Optymalizujemy warunki, liczymy się z opinią społeczną


O problemach częstochowskiej edukacji rozmawiamy z naczelnikiem Wydziału Edukacji Urzędu Miasta Częstochowy dr. Ryszardem Stefaniakiem.

Panie naczelniku, przygotował pan dość radykalny plan oszczędnościowy w częstochowskich szkołach, który częściowo, po konsultacjach społecznych, został zmodyfikowany. Proszę powiedzieć dlaczego miasto chce robić cięcia w oświacie?
– Są dwa aspekty. Wynika to z ogólnej sytuacji gospodarczej kraj, czyli niżu demograficznego, który sprawia, że również w częstochowskich szkołach zmniejsza się liczba uczniów. W tym roku szkolnym mamy o 2129 uczniów mniej. Druga przyczyna, to zbyt kosztowne utrzymanie placówek edukacyjnych. Subwencja państwa na 2012 rok wynosi 262 miliony złotych. Na finansowanie szkół brakuje 96 milionów złotych, które musimy dodać z budżetu miasta. To bardzo duża kwota, więc jesteśmy zobligowani do podejmowania działań racjonalizujących system częstochowskiej oświaty i zatrudnienia w szkołach. Proszę pamiętać, że środki finansowe na płace w znacznej mierze muszą być wygospodarowane z podatków.

Z czego wynika 96-milionowy deficyt w szkolnictwie?
– Składa się na to kilka czynników. Między innymi, to nauczanie indywidualne, którego koszt z roku na rok wzrasta. W 2007 ten cel pochłonął 7 milionów złotych, w tym – 9 milionów złotych. Dużym wydatkiem są też płatne urlopy zdrowotne dla nauczycieli – to kwota 14,6 miliona złotych oraz dodatki uzupełniające, tzw. 13 i 14 pensje. Te zobowiązania wynikają z karty nauczyciela, niestety subwencja państwowa ich nie pokrywa, a samorząd musi pieniądze wypłacić. Wspomnieć trzeba też koszty remontów w placówkach, które są częścią budżetu edukacyjnego. Niemniej nasza ubiegłoroczna polityka finansowa przyniosła już 20 milionów złotych oszczędności, to jednak ciągle zbyt mało, zwłaszcza że oczekiwania płacowe nauczycieli rosną. Ludziom zaczyna brakować instynktu samozachowawczego i racjonalnego myślenia, ale jestem dobrej myśli, będzie lepiej, bo dużo już zrobiliśmy.

Jednym z pomysłów reorganizacji oświaty jest powołanie zespołów szkół z jednym dyrektorem. Projekt dotyczy szkół podstawowych i gimnazjów, funkcjonujących na jednym terenie oraz kilku szkół ponadgimnazjalnych.
– Wspólne też mają być rada pedagogiczna, administracja i pracownicy obsługi oraz tzw. etaty wsparcia, czyli wychowawcy świetlicy, pedagodzy, psycholodzy. Zmiana nie będzie miała bezpośredniego wpływu na zatrudnienie nauczycieli, bowiem w ramach zespołu funkcjonować będą dwie placówki mające daleko posuniętą autonomię i realizujące swój plan nauczania. Natomiast zatrudnienie nauczyciela wynikać będzie z tego, kogo ma on uczyć, ile godzin ma realizować w danej klasie. Chcemy powołać dziesięć takich zespołów.

No właśnie, w efekcie po konsultacjach ze społecznościami placówek zrezygnowaliście z połączenia czterech technicznych szkołach ponadgimnazjalnych, wytypowanych do reformy oszczędnościowej.
– Po rozmowach z nauczycielami, rodzicami i uczniami, po wysłuchaniu ich argumentów – uzasadnionych i może mniej uzasadnionych – wprowadziliśmy zmiany w stosunku do pierwotnych planów. Prezydent miasta zdecydował, że nie będzie zapowiadanego łączenia i w efekcie likwidacji wskazywanych placówek, czyli Zespołu Szkół Mechaniczno-Elektrycznych (ul. Targowa 29) i Zespołu Szkół im. Władysława Andersa (ul. Legionów 58); Zespołu Szkół im. Jana Kochanowskiego (ul. Warszawska 142) i Zespole Szkół Ekonomicznych (ul. Augustyna 28/30). Natomiast będziemy wygaszać klasy licealne w tych palcówkach i nie przeprowadzimy naboru do klas pierwszych. Rekrutacji nie będzie także w Zespole Szkół im. Wł. Reymonta. Zatem wszyscy, którzy są już uczniami klas licealnych tych szkół, będą mogli ukończyć je w normalnym trybie i zdać w nich matury, zarówno w tym roku, jak i w 2013 oraz 2014.
Chcę jednak podkreślić, że nadużyciem jest zarzut, iż chcieliśmy nagle, bez zapowiedzi, reorganizować szkoły. Wielokrotnie o propozycjach dyskutowałem z dyrektorami i społecznościami szkół zachęcając do zastanowienia się nad propozycjami. Prosiłem o wstrzemięźliwość, by nie stwarzać faktów dokonanych, w sytuacji, gdy projekty są w fazie omówień, ale już dwie godziny po spotkaniu związkowcy przygotowali protesty. Rozmawiałem też z radnymi z Komisji Edukacji i związkowcami, tłumaczyłem im motywy zmian i formę ich wprowadzania, wyraźnie wskazywałem, że są to nasze koncepcje.

Czy jednak wygaszanie licealnych klas ogólnokształcących nie ograniczy dostępu młodzieży do tego typu kształcenia?
– Nie. W tym roku szkolnym w 82 klasach liceów ogólnokształcących naukę ukończy prawie 2,5 tysiąca uczniów. W przyszłym roku szkolnym planujemy utrzymać nabór w liceach na podobnym poziomie. W tym roku w Częstochowie gimnazjum ukończy 1985 absolwentów, zakładając, że podobna liczba uczniów przyjdzie do naszych szkół z powiatu, to do liceum trafi każdy zainteresowany takim kształceniem. Ponadto w liceach chcemy wprowadzić progi punktowe, co przyczyni się do podniesienia jakości nauczania. Nad progami punktowymi w technikach będziemy się zastanawiać, gdyż kurator ma nieco inny pogląd.

O ile decyzja o wycofaniu się z łączenia szkół, ogłoszona przez pana prezydenta podczas spotkania z przedstawicielami zainteresowanych placówek w Urzędzie Miasta, zyskała aplauz nauczycieli i uczniów, to wygasanie klas przyjęto z cichym pomrukiem. Dyrektorzy byli wyraźnie zawiedzeni.
– Dyrektorzy nie mogą być zawiedzeni, bo na spotkaniach mówiłem, że jeżeli nawet nie będziemy łączyć szkół średnich, to i tak naszym celem jest ograniczenie liczby liceów w Częstochowie. Piętnaście tego typu szkół, to zbyt dużo. O tej idei dyrektorzy wiedzą co najmniej od dziesięciu miesięcy. Warto zauważyć, że w Powiatowym Urzędzie Pracy w Częstochowie około 1200 zarejestrowanych bezrobotnych, to absolwenci liceów, zatem takie wykształcenie nie daje szansy na pracę. Oferta edukacyjna powinna być dostosowana do rynku pracy, a dyrektorzy w zespołach szkół powinni rozwijać technika, szkoły zawodowe. Ukończenie takiej szkoły daje większe gwarancje na znalezienie pracy, a z drugiej strony nie przeszkadza dalszej edukacji na studiach. Niestety, dyrektorzy zamiast technika rozwijali licea ogólnokształcące.

A ilu bezrobotnych jest po szkołach zawodowych?
– Są takie dane, ale na ten moment nie dysponuję nimi. Jest jednak pomysł, by przy rejestracji absolwentów w Urzędzie Pracy pytać o rodzaj ukończonej szkoły.

Rozwój liceów wynikał z ogólnej tendencji w kraju. Nakłaniano nawet do nauki w liceach.
– Tak było to wynikiem polityki edukacyjnej państwa i wyżu demograficznego. Dlatego, gdy wzrośnie liczba uczniów, którzy spełnią kryteria progu i będą pragnęli uczyć się w liceum, to możemy otworzyć dodatkowe klasy, ale z odpowiednią liczbą uczniów, od 25-30 osób.

Korekta pierwotnego planu zmian jest dużym ustępstwem ze strony Urzędu.
– To błędny odbiór. Zmiany są efektem naszej racjonalizacji zarządzania oświatą. Optymalizujemy warunki oraz liczymy się z opinią i potrzebami społecznymi. W moim przekonaniu prezydent podjął słuszną decyzją, choć dzisiaj – również ze środowisk oświatowych – słyszę, że błędną. Prezydent kierował się dobrem społecznym, a to, o co nam chodziło, uda się osiągnąć w inny sposób. Wiem, że wiele problemów edukacji zniknie, gdy szkoły będą lepiej zarządzane. Owszem cofnęliśmy się, ale czasami, by coś osiągnąć trzeba postawić krok w tył, trzeba też liczyć się z głosem i dobrem społecznym.

Czy zatem będą oszczędności w edukacji?
– W odniesieniu do szkół ponadgimnazjalnych będą. Wygaszając licea w technikach szacujemy około 2 milionów złotych oszczędności w roku 2012, 5 milionów złotych w 2013, i około 5-6 milionów w 2014. To obliczenia uzależnione od liczby wygaszanych oddziałów.

I ewentualnie nowych otwieranych w liceach…
– Ale i tak będzie ich mniej niż wygaszanych

Konsultacje społeczne zdecydowały również, że zrezygnowaliście państwo z likwidacji szkół podstawowych, w których klasy liczyły po 7, 9, 11 uczniów. A mówił pan, panie naczelniku, że to najlepsze rozwiązanie. Na jaki czas daliście szansę: SP nr 18, 20 , 22 i 51? Na rok, dwa…?
– Doszliśmy do wniosku, że pójdziemy inną drogą. W szkołach: 18 (ul. św. Barbary), 20 (ul. Łukasińskiego) i 51 (ul. Połaniecka) tamtejsze oddziały przedszkolne od nowego roku szkolnego przekształcimy w przedszkola i powołamy zespoły szkolno-przedszkolne. To pozwoli dziecku związać się ze szkołą, a w perspektywie zmiany finansowania przedszkoli i subwencjonowanie wydatków wpłyną pozytywniej na koszy kształcenia. To rozwiązanie jest również prospołeczne, daje szansę odrodzenia się tym szkołom i odsuwa widmo likwidacji w kolejnych latach. Jednak i w tym przypadku spotykam się z głosami zawodu, że nie likwidujemy tych placówek. To jest przykre.
Natomiast jeśli chodzi o SP 22 (ul. Żabia), to w tym przypadku mieliśmy koncepcję utworzenia zespołu szkolno-przedszkolnego tej szkoły z przedszkolem przy ul. Koziej. Doszliśmy jednak do wniosku, że w SP 22 są mało liczne oddziały, więc zdecydowaliśmy się na ich połączenie i stworzenie jednego oddziału z dwóch klas na danym poziomie. Ten krok przyniesie wymierne korzyści. Z pewnością racjonalniejsze byłoby przeniesienie tej placówki do innej, ale i tu ważny dla nas jest głos społeczności. Przeważył argument, że o mniejszej liczbie uczniów zdecydowała ciągła groźba likwidacji szkoły, dająca efekt tymczasowości.
Jeśli chodzi o SP 51 dodatkowym atutem za jej utrzymaniem było peryferyjne położenie. Uczniom miasto musiałoby zapewnić transport, co planowaną oszczędność zredukowałoby do zera. Z myślą o dziecku, bo ono jest najważniejsze, uznaliśmy, że trzeba tej szkole dać szansę.

Państwa łagodność i zmiana decyzji pociąga za sobą kolejne próby wywalczenia zmian. Mam na myśli Szkołę Podstawową nr 24, która nie chce połączenia z Gimnazjum nr 20.
– Nie mamy problemu ze Szkołą Podstawową nr 24 i Gimnazjum nr 20, bo funkcjonują właściwie. Dylematem są tu ambicje dyrektorów tych palcówek. Uczniowie tych szkól są odgraniczeni, a nawet jak się spotykają nie stwarza to kłopotów wychowawczych. Obie placówki mają sukcesy, obie mają dobrych dyrektorów, ale ambaras polega na tym, że by być razem, to trzeba chcieć naraz. Sztucznie się więc wywołuje problemy. Oburza mnie taka postawa i nie zamierzam nie zauważać tego zjawiska, bo szkoła jest ważniejsza niż osobiste ambicje zarządzających.

Panie naczelniku, czy łączenie szkół, tworzenie zespołów podstawowo-gimnazjalnych, nie jest powrotem do jednej szkoły podstawowej? Czy zatem reforma edukacji i utworzenie gimnazjów nie było błędem?
– Z perspektywy, jako osoba, która tworzyła z Gimnazjum nr 16 ze Szkoły Podstawowej nr 16, widzę że gimnazja są szkołami sukcesu. Mają najlepiej przygotowaną kadrę. Ale wyniki uczniów w gimnazjach i sytuacja wychowawcza zależy od dyrektora, który jest mózgiem szkoły. Reforma może miała szlachetne intencje, przybliżenia nas do cywilizacji zachodniej Europy, myślę jednak, że lepszym rozwiązaniem jest ośmioletnia szkoła podstawowa i czteroletnie liceum i pięcioletnie technikum. Ale do końca mądrej odpowiedzi nie ma. Można by to nadrobić tworząc na przykład czteroletnie gimnazjum lub powracając do czteroletniego liceum. Jest kilka pól do naprawy, ale chyba za daleko poszliśmy, by czynić gwałtowne zmiany.

Zakres obowiązków i odpowiedzialności dyrektora w zespole szkoły podstawowej i gimnazjum znacznie się zwiększy? Czy starczy mu na to sił?
– Będzie miał do pomocy zastępców. Pamiętajmy, że już tak było. Mieliśmy przecież ośmioletnie szkoły podstawowe, gdzie razem byli pierwszoklasiści i dojrzała młodzież ostatnich klas. I było dobrze. I zapewne więcej umieliśmy i więcej potrafiliśmy.
Na terenie Częstochowy w ubiegłym roku szkolnym powstały już trzy zespoły szkół podstawowych z gimnazjami. Jednym z nich jest Zespół Szkół nr 15, przy ul. Orlej, który skorzystał na zmianie i dobrze funkcjonuje. Powołaliśmy też, przy ul Jana Pawła II, Zespół Szkolno-Przedszkolny – i on również dobrze działa.

Dziękuję za rozmowę.

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *