W poszukiwaniu straconego czasu


Być albo nie być – oto jest pytanie. Jeszcze niedawno brzmiało: Dokąd zmierzasz? Życie jednak tak przyspiesza, że nie śniło się to do niedawna nawet największym fizjologom, jak to mówią niektórzy żartobliwie.

Rozpaczliwe apele o jeszcze większą integrację słychać prawie z każdej strony, również z Warszawy, a przecież jeszcze kilka lat temu pewien pan, co prawda z Krakowa, ale ze słusznej opcji politycznej chciał umierać za Niceę. Ciekawe co sądzi o obecnych pomysłach? Z pewnością z przyczyn biologicznych nie zjeży mu się włos na głowie, a powinien.
Rozwój ludzkości na przestrzeni tysięcy lat odbywał się właśnie dzięki różnorodności, kiedy to życie pokazywało, który model czy rozwiązanie było lepsze, i wygrywając popychało świat do szybszego rozwoju. Gdyby tak nie było, to z racji wielkości jednym z najbiedniejszych krajów w Europie powinna być Szwajcaria. Kiedy sięgniemy do historii nawet nieodległej to okaże się, że Europa rozwijała się na przyzwoitym poziomie. Ostatnie dziesięciolecie, czyli epoka Euro jest okresem ogromnej stagnacji, więc co tu jest zagrożeniem?
Obecna próba ratowania strefy Euro poprzez dodruk pustych pieniędzy przypomina człowieka, który cierpi na nadwagę, który gdy już miał rozpocząć kurację odchudzającą nagle poczuł, że jest głodny, więc uznał, że nie jest to zbyt odpowiednia chwila, bo jak się pożywi to dopiero będzie miała siły na walkę z otyłością. Najważniejszą przyczyną fatalnej sytuacji Unii Europejskiej nie jest brak wspólnego rządu czy jakiejś formy państwa federalnego. Brakuje po prostu konkurencyjnej gospodarki, która została splątana poprzez unijną biurokrację. Obecne działania są tylko kupowaniem (pożyczaniem) czasu, a czas to pieniądz, więc też kosztuje. Zebrane pieniądze, także nasze, pozwolą tym razem prawdopodobnie Hiszpanom pobawić się kilka miesięcy, a odpoczną przecież w pracy.

ANNA GAUDY

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *