LOS ŻOŁNIERZA


“Gdy wybuchła wojna miałem 14 lat, mój ojciec był oficerem 12 Pułku Ułanów Podolskim, oddelegowanym przez gen. Andersa do funkcji instruktora jeździectwa na torach wyścigowych” – opowiada pan Janusz Miklewski.

W rodzinnym albumie pokazuje zdjęcia ojca. Młody, przystojny rotmistrz ułanów odbierający puchar za zwycięstwo w zawodach jeździeckich z rąk gen. Andersa. Ten sam rotmistrz już w czasie okupacji – nadal wojskowa sylwetka, ubrany w zielone bryczesy i buty z wysokimi cholewami. “Tak – generała Andersa też poznałem. Mieszkaliśmy po sąsiedzku w garnizonie na Podolu. Bawiłem się z jego dziećmi”.
Mieszkali w Poznaniu na Ławicy, gdy rozpoczęła się wojna. W grudniu 1939, z kilkoma walizkami pośpiesznie spakowanego dobytku, zostali wysiedleni. Dotarli do Częstochowy. “Trafiliśmy do siedziby Straży Pożarnej. Tam udzielono wysiedleńcom z poznańskiego pierwszej pomocy. Szukaliśmy stałego lokum. Przypadek sprowadził ojca do kamienicy Al. NMP 35. Właścicielkami były trzy siostry – Warckie. Stare panny, Żydówki. U nich dostaliśmy pokój”. Tam mieszkali rok. Potem rodzina Miklewskich musiała znów się przenosić. Gościnę ofiarowała im Kuria Biskupia – zamieszkali w suterynie pod domem biskupa Teodora Kubiny.

Siostry nie wierzyły

“Siostry Warckie do końca nie wierzyły, że ze strony Niemców grozi im niebezpieczeństwo. To kulturalny naród – powtarzały. Nawet konieczność przesiedlenia do getta przyjęły spokojnie. Ojciec chciał im pomóc, był już wtedy w konspiracji, w NOW. Zaproponował wyprowadzenie z getta, wywiezienie w Kieleckie. Ale siostry nie chciały. Potem Niemcy zamordowali siostry…”
Pan Miklewski przerwał na chwilę wspomnienia. “Wie pan – mój ojciec był żołnierzem Narodowej Organizacji Wojskowej, potem komendantem powiatu Narodowych Sił Zbrojnych – Bohdan Miklewski ps. “Jan Kmicic”. “Po wojnie oskarżano NSZ, że mordowało Żydów. To nieprawda. Gdy tylko było to możliwe pomagaliśmy im, ratowaliśmy przed śmiercią”.
“Później, jak likwidowano getto spotkałem koło Kurii dziewczynę, uciekinierkę z getta. Przestraszona, na kolanach błagała o pomoc. Zaprowadziłem ją tylnym wejściem do domu Biskupa. Tam gospodyni od razu wzięła ją do kuchni, ofiarowała obiad. Później dowiedziałem się, że przez Kurię Biskupią uratowano kilkadziesiąt osób. Gospodyni wolała o tym nie mówić – bała się
narażać Biskupa”.
“Początki konspiracji. Chodziłem do powszechnej szkoły, przerabialiśmy tam kurs pierwszych klas gimnazjalnych. Spotkałem na ulicy swojego byłego drużynowego z Poznania – Hoffmana. I tak zaczęliśmy tworzyć drużynę harcerską. Drużyna – to ministranci z kościoła przy Alejach. Opiekował się nami ksiądz Rzeszewski. Pomagały siostry Zmartwychwstanki”.

Ojciec nie wiedział…

“Do NSZ wciągnął mnie Zbyszek Olszewski. Drużyna harcerska rozpadła się po tym, jak Niemcy w Limanowej zabili Hoffmana. Zbyszek przed wojną należał do NOGI – Narodowej Organizacji Gimnazjalistów. A z NOGI wywodziła się większość młodych NSZ-towców. Ja nie wiedziałem, iż ojciec jest komendantem NSZ. Ojciec nie wiedział, że ja wstąpiłem do jego organizacji. Spotkaliśmy się przypadkowo. Był kurs podchorążych, siedzę na wykładzie a tu wchodzi ojciec. Janusz – do domu – krzyknął na mnie – najpierw matura, potem wojsko. I tak straciłem pierwszy kurs. Ukończyłem podchorążówkę w 1943”. Po jej ukończeniu był sekcyjnym w oddziale kpt. “Mora”. Rozbrajał Niemców. Pierwszego Niemca zastrzelił na przejeździe kolejowym koło zapałczarni; rozbrajany essesman sięgnął po broń… Do wymiany ognia podczas rozbrajania doszło także koło Jasnej Góry. W sumie, w pierwszej połowie 1944 r. brał udział w sześciu akcjach bojowych.

Uratować Wołyniaków

“Latem 1944 przed kościołem św. Jakuba zobaczyłem ludzi w mundurach policyjnych kopiących rowy przeciwlotnicze. Była to grupa Polaków z Wołynia. Gdy trwały walki UPA z Polakami Niemcy zaczęli tworzyć tzw. grupy Samoobrony z ludności Polskiej.
Potem, licząc na antykomunizm Polaków ze Wschodu, wysłali część grup Samoobrony do Jugosławii, by zwalczali partyzantkę Tito. Tu się zawiedli. Polacy masowo dezerterowali. Miklewski zaplanował wywiezienie Wołyniaków. Wysyłał ich małymi grupkami do lasu, instruując jak odnaleźć oddział “Żbika” Kołacińskiego. W tym czasie w oddziale “Żbika” służył już Janusz Miklewski.
“Co się potem stało – różne miałem informacje. Ojciec w mieście spotkał grupę z AK, bojówkę wykonującą wyroki. Byli to jego znajomi. Razem szli, gdy zobaczyli samochód ciężarowy z butami wojskowymi. Chcieli zabrać ciężarówkę Niemcom. Doszło do strzelaniny. Jeden z AK-owców został zabity na miejscu. Ojciec – ciężko poraniony. Według relacji świadków, do rannego ojca podskoczył policjant – Polak. Kopał go, pastwił się nad nim. Ojca przewieziono do szpitala na Św. Barbary. Pracował tam jego znajomy z Poznania dr Achmatowicz. Mimo pomocy lekarskiej – ojciec zmarł. Pochowano go w zbiorowym grobie za murami cmentarza. Dzięki Achmatowiczowi wiadomo było gdzie. Już po wojnie, w nocy, też w konspiracji przeniesiono zwłoki ojca na cmentarz. W tym czasie siedziałem w więzieniu. Na Zawodziu poznano tego policjanta, który pastwił się nad moim ojcem. Więźniowie udzielili mu ostrej lekcji”.

Druga okupacja

“Matka nie mogła już mieszkać w Kurii. Po śmierci ojca znajomi natychmiast znaleźli jej nowe, bezpieczne schronienie u sióstr Nazaretanek. Dzięki pomocy sióstr mogłem z matką spędzić Wigilię 1944 r.” 16 stycznia 1945 r. do Częstochowy wkroczyły wojska sowieckie. Dla wielu mieszkańców było to wyzwolenie od terroru niemieckiego okupanta. Dla żołnierzy NSZ wejście następnego, równie bezlitosnego okupanta. Rosjanie zabijali za samą przynależność do odziału narodowej konspiracji.
“Słyszałem o aresztowaniach kolegów z NSZ. Za radą znajomych wymyśliłem, że ratunkiem będzie wstąpienie do wojska. Poszedłem do Komendy Uzupełnień, dali mi kartkę, że zgłosiłem się na ochotnika. Ale powołanie nie przychodziło. Nie wiedziałem dlaczego. Mogli wiedzieć, że ojciec był komendantem NSZ, komuniści mieli dobre rozpoznanie w konspiracji.

Ucieczka do “Żbika”

Zdecydowałem się uciec do lasu. Wspólnie z kolegami mieliśmy dołączyć do “Żbika”. Chcąc zdobyć wcześniej broń – zdecydowaliśmy się zaatakować posterunek MO w Klepaczce. Na akcję poszło nas pięciu. Nie udało się przez przypadek. Ryszardowi Kołodziejczykowi – “Lisowi” popsuł się rower. Chcieliśmy po drodze zarekwirować inny. Trafiliśmy na milicjanta, na pomoc przyszli mu koledzy. Zostałem zatrzymany. Pierwszy przesłuchiwał mnie oficer sowiecki. Poszedłem w zaparte – rower chciałem ukraść, bo spieszyłem się na mecz; pistolet – to pamiątka z okupacji, tak zeznawałem. Oficer zobaczył moją kartkę, że jestem ochotnikiem do wojska i chciał mnie puścić. Ale milicjanci postanowili mnie zatrzymać. W śledztwie twardo zaprzeczałem przynależności do NSZ. To mnie uratowało. Razem ze mną w akcji brał udział Zygmunt Kempa. Udało mu się uciec, zatrzymano go dopiero w Częstochowie. W śledztwie udowodniono mu przynależność do NSZ. Wyrok – kara śmierci. Za próbę ukradzenia roweru, posiadanie broni i przynależność w czasie okupacji do NSZ. Po dwóch latach zmieniono mu wyrok śmierci na długoletnie więzienie. 25 VI 1945 r,. skazano mnie na 7 lat więzienia”. Po dwóch latach amnestia i zwolnienie – 1 IV 1947 r. Rok później ślub. “Żonę poznałem w 1942 r. Nasi rodzice się przyjaźnili. Jak mnie zamknęli do więzienia – pisywała do mnie. Od 1944 r. byliśmy parą narzeczonych”.
Żona pracowała w Komunalnej Kasie Oszczędnościowej. Tam też zaczął pracować Janusz Miklewski. Niedługo. Dla byłych więźniów nie mogło być miejsca w banku. Wyjechali do Elbląga. Tam też problemy z pracą.
“To był najgorszy okres” – wspomina żona pana Janusza. – “W Częstochowie były procesy żołnierzy NSZ. Skazany został Zygmunt Kempa, jego siostra Otylia Kempa. Potem proces Wacława Wydrychowskiego. Już wiedzieli, że mąż był w NSZ. Co noc bałam się, że przyjdą go aresztować. Z pracą też wieczne kłopoty. Nie tylko jego zwalniali. Do mnie też przyszła kadrowa – dla osób, których mąż siedział za walkę z władzą ludową – mówi – nie może być pracy”.
Tak to trwało do 1956 r. W 1959 wrócili do Częstochowy. SB nadal pamiętało o Miklewskim – jeszcze w latach sześćdziesiątych go nękało. Na szczęście, z pracą już nie było takich problemów. Pracował jako kierowca – zaopatrzeniowiec w “Renomie”.
“Po 1990 r. mamy prawo do swojego związku kombatantów. Sąd dokonał rehabilitacji wyroku. Ale nadal boli powtarzane wielokrotnie kłamstwo. Że NSZ nie walczył, ale współpracował z Niemcami, że mordowaliśmy Żydów. To nieprawda. Biliśmy się z okupantem, walczyliśmy o wolną Polskę. Wszystko jedno w jakiej formacji. Trafiłem do NSZ i mogę być dumny z tego, że walczyłem u “Żbika”.

JAROSŁAW KAPSA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *