- Gazeta Częstochowska - https://gazetacz.com.pl -

Lustro: „Przez zakopcone szkiełka”. Częstochowa w roku 1919

 

 

Tekst zamieszczony poniżej był czytelny dla ludzi żyjących w 1919 roku, dla obecnie żyjących, już niekoniecznie. Dlatego potrzeba kilka słów wyjaśnień o miejscach opisywanych przez autora relacji. W swoim artykule opisuje on dzisiejsze ulice: Aleja Wolności, Aleja Armii Krajowej (dawniej ul. Teatralna), ul. Mirowska (dawniej ul. Prosta), ul. Krótka, ul. Jasnogórska, drugi cmentarz częstochowski położony na ulicy Ogrodowej czy budowany wtedy kościół pod wezwaniem św. Rodziny, dziś Archikatedra pod wezwaniem św. Rodziny, aktualnie siedziba arcybiskupa metropolity częstochowskiego. Wymieniona przedpotopowa wystawa to Wystawa Przemysłu i Rolnictwa w Częstochowie, która trwała od sierpnia do października 1909 roku, wystawa w zamyśle powiatowa, w projekcie krajowa, w wykonaniu światowa. Jeśli miejsca opisu są znane pozostaje tylko wniknąć w relację, odpowiedzieć sobie na pytanie, co widział w Częstochowie, mieszkający na Kawiej Górze podpisujący się nazwiskiem K. Bogolubski, 26 lipca 1919 roku. I jeszcze ostatnia uwaga. „Przez zakopcone szkiełka” widzi się nierówno, można dostrzec tylko kontury obrazów, często widok jest zbyt niejednoznaczny, nie widać szczegółów. Rzeczy wyglądają inaczej, nabierają innego odcienia, miejsca i osoby wydają się mniej znajome. Niekiedy jest odwrotnie, to, co mało dostrzegalne, „przez zakopcone szkiełka” widać wyraźniej, mocniej, jak w lustrze.

„Jest w środku Europy pewien kraj, a w nim miasto fabryczne, ludne i bogate (niegdyś), którego nazwy wprawdzie nie pamiętam, ale za to mocniej utkwiły mi w pamięci zwyczaje ogółu mieszkańców i cechy miasta dziwne i niepowtarzalne.

Domy, z wyjątkiem kilku ulic pryncypialnych zamieszkałych przez zacofańców, wyróżniają się tym wielce, że zamiast ogródka czy trawnika przed frontem swym posiadają rozkoszne śmietniska. Każdy przyzna, że urządzenie to świadczy o wysokiej kulturze mieszkańców, i jest zarazem bardzo praktyczne- stanowiąc rodzaj szyldu, nie pozostawiając wątpliwości co do rodzaju zajęcia danego mieszkańca.

Bo czymże się różnią ogródki miast i krain? W jednym trochę więcej róż, w drugim przeważają bratki, a naprawdę jeden do drugiego bratnie podobny. Banalność i filisterstwo! Gdy tymczasem taki śmietnik pod domem ileż daje wrażeń dla oka, nosa, nie mówiąc już o nogach, niejednokrotnie narażonych na połamanie.

Dziwne to miasto nie posiada wprawdzie teatru, lecz w zamian ma ulicę Teatralną, znajduje się ulica Prosta, która jest krzywa, ulica Krótka, która jest długa, ulica Jasnogórska, która jest ciemną i pełną dołów.

Dziwne to miasto ma stary cmentarz w środku miasta, zasadzony kartoflami i ogrodowizną. Na tym cmentarzu nieboszczycy odgrywają rolę sztucznego nawozu, powywracane krzyże – rolę płotów i podpórek do fasoli, a trumny służą za skrzynie do kapusty. Posiada ów ogród również mury budującego się kościoła, tak wielkiego, że minie lat tysiąc, zanim będzie całkowicie wykończony kosztem milionów, tymczasem wierni mogą owe mury wspaniałe podziwiać zza płotu.

Są w tym mieście dwa parki urocze, z których jeden na razie szpecą budynki, pozostałe po jakiejś przedpotopowej wystawie. Wszakże świadomi rzeczy twierdzą, nie bez słuszności pono, że zbiegiem czasu – no mniej więcej za lat kilkadziesiąt budynki się rozwalą, a wtedy w piękne księżycowe noce wyglądać będą jak zaklęte ruiny starożytnego zamczyska. Czas otoczy je legendą, a potomni połączą z nazwiskiem któregoś z ojców miasta ku wiecznej rzeczy pamiątce.

Oprócz tego przebiega miasto długa i wspaniała aleja, kasztanami wysadzana, idealne miejsce spaceru… gdyby mieszkańcy pragnęli swobodnej przechadzki w czystym powietrzu. Cóż, kiedy tubylcy posiadają dziwne płuca, którym dla zdrowia kurz jest potrzebny. W tym celu wybrali kawałek alei, po którym drepcą nieustannie, następując sobie co chwila na pięty i nagniotki i, jak ognia wystrzegają się przekroczenia linii „demarkacyjnej” lecz „dziwna” ambicja, która każe prezentować swoje wartości… materialne. Więc ten jest zwolennikiem dreptaka, gdyż pragnie imponować swą parą żółtych kamaszy, ów – świeżo odprasowaną marynarką, ta – ażurowymi pończoszkami, owa – przedłużonym o pół łokcia bajecznym dekolcikiem.

Posiada to dziwne miasto magistrat i Radę miejską, zajętą przeważnie uchwalaniem podwyżki płac dla urzędników i obalaniem uchwał powziętych na poprzednich posiedzeniach, posiada radę opiekuńczą, która obracając milionami grosza publicznego nie prowadzi książkowości, gdyż nie ma funduszów na utrzymanie płatnego buchaltera.

Prasę „dziwnego miasta” prezentuje parę dzienników, pracownicy, których stale są zajęci rzucaniem grochu o ścianę, rozbijaniem głowy o mur i głośnym wołaniem na puszczy. Największą poczytnością cieszą się ostatnie stronice tych organów, mieszczące ogłoszenia kinematograficzne i inne, pilnie przez miejscową „inteligencję” odczytywane. Kilka wypożyczalni książek daje wyznaczony obraz umysłowości mieszkańców „dziwnego miasta”. Dzieła treści poważniejszej świecą niepokalaną czystością okładek i kart, gdy romansidła kryminalne, popielate od brudu, z postrzępionymi stronicami, jawnie świadczą o pogardzie, żywionej przez mieszkańców do tego rodzaju literatury.

Ogół mieszkańców pochłania idea zdobycia w jak najkrótszym czasie jak największego majątku, bez oglądania się na środki i sposoby, to też powszechnie znaną jest tutaj śpiewka „Nie ma złej drogi do mojej niebogi”.

Mógłbym do końca mnożyć dziwy dziwnego miasta, są tu kupcy, którzy kupują drogo a sprzedają tanio, są piekarnie nie posiadające wprawdzie pieczywa, lecz za to piekarzy dobrze płatnych, że o chleb dbać nie potrzebują, zaś kto pragnie chleba, sprowadza go sobie z okolicznych miast i miasteczek.

Są ojcowie i opiekunowie miasta, którzy troską najszczerszą otaczają głównie swoich najbliższych krewnych i przyjaciół, byli podobno adwokaci od plajt, sędziowie od zwalniania towarów paskarskich od rekwizycji, inżynierowie od przesypywania piasku z góry na dół i odwrotnie, lekarze no, od zapisywania lekarstw na choroby skórne, na które zapadają mieszkańcy „dziwnego miasta”.

Wspomnę jeszcze o licznej rzeszy, tzw. bezrobotnych, gorliwie starających się zasłużyć na tę nazwę, o uczniach i uczennicach szkół, którzy większą część roku i dnia poświęcają na ulicy praktycznym stadiom nad psychologią doświadczalną w dziedzinie filistrów, o pannach i mężatkach, które… ale dosyć, bo w głowie zaczyna mi się „dziwnie” robić, przy tym zapomniałem z kretesem jak się to miasto nazywa. Że jednak często chowa się pod płaszczykiem złudnych pozorów dobra publicznego sprawy czysto osobiste- nazwałem sobie dla pamięci „Częstochową”.

Robert Sikorski

 

fot. Częstochowa- Region częstochowski jako województwo na dawnej pocztówce – Zbigniew Biernacki

Podziel się: