycieczką udało się zainteresować nawet przedstawicieli Parlamentu. Nie mówiąc już o mediach i o częstochowskim klubie środowiskowym AZS, pilotującym całe przedsięwzięcie od strony propagandowej.
– Dopingują nas też nasi dziekani, wykładowcy, którzy wspierają nas nie tylko duchowo – dodają podróżnicy.
Czy częstochowianie będa pierwszymi Polakami, którzy objadą na dwóch kółkach najbardziej nieznaną część Azji?
– Może będziemy nawet pierwszymi Europejczykami. To byłby wyczyn – mówią z dumą.
ANDRZEJ ZAGUŁA