POZNAJ SWOJEGO RADNEGO. Częstochowa jest tylko administrowana


W trzecim odcinku cyklu Poznaj swojego radnego przedstawiamy Krzysztofa Janusa z Klubu PiS, który już pełnił tę funkcję w I i II kadencji. Krzysztof Janus został wybrany z dzielnic: Stare Miasto, Śródmieście, Trzech Wieszczów. Działa w komisjach: Kultury i Promocji oraz Rewizyjnej (przewodniczący).

Czym zajmuje się Pan zawodowo?

– Jestem przedsiębiorcą, a w tej chwili swoje przedsiębiorstwo, czyli aptekę, przekształciłem w spółkę z ograniczoną odpowiedzialnością i 100 proc. udziałów sprzedałem

Jaka była Pana droga do objęcia funkcji radnego?

– Mam już 61 lat i polityką zajmuję się od czasów młodości. W 1980 roku zakładałem w Zakładzie Budowy Maszyn w Kłobucku NSZZ „Solidarność”, tam byłem wybrany jej przewodniczącym, a później zostałem pierwszym zastępcą NSZZ „Solidarności” międzyzakładowej. W stanie wojennym Służba Bezpieczeństwa zabrała mnie z zakładu pracy 2 lutego, w Matki Boskiej Gromnicznej. Jaruzelski mówił w telewizji, że wszyscy powinni wrócić na swoje poprzednie miejsce pracy. Pracowałem wtedy jako mistrz konstrukcji stalowych, ale podstawowa organizacja partyjna w kombinacie w Kłobucku nie pozwoliła wrócić mi na poprzednie miejsce pracy, powiedziano mi, że mam zły wpływ na ludzi, że za dużo wiedzą, gdy ze mną pracują. Posadzono mnie za biurkiem w kombinacie w Kłobucku w centrum, i stamtąd zabrano do „Trójkąta”. Tam mnie przesłuchiwano, przeszukiwano i osadzono. Całe lata osiemdziesiąte przepracowałem na taksówce. W 1989 włączyłem się w wybory parlamentarne, całymi nocami kleiłem plakaty Machalskiego, Rozmarynowicza i Kapsy. Rok po tych zwycięskich wyborach odbyły się wybory samorządowe, w których zostałem wybrany radnym miejskim. Wtedy rada wybrała mnie do Sejmiku Województwa Częstochowskiego na delegata, Sejmik wybrał mnie do prezydium i zostałem dyrektorem Biura Sejmiku. W roku 1994 zdobyłem mandat radnego II kadencji.

Jakie największe wyzwania stoją przed obecną władzą?
– Częstochowa jest zarządzana źle, bardzo źle. Po odwołaniu pana Tadeusza Wrony władzę otrzymał komisarz rządowy pan Kurpios, który nie zrobił nic, w zasadzie tylko administrował. Pan prezydent Matyjaszczyk też nic nie zrobił. Dokończył to, co rozpoczął pan Tadeusz Wrona. Aleja NMP to jest też dokończenie pracy jego poprzednika. Jestem przerażony ilością banków, sieci komórkowych i aptek w Alejach. Obecne władze nie mają żadnego pomysłu na rozwój miasta. Prosty przykład: Rzeszów wydaje 41 proc. z budżetu na inwestycje, u nas jest to 16 proc. Pan Prezydent Matyjaszczyk nie przedstawił żadnego expose, a na sesji powiedział, że przecież była kampania wyborcza. Ostatnio uchwalony przez koalicję SLD-PO-MCz budżet jest budżetem trwania i administrowania.
Nie ma parkingu na Parkitce. Zaproponowałem jedną jedyną rzecz, poprawkę do budżetu, którą poparł cały klub PiS – 80 tys. zł z programu in vitro przeznaczyć na projekt parkingu. Złożyłem zapytanie podczas sesji i jeden z wiceprezydentów odpowiedział mi, że niepełnosprawni mogą parkować za darmo. Mnie nie chodzi o niepełnosprawnych. Dobrze, że niepełnosprawni mogą parkować za darmo, ale każdy mieszkaniec, który chce pojechać do osoby chorej powinien mieć taką możliwość.

W jakim stopniu przyjęte w ramach budżetu partycypacyjnego wnioski przysłużą się dzielnicom: Śródmieście, Trzech Wieszczów i Stare Miasto?
– Środków przeznaczonych na ten cel było za mało. Ostatnio podczas głosowania nad budżetem koalicja odrzuciła propozycję pana Głębockiego, dotyczącą zwiększenia budżetu o 2 mln zł. Tych pieniędzy powinno być więcej, niech mieszkańcy decydują na co je przeznaczyć, a potrzeby są bardzo duże. Trzeba wzmocnić rady dzielnic, żeby miały coś do powiedzenia. Muszą mieć jednak do dyspozycji środki. Jak nie będą miały pieniędzy, to kto tam przyjdzie i po co?

Jakie wnioski złożył Pan do budżetu na 2015 rok?

– Złożyłem jeden, miałem świadomość, że kiedy złożę 15 wniosków to nie przejdą wszystkie. Zależało mi tylko i wyłącznie na parkingu pod szpitalem na Parkitce zamiast in vitro. Wniosek został przyjęty przez cały klub PiS, ale odrzucony przez koalicję SLD-PO-MCz, jak niemal wszystkie nasze wnioski. Wiedziałem, że wiele wniosków nie przejdzie, bo PiS jest w opozycji.
Parking jest potrzebny, bo korzystają z niego nie tylko częstochowianie, to jest szpital wojewódzki.

Przed ponownym objęciem funkcji radnego przedstawił Pan niekonwencjonalny pomysł zmniejszenia liczby banków, usytuowanych wzdłuż reprezentacyjnej ulicy Częstochowy. Czy tę propozycję mamy traktować z przymrużeniem oka, czy sytuacja wymaga już tak radykalnych środków?

– Banków jest ok. 50. Podczas otwarcia jednego z nich rozdawano kawę, zapraszano… Wszedłem do niego w pierwszych dniach promocji, rozglądałem się. Podszedł do mnie menadżer, zapytał: – W czym pomóc? Odpowiedziałem: – Z toalety chciałem skorzystać. Na pytanie, czy jestem klientem tegoż banku odpowiedziałem, że jeszcze nie, ale mogę być. On mnie prawdopodobnie poznał i zaprowadził na pierwsze piętro do toalety. Jak się pozbyć banków? Jeden z panów – a był to dawny AK-owiec, 86-letni – w Warszawie w banku PKO chciał skorzystać z toalety. Nie udostępniono mu jej, a on oddał sprawę do sądu, i w tej chwili mamy wyrok Sądu Najwyższego, czyli wszystkie sądy muszą się na nim wzorować. To znaczy, że w każdym banku w Alejach ma być ogólnodostępna toaleta. A tylu pielgrzymów do nas przychodzi… Jak inaczej wystraszyć banki w Alejach? Na Drodze Królewskiej w Krakowie, jest jeden bank i są dwie apteki. Prezydent Majchrowski jakoś sobie poradził. Przy głównej ulicy Drezna również jest jeden bank i jedna apteka, sieci komórkowej nie ma żadnej. Jak porównać Kraków czy Drezno do Częstochowy, którą Matyjaszczyk usiał bankami? Dla porównania za rządów Wrony było ich ok. 20-25.
Dobrym przykładem jest niedawno zlikwidowana „Setka”. Miasto ogłosiło konkurs na wynajem 180 m ², po 30 zł/m², zadzwoniłem i pani w Urzędzie Miasta powiedziała, że nie ma ograniczeń: może powstać w tym miejscu kolejny bank, apteka czy punkt sieci komórkowej.

Jako członek Komisji Kultury i Promocji, jak ocenia Pan obecną ofertę wydarzeń kulturalnych naszego miasta?

– Miasto robi, co może. Mamy teatr, mamy filharmonię – ich repertuar jest dobry, natomiast to co jest robione w Alejach przypada głównie na okres letni. Mam taki pomysł: jest Stary Rynek, wielu młodych ludzi chciałoby wystąpić na scenie. Widziałbym tam stałą scenę, jest nawet naturalny spad. Miasto tylko by dało prąd, głośniki. Taki hydepark, każdy może prezentować co chce, i to miejsce by ożyło. W Częstochowie jest kilka czy kilkanaście szkół tanecznych, zawsze przyjdą rodzice, koledzy, koleżanki. To byłoby jakieś rozwiązanie tu w centrum. Promenada jest daleko. Plac Daszyńskiego dawniej był żywy, tam bym widział parking dla dorożek i dla pociągu elektrycznego.

Jest Pan autorem skargi z 2012 roku, dotyczącej dofinansowania zabiegów in vitro z miejskiego budżetu. W tegorocznym budżecie przewidziano na ten cel 80 tys. zł, i drugie tyle na naprotechnologię. Czy można potraktować to jako kompromis?

– Nie. Skuteczność naprotechnologii wynosi 80 proc, a in vitro 6-8 proc. Dziwię się tym ludziom. Jeżeli nie znam języka włoskiego, a mam tekst włoski to idę z nim do specjalisty. W sprawach etycznych, moralnych Kościół Katolicki ma doświadczenie 2000 lat, i jeśli nauka Kościoła mówi „nie” w sprawach in vitro, no to ja mam do nich zaufanie. Na wszystko brakuje pieniędzy, gmina nie powinna się tym zajmować. Dwa lata temu tygodnik „Stern” opisał taką sytuację: bezdzietne małżeństwo zdecydowało się na in vitro. On od niej później odszedł i płacił alimenty, ale po kilku latach zrobił badania DNA. Okazało się, że dziecko nie jest jego. Zarzucał byłej żonie zdradę, ale ona też zrobiła testy, i to również nie było jej dziecko. Stało się to w jednej z najlepszych klinik w Niemczech. Dzisiaj mamy taki przypadek w Pomorskiem. To jest zabawa w Boga, która do niczego dobrego nie powadzi.

Pytała

ANNA GAUDY

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *