MISTRZOSTWA ŚWIATA? CZEMU NIE


Grzegorz Gronkiewicz (kolarski mistrz Polski):

Można powiedzieć: czekał, czekał, aż się doczekał. 37-letni Grzegorz Gronkiewicz, najbardziej doświadczony polski kolarz, przez wiele sezonów zaliczał się do czołówki naszych szosowców. Zbierał sporo laurów, ale brakowało mu jednego, spektakularnego. Aż wreszcie 30 czerwca 2002 roku “Gronek” dopiął swego – został szosowym indywidualnym mistrzem kraju. Tym samym wpisał się na trwałe do kronik polskiego kolarstwa, wpisał się złotymi zgłoskami.
– Jakie pierwsze uczucie towarzyszyło ci po minięciu mety?
– Radość, wzruszenie. Autentyczne wzruszenie. Ścigałem się przecież przez tyle lat, ale nie ma się co oszukiwać, brakowało mi jakiegoś spektakularnego sukcesu. Mam na koncie ponad setkę różnego rodzaju zwycięstw, w tym etapowe na Tour de Pologne. Ale mistrzostwo Polski… To osiągnięcie ma wartość samo w sobie.
– Tym bardziej, że upragnione “złoto” wywalczyłeś przed własną, doskonale sobie znaną publicznością, przed tymi, którzy najbardziej cię dopingowali.
– Rzeczywiście, mogłem sobie tylko wymarzyć, że tak fantastycznie się to wszystko potoczy. Wzruszenie ściskało mi serce, gdy stawałem na najwyższym stopniu podium. Pewnie nie tylko mnie, ale także mamie, tacie, żonie, dwójce synów, czyli najwierniejszym moim kibicom. Im także sprawiłem masę satysfakcji. Zresztą… Miałem w Częstochowie wspaniały doping. A potem 15-minutowe podrzucanie do góry przez moich fanów. Nigdy tego nie zapomnę.
– A momentu wkładania mistrzowskiego trykotu? To też bardzo ważna część ceremoniału honorowania nowego najlepszego polskiego kolarza.
– Oczywiście że nie zapomnę, tym bardziej, że już na następnym wyścigu (Wyścig Solidarności i Olimpijczyków – przyp. AZ) pojadę z mistrzowską, biało-czerwoną koszulką. Rywale będą mi się bacznie przyglądać.
– Trasę mistrzostw znałeś chyba na pamięć?
– Znałem. Nie ma się co teraz kamuflować, czy też wymigiwać, że było inaczej. Ja przez Mirów, Srocko aż do Olsztyna jeździłem przez wiele lat trenować. Tam jest mały ruch, kilka przyjemnych podjazdów. Sama przyjemność dla kolarza takiego jak ja.
– Co jeszcze dał ci tytuł mistrza kraju? Finansowo na tym doskonałym wyniku nie wiele zyskałeś…
– Nie, bo tu chodzi głównie o prestiż. Co jeszcze dał mi tytuł… Przede wszystkim 100 punktów w klasyfikacji UCI. Teraz mam ich około 140. To niemały dorobek, zważywszy, że na “setkę” w normalnych warunkach musiałbym się solidnie napracować. Wygrać kilka wyścigów niższej kategorii, zapunktować w tych bardziej prestiżowych, wyższej kategorii.
– Co dalej?
– Wyścig Solidarności, inne imprezy, potem Tour de Pologne, może coś poza Polską.
– Do Tour de Pologne nie łatwo się ponoć dostać?
– Tak, bo z tego co wiem, tylko cztery polskie ekipy mogą liczyć na całkowity zwrot kosztów związanych z występem w tym wyścigu. CCC Polsatu i Mróz są chyba tego pewne. My, czyli Weltour Sosnowiec, drużyna z III zawodowej dywizji, musimy jeszcze zbierać punkty, aby organizatorzy poszli nam na rękę.
– Ktoś na gorąco po twoim zwycięstwie w Częstochowie rzucił hasło, że Gronkiewicz musi jechać na październikowe mistrzostwa świata. Co ty na to?
– Gdyby była taka opcja, że mistrz Polski jedzie na mistrzostwa… Czemu nie. Mógłbym i tam się sprawdzić. W każdym razie jestem otwarty na wszelkiego rodzaju propozycje w tym temacie. Nie wiem jednak, czy prezes PZKol-u, pan Wojciech Walkiewicz, sztab trenerski zechcą mnie włączyć do ekipy. Młodzieniaszkiem to ja nie jestem.
– Wielu uważa, że o powołaniu na mistrzostwa powinna decydować aktualna forma sportowa, a nie wiek.
– Też jestem tego zdania.
– Występ w Belgii mógłby być zwieńczeniem twojej przygody z dwoma kółkami.
– Mógłby, ale jak powiadam, to nie ja rozdaję nominacje. W każdym razie mam ochotę sprawdzić się z najlepszymi. Mistrzostwa są w październiku, a w Belgii będzie wówczas taka pogoda, jak w Polsce. Taka jesienna, którą nie wszyscy kolarze lubią, szczególnie ci z południa Europy. Ja lubię, gdy jest chłodno. Gorzej czuję się w upale. Skwar zwala mnie z siodełka.
– Jak długo potrwa jeszcze przygoda z kolarstwem Grzegorza Gronkiewicza?
– Nie wiem. Ale mistrzostwo kraju dodało mi nowego bodźca do tego, aby codziennie wsiadać na rower i pokonywać na nim kolejne kilometry.
– Dziękuję za rozmowę.

ANDRZEJ ZAGUŁA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *