ODŚNIEŻANIE W RÓŻNEJ KOLEJNOŚCI


Kontra w centrum
ANDRZEJ BŁASZCZYK

Po totalnych zadymkach, które sparaliżowały nas w pierwszych dniach nowego roku, tętno kraju powoli wraca do normy. Słuchanie wyświechtanych do niemożliwości banałów typu “zima znowu zaskoczyła drogowców” irytuje. Po prostu intensywność i rozmiary opadów przekroczyły możliwości naszych służb, a i nie tylko naszych, bo również lepiej wyekwipowanych np. niemieckich. Kiedy śnieg ciągle pada i powiewa, żadna maszyna nie poradzi, bo co by nie zgarnęła, to znowu napada. Było jak było, a nie wiem czy słusznie piszę w czasie przeszłym, bo zimę mamy w pełnym rozkwicie i jeszcze może nam nieźle dać w kość. Jak uczy doświadczenie i dorobek nauk związanych z meteorologią, takie zimy zdarzają się w naszej strefie klimatycznej i zdarzać się będą co jakiś czas. Chyba, że ogłaszany z towarzyszeniem naukowej orkiestry “efekt cieplarniany” naszej ojczystej planety przyjdzie szybciej niż się spodziewamy i w środku stycznia będziemy spacerować w krótkich spodniach i zrywać banany prosto z gałęzi. Ale na to przyjdzie jeszcze trochę poczekać i na razie nie doradzałbym pochopnej wymiany łopat do odśnieżania na słoneczne okulary. Po tym spojrzeniu kosmicznym, z punktu widzenia planety, jestem zmuszony spojrzeć na problem bardziej umiarkowanie, to znaczy z punktu widzenia swojej ulicy.
Reprezentuję skromną, ale nie pozbawioną godności społeczność zamieszkującą na kilku małych ulicach pod cmentarzem na Rakowie. Oczywiście, jak resztę kraju, zasypało nas i zawiało dokładnie w owe dni pełne zadymy. Kiedy służby miejskie odśnieżały drogi i ulice główne, nikt tu nie protestował, bowiem coś takiego, jak kolejność odśnieżania jest rzeczą zrozumiałą. Każdy dzielnie radził sobie, jak potrafił i zgodnie z zaleceniami czcigodnych władz miasta odśnieżał chodnik w sposób manualnie ręczny na odcinku własnej posesji. Drogi główne, mniej główne, a nawet średnie już dawno stały się czarne, szorstkie i przyjazne dla kierowców, tymczasem na uliczki takie, jak Cisowa, Cedrowa czy Limbowa nie zajrzał nawet przysłowiowy pies z kulawą nogą. Ulice te normalnie mają charakter dwukierunkowy, teraz stały się jednokierunkowe. Dokładnie środkiem jezdni biegnie głęboka koleina na dwa koła i jeśli tak się niefortunnie zdarzy, że naprzeciw siebie znajdą się dwa samochody, jeden musi się wycofać albo zjechać na bok, czyli ugrzęznąć. Nie pada już od 10 dni z górą, ale tu jezdnie wyglądają tak, jakby zamieć ucichła wczoraj. Każdy wjazd pogotowia albo straży pożarnej wiąże się z poważnym ryzykiem utknięcia w połowie drogi. Wystarczyłby jeden przejazd samochodu z pługiem albo i traktora, żeby zrobiło się normalniej, ale nic z tych rzeczy. Zmotoryzowani mieszkańcy przeżywają nieustanne emocje, uda się czy też nie uda wyjechać i wrócić do domu, i nie muszę dodawać, że nie są to emocje pozytywne.
Niedaleko, na widocznej gołym okiem trasie krajowej nr 1, trwa ruch i biegnie pogodne życie kierowców jeżdżących po normalnej nawierzchni, a tuż obok toczy się dramat i da się słyszeć płacz oraz zgrzytanie zębów. W dodatku, najstarsi górale w okolicy nie pamiętają, żeby kiedykolwiek zimą, kiedy spadnie większy śnieg, pojawiło się na tych ulicach cokolwiek, co się porusza, odśnieża i pozostaje w służbie miasta. Za to każdego roku, kiedy nastaje zima i spadnie pierwszy śnieg, nieuchronnie pojawia się patrol Straży Miejskiej, który skrupulatnie sprawdza, czy każdy właściciel odśnieżył chodnik na odcinku swojego domu, zaś nieposłusznych karze mandatami. I to wkurza wszystkich dodatkowo. Bowiem mieszkańcy dochodzą do niezbyt przyjemnego wniosku, że w Częstochowie obowiązują dwa prawa. Tam, gdzie obywatele mają obowiązki wobec miasta, przestrzegania prawa pilnuje się konsekwentnie, ale tam, gdzie władze miasta mają obowiązki wobec obywateli, służbom miasta problem powiewa cienka zadymką i mają go w głębokiej zaspie. Gdzieś w sercu tli mi się nadzieja, że surowy i stanowczy patrol Straży Miejskiej zjawi się w gabinecie urzędnika w Urzędzie Miasta i zaordynuje mu mandat za skandaliczne lekceważenie obowiązków. Przyznaję, że nie jest to nadzieja mocna. A przecież mieszkańcy małych ulic płacą dokładnie takie same podatki, jak mieszkańcy ulic większych, a nawet największych. Wypada chyba poczekać, aż problem załatwi wiosna, tyle, że podatki płacimy m.in. na rzecz samorządu, zaś wiosna jest w zasadzie bezpłatna. To się może zmienić, jeśli nad problemem pochyli się wicepremier Belka, ale na razie wiosna jest gratis. Mam prawo podejrzewać, że takich przypadków, jak uliczki pod cmentarzem na Rakowie, mamy w różnych częściach miasta o wiele, wiele więcej. Być może służby odśnieżające, upojone sukcesem w dotychczasowej walce z aurą, odpoczywają teraz i zbierają siły do następnego ataku zimy. Być może robi się tak z oszczędności kosztem części mieszkańców. Tego nie wiem. Ale wiem, co mówią ludzie na temat władz miasta. Jednak nie będę tego cytował, bowiem gazeta mogłaby wpaść w ręce jakiegoś niewinnego dziecka, nieprzyzwyczajonego jeszcze do mocnych określeń, jakie zawiera nasz przebogaty język ojczysty.
Dan 15.01.2002

ANDRZEJ BŁASZCZYK

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *