STRAŻ PILNUJE I WYCHOWUJE


Na otwarcie była zabawa “mikołajkowa”. W sali, w pomieszczeniach komendy Straży Miejskiej bawiło się, 5 grudnia, ponad 50 dzieci. W stołówce czekał na nie poczęstunek – ciasta, owoce, słodycze, soki. Na koniec każde dziecko otrzymało dużą paczkę prezentów wręczonych osobiście przez św. Mikołaja. Imprezę prowadzili strażnicy ubrani w charakterystyczne, czerwone czapki z pomponami. Dla dzieci wystąpił także teatr z Liceum im. A. Mickiewicza. Tak rozpoczęła swoją działalność świetlica socjoterapeutyczna w siedzibie Straży Miejskiej. Rzecz pionierska w skali kraju. W Częstochowie strażnicy wzięli w swoje ręce wychowanie grupy dzieci.

Na otwarcie była zabawa “mikołajkowa”. W sali, w pomieszczeniach komendy Straży Miejskiej bawiło się, 5 grudnia, ponad 50 dzieci. W stołówce czekał na nie poczęstunek – ciasta, owoce, słodycze, soki. Na koniec każde dziecko otrzymało dużą paczkę prezentów wręczonych osobiście przez św. Mikołaja. Imprezę prowadzili strażnicy ubrani w charakterystyczne, czerwone czapki z pomponami. Dla dzieci wystąpił także teatr z Liceum im. A. Mickiewicza. Tak rozpoczęła swoją działalność świetlica socjoterapeutyczna w siedzibie Straży Miejskiej. Rzecz pionierska w skali kraju. W Częstochowie strażnicy wzięli w swoje ręce wychowanie grupy dzieci.
Pomysł zrodził się, gdy siedziba Straży Miejskiej przeniosła się do budynku na Krakowskiej, do dawnego Domu Kultury “Elanexu”. Samo otoczenie zachęcało do podjęcia niekonwencjonalnych działań. Krakowska, Ogrodowa, Mała, kwartały zniszczonych kamienic, domów robotników zakładów włókienniczych. Tu jeszcze stoją domy o standarcie XIX w., z ubikacją na dworze… Niektóre miejsca można określić wprost – częstochowskie slumsy. W takich warunkach nie dziwią objawy patologii.
Częstochowska Straż walczy z objawami tej choroby. Zatrzymuje dzieci na bezmyślnym wandaliźmie, na drobnych kradzieżach. Zawozi pijanych na izbę wytrzeźwień. I wie, że to beznadziejne. Złapany i tak jutro wróci do grona “koleżków”, znów jedyną alternatywę dla nudy znajdzie na ulicy. Jedyne marzenie – zostać kimś, szefem gangu lub chociaż “żołnierzem”, rozbijać się pięknymi, kradzionymi “brykami” w towarzystwie pięknych blondynek. Tak jak na filmie “Młode wilki”. Tyle, że ich raczej czeka los “młodych kundli”, kradzieżą zarabiających na butelkę wina owocowego.
“Już kiedy zobaczyłem budynek przeznaczony na nową siedzibę pomyślałem, że to dobre miejsce, by stworzyć świetlicę dla dzieci. Jest tu taka duża, niewykorzystana, dawna sala widowiskowa. Wyremontować ją, doposażyć i miejsce idealne” – mówi komendant Straży Miejskiej Artur Hołubiczko. – “Już to zaczęliśmy robić. Pod sceną mamy siłownię. Ćwiczą tam nie tylko nasi strażnicy, ale i panie z kursów samoobrony kobiet. Remont sali zaczęliśmy w czynie społecznym. Musimy jeszcze zmienić parkiet, zbudować osobne wejście, szatnie; wyposażyć w boisko do kosza i siatkówki. Tak, by najlepiej mogła służyć potrzebom dzieci i młodzieży”. Na remont uzyskano ok. 70 tys. zł z Miejskiej Komisji Rozwiązywania Problemów Alkoholowych, drugie tyle obiecano w przyszłym roku.
Świetlica, to inicjatywa własna SM. Formalną podstawą było zarządzenie komendanta Straży, z 5 listopada, o utworzeniu w składzie Oddziału Ochrony Porządku Publicznego SM referatu ds. zapobiegania zjawiskom kryminogennym i patologicznym wśród młodzieży. Referat ma prowadzić Młodzieżową Świetlicę Socjoterapeutyczną. Nadzór nad nią ma zatrudniony w SM psycholog Ireneusz Pyzik. Cały referat to dwóch strażników. Tomasz Gajewski, niedawno ukończył resocjalizację na WSP, ma doświadczenie z pracą z dziećmi w przedszkolu i jako wychowawca kolonijny. Aneta Michalak z podwójną praktyką – jako matka w domu i jako strażniczka zajmująca się wykroczeniami nieletnich.
Sala przewidziana na świetlicę jest jeszcze w remoncie. Ale już ruszyły zajęcia dla grupy ok. 30 dzieci w wieku od 10 do 14 lat. Przeznaczono na nie pomieszczenia w głównym budynku komendy. Jeden pokój “nauki”, z biurkami i krzesełkami, pokój zabaw – taka mała świetlica. Do dyspozycji jest także salka gimnastyczna, siłownia, stołówka, gdzie dzieci korzystają z nieodpłatnych posiłków.
Świetlica nie obciąża budżetu miasta. Pomogli sponsorzy. Strażnicy wysłali do firm częstochowskich pismo określające cel działań świetlicy i zakres pomocy, jakiej potrzebują. Częstochowscy przedsiębiorcy przyjęli to nadzwyczaj życzliwie – 50 firm wsparło przygotowanie imprezy “mikołajkowej”, część z nich obiecała stałą pomoc.
“Znamy sytuację naszych podopiecznych, podglądaliśmy doświadczenia innych świetlic” – mówi Hołubiczko. – “Po pierwsze, trzeba zapewnić minimum – bezpieczne miejsce, gdzie dzieci mogą bawić się i odrabiać lekcję. Bezpłatny posiłek. Dla wielu wartość ma także możliwość kąpieli w pomieszczeniach Straży, bo w domu nie mają takiej możliwości. Ale to nie wszystko. Musimy stworzyć program atrakcyjny dla dzieci i młodzieży. Tak, by chciała tu przychodzić, by przyciągała kolegów. Mamy różne plany. Myślimy o zawodach strzeleckich, koło LOK w Straży dysponuje karabinkami sportowymi, rozgrywkach w koszykówkę, siatkówkę. Przewidujemy zajęcia artystyczne, wycieczki krajoznawcze. Może uda się uruchomić stanowiska komputerowe z dostępem do Internetu”.
Pierwsze pół roku, to próba. W zajęciach będzie brała udział grupa 30 – osobowa. Potem liczą na zwiększenie liczby podopiecznych, organizowanie zajęć także dla młodzieży starszej, do 17 lat. Próba – bo możliwości etatowe straży nie pozwalają przesunąć do pracy z młodzieżą więcej strażników. Komendant Hołubiczko liczy na pomoc wolontariuszy, szuka nauczycieli, studentów, społeczników potrafiących pracować z młodzieżą i dziećmi.
Kiedy po raz pierwszy Artur Hołubiczko przedstawił pomysł świetlicy, na spotkaniu z Komisją Pomocy Społecznej Rady Miasta, spotkał się z różnym odbiorem. Jeden z radnych pytał kpiąco, czy strażnicy pałami będą wychowywać. Większość radnych była jednak za, życzliwość i zrozumienie okazał Zarząd Miasta. Ale słowa radnych podrażniły ambicje strażników, zmobilizowały ich do większej pracy. Tym bardziej, że ludzie z dzielnicy Stare Miasto odebrali pomysł świetlicy bardzo dobrze.
Zasadą jest, że przyjmowane są dzieci, które dobrowolnie wyrażą na to zgodę i przyniosą pozwolenie rodziców. Żadnej formy przymusu – świetlica nie jest “poprawczakiem”. Rodzice, nawet ci z rodzin dotkniętych patologią, ochoczo przyprowadzili swoje pociechy. Bo Straż kojarzy im się pozytywnie, bo liczą, że tu nauczą dzieci porządku, bo zdają sobie sprawę, że dziecko więcej tu zyska, niż pałętając się po ulicy.
Czy eksperyment ze świetlicą socjoterapeutyczną Straży Miejskiej powiedzie się? Miejmy nadzieję. Strażnicy są pełni entuzjazmu. Widzą sens w tworzeniu dla dzieci szerokiej alternatywy. Liczą, że przyniesie to dobre skutki w przyszłości. Dzięki takim działaniom Straż przestanie być kojarzona tylko z karaniem mandatami. Może część naszej społeczności dostrzeże szerszą wartość formacji dbającej o porządek.

JAROSŁAW KAPSA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *