PROMOCJA W MUZEUM. „Świat, który odszedł”


22 listopada ubiegłego roku w Muzeum Częstochowskim miała miejsce promocja książki Cezarego Jana Lisa „Świat, który odszedł”. Publikacja była dedykowana 100. rocznicy odzyskania Niepodległości przez Polskę.

Cezary Jan Lis choć urodził się w Dąbrowie Górniczej, związany jest z regionem częstochowskim. W mieszkał w latach 1952-1961w Przyrowie, gdzie skończył szkołę podstawową. Po studiach na AGH w Krakowie w latach 1965-1970 i kilkuletniej w pracy w Zjednoczeniu PIB w Katowicach, wyemigrował. Mieszkał w Szwecji, Anglii, a od 1981 roku w Niemczech. Intensywnie działa w środowisku polonijnym. Z wykształcenia jest chemikiem-ceramikiem. Z zamiłowania – historykiem. Zajmuje się historią regionu Częstochowa-Radomsko, skąd pochodzi jego rodzina. Bardzo chętnie odwiedza szkoły, aby dzieciom i młodzieży przekazywać wiedzę o historii ich ziem i lokalnych bohaterach. W swoim dorobku ma książki: „Miejsca, ludzie, wydarzenia. Wojna 1939-1945 na ziemi częstochowsko-radomszczańskiej”, „Nieopisana zbrodnia – sądny dzień w Przyrowie”, „Kapitan Paweł. Czesław Kubik 1910-1952 przemilczany i zapomniany dowódca partyzancki”, „Na usługach Gestapo i żandarmerii. Agenci, donosiciele, konfidenci”. Wszystkich zainteresowanych książkami autora zapraszamy do ich zakupienia w Gminnej Bibliotece w Olsztynie.
Rozmawiamy z Cezarym Janem Lisem

Kolejna książka, którą Pan wydał, ma oprócz charakteru historycznego, sentymentalny wymiar. Przypomina Pan architektoniczne piękno regionu częstochowsko-radomszczańskiego. Skąd tak szerokie zainteresowanie tą krainą?
– To wyssałem z mlekiem matki. Mama moja urodziła się w Kobielach Wielkich, na ziemi radomszczańskiej, skąd pochodził Reymont. Potem mieszkali w Widzowie, gdzie dziadek mój był kierownikiem szkoły. Nie znałem moich dziadków, bo zmarli tuż po wojnie, ale mama przywoziła mnie na ich grób do Kruszyny, a także odwiedzaliśmy często Widzów. Od 40 lat mieszkam poza granicami Polski, ale regularnie przyjeżdżam do ojczyzny, aby kontaktować się z rodziną, zwłaszcza z mamą, bo tata zmarł wcześnie. I mama zawsze mnie prosi, aby zabrać ją w okolice jej rodzinnych stron: do Radomska, Widzowa, Częstochowy, Kruszyny. I tak tym się zaszczepiłem, bo jeżeli dla mojej mamy te miejsca są najpiękniejsze, to i ja je pokochałem. Lubię tu przyjeżdżać. Mógłbym przecież zajmować się innymi, pięknymi krainami w Polsce, ale tu są moje korzenie.

I na tych ziemiach przecież dużo się działo, są one obficie zroszone krwią polskich żołnierzy…
– Oczywiście. Myślałem, że szybko opanuję wiedzę o tym regionie, ale jest on przebogaty w ważne, dziejowe wydarzenia, i im bardziej go poznaję, i im więcej się w niego zgłębiam, to widzę, jak jest to przeogromny zakres materiału. A zajmuję się tylko wycinkiem historii – II wojną światową. I ciągle pozyskuję kolejną wiedzę na kolejne publikacje.

Często Pan przyjeżdża w nasze strony, aby zdobyć materiały, ale przede wszystkim, aby spotykać się z ludźmi, którzy zapewne są dla Pana źródłem informacji o minionych wydarzeniach.
– Przyjeżdżam z sentymentem, bo związuję się z miejscami i ludźmi, których poznaję coraz więcej. Chętnie uczestniczę w uroczystościach czczących pamięć poległych żołnierzy. Dlatego co roku jestem w Cielętnikach w gminie Dąbrowa Zielona czy w Przyrowie. Lubię też spotykać się z dziećmi i młodzieżą, aby młodemu pokoleniu przekazywać historię ich najbliższej ziemi. Niestety, przez ostatnie lata bardzo zaniedbano temat historii, znacząco zmniejszając czas nauki tego przedmiotu. A młodzież chłonie historię. Na przykład, w Dąbrowie Zielonej spotkała mnie miła niespodzianka, bo po zakończonym wykładzie dzieci nie chciały wyjść na przerwę i prosiły, abym jeszcze opowiadał o historii. To był dla mnie komplement, ale ten fakt odsłonił prawdę, jak wielka jest potrzeba poznawania historii, szczególnie tej dotyczącej ziemi rodzinnej.

Porozmawiajmy o Pana najnowszej książce. W czym jest ona inna od poprzednich?
– Jest inna, bo jubileuszowa. Przygotowałem ją na 100-lecie odzyskania niepodległości, żeby pokazać świat, który był jeszcze kilkadziesiąt lat temu. To były dworki, majątki, pałacyki, zameczki, gdzie mieszkali ludzie wielkiej kultury. To oni wprowadzali na tych terenach oświatę i kulturę. Nowoczesność. I nagle to zniknęło. Ludzie opowiadają mi, że to wszystko zniszczono w czasie komuny. Ludzi wyrzucono z majątków, a potem zaczęły one płonąć. W Dąbrowie Zielonej i w Ulesiu nie ma śladu po tych dworach. Pałac w Kruszynie jest zrujnowany, w Koniecpolu też niszczeje. Na szczęście pojawiają się nowi właściciele, którzy restaurują zabytki. Tak jest między innymi w Cielętnikach. Na użytek książki te piękne, architektoniczne budowle – na podstawie zdjęć i opowiadań mieszkańców – odtworzyła moja znajoma malarka.

Książka jest też opowieścią o ludziach.
– Tak, poszukuję ich nawet za granicą i odnajduję ich ślady. Często są zdumieni, ale w rozmowie odkrywają swoje rodzinne historie. Ale i ode mnie dowiadują się ciekawostek, bo dzielę się swoją wiedzą. Zatem korzyść ze spotkań jest obopólna.

Dziękuję za rozmowę
URSZULA GIŻYŃSKA

Fot. UG
Cezary Jan Lis niezwykle ciekawie opowiadał o swojej książce

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *