PRZEMYSŁ PIELGRZYMKOWY


Częstochowianie nazywani są czasem złośliwie “medalikarzami”. To dowód, jak utrwalił się stereotyp miasta i mieszkańców żyjących z obsługi pielgrzymek. Stereotyp silny, choć można też zauważyć, iż z obsługi pielgrzymek na Jasną Górę żyją także… włoscy przedsiębiorcy i rumuńscy żebracy.

Nieśmiertelne stragany

Jak podaje dokument lustracyjny z I poł. XIX w. znaczna część ludności zajmowała się kramarszczyzną pod Jasną Górą “sprzedając obrazy świętych, pierścionki, książeczki do nabożeństwa, a szczególnie szkaplerze, których mnóstwo rokrocznie wyrabiają i ludziom przychodzącym na odpust wyprzedając, głównie z tego mają utrzymanie…” Dokładnie ten sam zapis dotyczyć może okresów wcześniejszych (XVII-XVIII w.), jak i późniejszych, także współczesnych. Na dzisiejszych kramach na ul. Św. Barbary znajdziemy i obrazy świętych, i pierścionki, i książeczki do nabożeństw. Może szkaplerzy mniej. Wyparły je plastikowe zabawki i galanteria pochodzące z Chin.
Ulica Barbary jest żywym reliktem dawnej epoki. Kramarstwo pod Jasną Górą trwało od czasów średniowiecza. W końcu XVI w. decyzją biskupa kujawskiego Stanisława Karnkowskiego handel usunięty został z terenu klasztoru. Od tego czasu koncentrował się pod murami, na pochyłości Jasnej Góry. Rozwój handlu podjasnogórskiego budził zawiść w mieszkańcach Częstochowy. Od XV do XVIII w. trwały procesy dotyczące ograniczenia handlu podjasnogórskiego i dopuszczeniu do zysków z handlu dewocjonaliami także miasta Częstochowy. Nie tylko Częstochówki.
W XIX w. zrezygnowano z prób przełamania monopolu handlu podjasnogórskiego. Od tego czasu odnotowano szereg prób uregulowania go, nadania mu cywilizowanego kształtu. I tak, w 1846 r. magistrat buduje na rynku podjasnogórskim 46 sklepików murowanych, burząc przy okazji istniejące tam budy i szałasy. Niewiele to dało, bo w następnych latach sąsiedztwo murowanych kramów obrosło ponownie licznymi kramami prowizorycznymi. Kolejne próby podejmowano cyklicznie – przynosiły one zawsze obiecujące zapowiedzi. We wspomnieniach Stanisława Nowaka czytamy kategoryczną zapowiedź: “W celu (…) zrobienia z Częstochowy miasta, do którego dążyliby turyści zagraniczni, należy się zdecydować na stanowczy krok, zniknąć musi Częstochowa jako miasteczko brudne i niechlujne. (…) Uporządkowanie (…) dzielnicy, uregulowanie ulic, założenie nowych jezdni i chodników, nowych plantacji, należyte oświetlenie tej dzielnicy, budowa hal dla handlu dewocjonaliami, należeć musi do obowiązków władz miejskich, budowa zaś nowych gmachów państwowych, wielkiego hotelu podjasnogórskiego, z restauracją i kawiarnią, wielkiego domu ludowego dla pątników, z wielką salą, kinem, etc, winny być uskutecznione przez władze państwowe, klasztor i prywatne konsorcja”.
Wizję Nowaka można porównać ze współcześniejszą nam wizją włoskiej firmy doradczej TEAM przedłożoną władzom miejskim w 1993 r. Obie wizje łączyło jedno – brak środków realizacyjnych.
Przyznajmy jednak, że w latach siedemdziesiątych władze uporządkowały problem kramów rozciągających się między murami klasztoru a parkiem. Starsi pamiętają “kramarskie miasteczko”, gdzie kupić można było wszystko – od “panoramicznego” obrazka i wytłaczanych z 1-groszówek medalików po watę cukrową i lusterko z “czterema pancernymi”.
Kramy przeniesiono na ul. Św. Barbary. Na placu zbudowano pawilony spółdzielni posiadających w dobie PRL monopol na legalne wyrabianie i obrót dewocjonaliami. Odnotujmy też, że od kilku lat próbuje się ucywilizować handel na Św. Barbary. Bez skutku…
Niemiła konkurencja
Do gorących zwolenników usunięcia kramarstwa z terenu podjasnogórskiego należeli od dawna Ojcowie Paulini. I być może fakt, iż o to walczyli zakonnicy, przyczynił się walnie do pozostawienia kramów w spokoju w dobie państwowej walki z handlem w latach Bieruta i Gomułki.
“Przemysł” pielgrzymkowy stał bowiem w swoistej opozycji do Sacrum. Wygląd miasteczka kramarskiego urągał powadze świątyni. Prócz handlu kwitły też tam pokątne procedery. W beczkach po kapuście trzymano piwo i trunki mocniejsze, w zaułkach kramów grywano w trzy karty, grasowali kieszonkowcy i naciągacze. Cechą charakterystyczną dla naszego miasta jest antyklerykalizm kramarzy handlujących dewocjonaliami.
I nie jest to nic nowego. Produkcja i sprzedaż przedmiotów kultu nie musiała być związana z wyznawanymi przez przedsiębiorcę poglądami. Często mieliśmy przypadki odwrotne.
Po powstaniu styczniowym 1863 r. władze carskie skonfiskowały drukarnię jasnogórską należącą do Ojców Paulinów. Drukarnię kupuje kupiec Berek Kohn z Wielunia. Przez prawie pół wieku – z pełnym szacunkiem dla rodziny Kohnów, którym tyle dobrego Częstochowa zawdzięcza – większość wydawnictw dla pielgrzymów, włącznie z książeczkami do nabożeństwa, wytwarzana jest w oficynie prowadzonej przez starozakonnych. W tym samym okresie Żydzi przejmują gros przedsiębiorstw produkujących medaliki, różańce, szkaplerze i inne formy dewocjonaliów.
Zmiana proporcji nastąpiła dopiero po I wojnie światowej. Zdecydowana większość wytwórców i sprzedawców (legalnych) dewocjonalii podkreślało swoją przynależność wyznaniową. Nie istniał, co prawda osobny cech rzemieślników produkujących dewocjonalia. Był za to Chrześcijański Związek Drobnych Kupców Dewocjonalno – Galanteryjnych (130 czł.) i Stowarzyszenie Chrześcijan Handlujących Dewocjonaliami (30 czł.). Przyjąć jednak trzeba, że prócz tego istniała spora grupa niezrzeszonych i niezarejestrowanych handlowców i wytwórców.
Po II wojnie światowej “przemysł” pielgrzymkowy został dopuszczony na ściśle określonych warunkach. Wytwórczością i obrotem dewocjonaliami zajmować się mogły jedynie “koncesjonowane” przez komunistyczne władze polityczne ugrupowania polityczne chrześcijan – “PAX”, ChSS, PZKS. Na bazie partyjnej powstały spółdzielnie produkcyjne, z których największą była “Inco-Veritas”. Wyjątkowo dopuszczano koncesje dla niektórych rzemieślników, wytwarzających dewocjonalia jako produkt uboczny. W Częstochowie w tych ciężkich czasach utrzymała się m.in. rodzinna wytwórczość dewocjonaliów Szymów.
Największą produkcję wytwarzała jednakże “szara strefa”. Tu pomysłowość była niezrównana. Z braku legalnego dostępu do surowców przerabiano monety groszowe, przetwarzano odpady produkcyjne itd. Anegdoty mówiły o przerabianiu portretów Marksa na św. Józefa… W tej szarej strefie kwitły wzory przedwojenne. Działali “obraźnicy” (malarze obrazów”, “medalikarze”, wydawcy literatury religijnej i odpustowej).
Przegrana na wolnym rynku
Pamiętajmy, że aż do 1980 r. Częstochowa nie była uznawana za ośrodek turystyczny. Ograniczenia dotyczyły nawet uruchomienia baru czy zwykłego sklepu w strefie obsługi pielgrzymkowej. W latach sześćdziesiątych i początku 70-tych grzywnami karano nawet ludzi goszczących w swoich domach pielgrzymów.
Cóż dopiero mówić o normalnym rozwoju handlu i produkcji dewocjonaliami. Na złość Ojcom Paulinom władze tolerowały kramiarstwo, lecz nie do pomyślenia był cywilizowany sklep z dewocjonaliami. Tak jak i nie do wyobrażenia były normalne warunki produkcji.
Zepchnięcie “przemysłu” dewocjonalnego w szarą strefę spowodowało zamrożenie poziomu produkcji na przedwojennym standardzie. W efekcie polskie dewocjonalia musiały przegrać w zderzeniu z zagraniczną konkurencją po 1990 r. Głównie zaś ze specjalistami w tej branży, przedsiębiorstwami włoskimi.
Niestety, tak jest do dziś. Przemysł dewocjonalny nie odrodził się w Częstochowie. Miarą fiaska była próba w połowie lat dziewiędziesiątych organizacji Targów Dewocjonaliami. Pokazało się na nich zaledwie kilku wytwórców. W Łodzi, na podobnych targach, wystawiało swoje produkty kilkuset…
Zatem o “przemyśle” pielgrzymkowym pisać możemy jedynie w cudzysłowie. Nadal najwidoczniejszym jego obrazem są “reliktowe” kramy na ul. Św. Barbary i sprzedawana tam miejscowa tandeta. W eleganckich sklepach przeważają produkty obce.

JAROSŁAW KAPSA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *