Z PROMENADY NA LISINIEC


Park Lisiniecki ideowo spokrewniony jest z Promenadą na Północy. Promenada, to twórcza wizja realizacji drogi do zakleszczonego lasku. Na Lisińcu podobna, wyasfaltowana trasa wprowadza nas nad glinianki obrosłe zakleszczonymi krzakami. Droga, krzaki, kleszcze i niemiecki inwestor. I tu i tam podobne historie. Kto dziś pamięta o wielkim przedsięwzięciu budowy lunaparku w Lasku Aniołowskim przez niemiecką spółkę? Było to na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy z naiwnością traktowano słowa zagranicznych inwestorów. Miały więc w sąsiedztwie największego częstochowskiego blokowiska wyrosnąć… ho, ho, ho… jakie rzeczy. Wyrosła jedna – przedziwna bunkropodobna ruina… Miejsce rozkoszy dla narkomanów i alkoholików. Inwestor postawiwszy to “coś” zniknął…

Park Lisiniecki ideowo spokrewniony jest z Promenadą na Północy. Promenada, to twórcza wizja realizacji drogi do zakleszczonego lasku. Na Lisińcu podobna, wyasfaltowana trasa wprowadza nas nad glinianki obrosłe zakleszczonymi krzakami. Droga, krzaki, kleszcze i niemiecki inwestor. I tu i tam podobne historie. Kto dziś pamięta o wielkim przedsięwzięciu budowy lunaparku w Lasku Aniołowskim przez niemiecką spółkę? Było to na początku lat dziewięćdziesiątych, gdy z naiwnością traktowano słowa zagranicznych inwestorów. Miały więc w sąsiedztwie największego częstochowskiego blokowiska wyrosnąć… ho, ho, ho… jakie rzeczy. Wyrosła jedna – przedziwna bunkropodobna ruina… Miejsce rozkoszy dla narkomanów i alkoholików. Inwestor postawiwszy to “coś” zniknął…
Gdyby w Częstochowie jedna ekipa władzy chciała przejmować doświadczenia poprzedników być może Lisiniec uniknąłby podobnej historii. A tak, przed dwoma laty pojawił się w gabinecie prezydenta nieznany nikomu Niemiec. To, że nikomu nieznany przyjmijmy na wiarę; choć trudno sobie wyobrazić, by ktoś wszedłszy z ulicy dostał się do prezydenta i w luźnej rozmowie skłonił do wsparcia inwestycji opierającej się na marzeniach. Przyjmijmy jednak, że tak było.
Wszedł do gabinetu jakiś pan Schmidt
Powiedział, że ma zamiar założyć spółkę o imponującej nazwie Projektmanaggement Schlesien. Ta spółka wybuduje na Lisińcu aquapark, hotel, klinikę rehabilitacyjną itd. Prezydent, obwiniany w tym czasie o zniechęcenie kilku poważnych inwestorów, chętnie nadstawił uszu. I tak się zaczęła niedokończona historia…
Najpierw był więc prywatny pomysłodawca. Potem tenże założył obiecaną spółkę. Wybrawszy inwestora Zarząd przeforsował uchwałę w Radzie i pro forma ogłosił przetarg na dzierżawę parku Lisinieckiego. Nie urażę chyba nikogo pisząc “pro forma”. Ogłoszenie o przetargu wywieszono jedynie w holu Urzędu Miejskiego. Raczej nie przypuszczano, by w tym miejscu stale przesiadywali przedstawiciele poważniejszych inwestorów oczekując na superokazję.
Czy teren był szczególnie cenny? Zgódźmy się, że nie. Powstały przed laty Park Lisiniec był takim niechcianym dzieckiem. Niechcianym dla władz, do minimum ograniczającym swoje zaangażowanie inwestycyjne. Była tam przystań z wypożyczalnią sprzętu wodnego prowadzona przez MOSiR, latem, nad tłumami kąpiących się, czuwali ratownicy. Były także rozlatujące się ławeczki i zardzewiałe huśtawki dla dzieci. I wędkarze…
Wspomnieć można jeszcze postulaty stawiane m.in. przez Mieczysława Malika, by z pieniędzy budżetowych stworzyć tu park dla rodzin. Postulaty owe, choć w zasadzie słuszne, trafiały w płot; nasze miasto nie wykazuje zazwyczaj wielkiej ochoty wydawania na coś takiego pieniędzy podatników.
W gliniankach zwanych malowniczo “Bałtyk” i “Adriatyk” kąpano się i topiono od dawien dawna. Istnienie parku trochę to cywilizowało. Choć nie na tyle, by miał kto ten teren posprzątać, posadzić drzewka i krzewy, naprawić ławeczki i huśtawki.
Przyznajmy, że wielka wizja aquaparku była przekonująca
Zwłaszcza, o czym świadczą wycieczki dzieci z naszych szkół, wizję taką z sukcesem zrealizowano w Tarnowskich Górach, w Krakowie, w Nowinach pod Kielcami.
Wizja wizją. Wyobraźmy sobie, że to ja – skromny obywatel miasta – wstępuję do pana prezydenta na kawę. I przedstawiam mu świetny pomysł budowy boiska do palanta. Pomysł przekonujący, ale jak znam życie i znam prezydenta padłoby sakramentalne pytanie, czy mnie na to stać. Raczej nikt za dobrą monetę nie przyjąłby tłumaczenia – jak podpiszemy umowę o dzierżawę, to znajdę w jakimś banku na to pieniądze. Tak byłoby w przypadku mojej osoby i każdego innego inwestora z Częstochowy. Niemiec był jednak bardziej przekonujący.
Najpierw więc podpisano umowę dzierżawną ustalającą 30 – letni termin dzierżawy i symbolicznie niski czynsz. W umowie tej zwolniono inwestora z płatności czynszu i podatku do czasu, aż coś zbuduje. I dano mu pół roku, by przedstawił realną informację za co to coś zbuduje. O takich preferencjach nie mógłby marzyć żaden z miejscowych przedsiębiorców.
Spółka, jak sama nazwa wskazuje, skupiła się na zarządzaniu projektem. Zarządzała tak pracowicie, że nim się spostrzegła upływały kolejne ustalone w umowie terminy. Po pół roku dalej nie wiadomo było za co powstanie inwestycja, po kolejnym pół roku to samo.
Lato było szczęśliwe. MOSiR wycofał się z pilnowania kąpieliska, na szczęście nikt nie wykorzystał tego i złośliwie się nie utopił. Status realny parku cofnął się do lat sześćdziesiątych, do formy dzikiego kąpieliska.
Zdenerwowany tym wszystkim Zarząd zdecydował o rozwiązaniu umowy z PMS i obciążeniu niefortunnego inwestora karą umowną w wysokości 1,3 mln zł. Gdyby jeszcze ową karę było z kogo ściągnąć, można by napisać o szczęśliwym zakończeniu.
Na tym nie koniec
W mieście pojawił się nowy gracz. A raczej stary, dobrze znany, lecz z nowymi pomysłami. Inwestycje na Lisińcu chce przejąć Konsorcjum Inwestycyjno – Autostradowe SA.
Przejąć. A więc historia od początku. Oddanie z pominięciem procedury przetargowej 40 ha parku Lisinieckiego nowemu inwestorowi. Przyznanie tych samych preferencji – niski czynsz dzierżawny, zwolnienie od opłat do czasu zakończenia inwestycji. I oczekiwanie na przedstawienie przez Konsorcjum informacji za co ten cały aquapark zostanie zbudowany.
W odróżnieniu od gościa z Niemiec ta nowa propozycja jest wiarygodniejsza. Przynajmniej pod tym względem, że inwestor jest stąd, wiadomo na czym siedzi, kto za nim stoi. Nie jest to z pewnością “firma krzak”, która coś obieca i ucieknie, nie płacąc rachunków.
Ale sympatia – sympatią… Dla radnych liczyć się musi także interes miasta. W innych niż Częstochowa ośrodkach można by napisać – dla radnych musi się liczyć przede wszystkiem interes miasta. W Częstochowie ograniczmy się tylko do dodania słowa “także”…
Co więc w teorii powinni zrobić radni? Po pierwsze, przestać dawać się robić w “dudka” i wypowiedzieć umowę spółce PMS obligując Zarząd do użycia wszelkich kroków, by ściągnąć ze spółki należną karę. Ta decyzja świadczyć może o tym, że miasto Częstochowa chce być traktowane poważnie. Po drugie – określić wyraźnie w miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego co ma być na terenie obecnego parku Lisieniec. Plan jest lokalnym prawem. Jeśli nie chcemy niemiłych zaskoczeń – budowy w miejsce aquaparku kolejnego supermarketu czy stacji benzynowej powinniśmy to wyraźnie zaznaczyć w planie zagospodarowania. Po trzecie – wystawić ten teren na sprzedaż lub długoletnią dzierżawę w trybie przetargu międzynarodowego. Taki tryb jest okazją, by inwestycją zainteresować silnych i wiarygodnych inwestorów; jest też okazją, by uzyskać godziwą cenę za nieruchomość. W takim przetargu – to rzecz oczywista – może uczestniczyć i nasze Konsorcjum, może go nawet wygrać, jeśli zaoferuje najlepsze warunki.
A jeśli nasza firma przegra, to też nic strasznego. Inwestor może być z zewnątrz, ale w praktyce i tak zatrudnienie przy realizacji inwestycji znajdą nasi mieszkańcy. I tak opłaty z tytułu czynszu lub podatków trafią do naszej kasy.
Przyjęcie takiej formy działań przedłuży czas realizacji inwestycji. To prawda. Ale jak na razie w głupi sposób stracono dwa lata nic nie zyskując. Lepiej więc przedłużyć procedurę przygotowaczą, niż znów budzić się z ręką… w gliniance. Dobrze sprzedać teren miejski, tak, by nie był to tylko kolejny “papierowy sukces”, lecz solidny fundament rozwoju zaniedbanego terenu.
Będzie jednak inaczej. 18 kwietnia radni z SLD zdecydują o przyjęciu oferty Konsorcjum. Zacznie się kolejny etap niekończącej się opowieści o łowieniu złotych rybek w “Adriatyku”. Za rok pewnie prasa znów będzie mogła pisać o tym, co miało być i dlaczego nie ma. A częstochowianie kolejny sezon przeżyją na “dzikim” kąpielisku.

JAROSŁAW KAPSA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *