Jest konsensus


MSTÓW

Porozumieniem zakończyły się roczne zmagania w sprawie dofinansowania przez gminę budowy hali sportowej dla LKS „Warta” Mstów, w 50 procentach refundowanej z funduszy unijnych. Na ostatniej sesji Rady Gminy (17 lutego br.) na inwestycję przekazano 300 tys. zł.

W pierwszej wersji miało być 1 mln 176 tys. zł, czyli połowa wartości inwestycji, na to jednak nie godziła się większość radnych. – Stanęło na najbardziej racjonalnej opcji, zgodnej z interesem gminy. Od początku uważałem, że może być to kwota od 200 do 300 tys. zł – komentuje radny Mateusz Grabara, który niezmiennie uważał, że gminy nie stać na ponad milionowy prezent dla mstowskiego klubu.
Przez rok wokół dofinansowania przedsięwzięcia narosło wiele konfliktów. Podzieliło ono mieszkańców, podzieliło Radę. Przypomnijmy. Tuż przed sesją 18 lutego 2011 roku wójt gminy Adam Jakubczak przedstawił projekt 50-procentowego wparcia budowy obiektu sportowego dla LKS „Warta” Mstów, czyli kwotą 1 mln 176 tys. zł. Pośpiech tłumaczył klauzulą Urzędu Marszałkowskiego „o bezzwłocznej odpowiedzi”. – To była niepowtarzalna okazja. Wniosek Klubu nagle zyskał możliwość dofinansowania z Unii. Potrzebna była natychmiastowa decyzja – wyjaśniał wójt Jakubczak. Radni uchwałę zatwierdzili, później jednak dopatrzyli się w procedurze błędów formalnych. Stwierdzili, że z uchwałą powinni zapoznać się zdecydowanie wcześniej, a głosowanie nad nią, jeśli tak ważny był czas, powinno odbyć się podczas sesji nadzwyczajnej. Po zastanowieniu uznali też, że kompleks sportowy nie jest dla gminy priorytetem, tak jak na przykład budowa przedszkola w Wancerzowie czy remont dróg. Podnosili problem utajnienia projektu, braku dostępu do planów inwestycji. Ich racji nie rozumiała przeciwna strona. – Na budowę hali z zapleczem dla LKS „Warta” mieliśmy połowę pieniędzy z Urzędu Marszałkowskiego. Gdzie mieliśmy pójść po wsparcie na 50-procentowy wkład własny, jak nie do gminy. Przecież hala służyć będzie całej społeczności. To nie jest mój prywatny folwark, ja od 25 lat, odkąd jestem prezesem klubu, dokładam, by klub mógł istnieć. A radni najpierw byli za, a potem zaczęli prowadzić polityczne gierki – podkreślał prezes LKS „Warta” Mstów Marek Dewódzki.

Sprzeczne nastawienie stało się początkiem rozlicznych manewrów wokół przedsięwzięcia. Na sesji w marcu 2011 r. radni odwołali przewodniczącego Rady – Tomasza Gęsiarza, któremu zarzucili brak kompetencji, gdyż nie zwołał sesji nadzwyczajnej. Unieważnili też podjętą przez siebie uchwałę o wsparciu inwestycji. W tej sytuacji wójt Jakubczak odwołał się do Regionalnej Izby Obrachunkowej, ta uznała jego rację i uchwała dotująca halę stała się faktem, a kwotę dotacji wprowadzono do Wieloletniej Prognozy Finansowej, dzieląc ją na: 300 tys. zł w 2012 i 876 tys. w 2013 r.
Kolejne rozgrywki zaczęły się w końcówce roku 2011. Radni do nowego budżetu w sprawie wsparcia sportu w gminie przygotowali uchwałę trybową. Ograniczyła ona wydatki na ten cel do 300 tys. zł, z maksymalnym dofinansowaniem dla jednej instytucji do 100 tys. zł. Ten krok uniemożliwiał przekazanie pieniędzy na budowę hali. W odpowiedzi wójt Jakubczak ogłosił konkurs dla organizacji pozarządowych na inwestycję pn. budowa nowoczesnej, ogólnodostępnej infrastruktury sportowej w Gminie Mstów, który zakładał dofinansowanie gminy w 2012 roku 300 tys. zł, a w następnym – 876 tys. zł. Zamysł włodarza Komisja Rewizyjna Urzędu Gminy Mstów zripostowała wnioskiem o zaniechaniu realizacji przedsięwzięcia. Stanął on na ostatniej sesji 17 lutego br.
Na trzy dni przed sesją prezes LKS „Warta” Mstów Marek Dewódzki wystąpił do radnych z prośbą o wstrzymanie głosowania uchwały. Przekonywał, że klub w ciągu kilku tygodni zgromadzi ponad 800 tys. zł, czyli brakującą do 2 mln zł kwotę. Prosił, by radni przyznali na inwestycję jedynie 300 tys. zł, deklarując, że będzie to jedyna dotacja ze strony Urzędu Gminy na ten cel. To stało się zarzewiem żonglerki słownej. Radny Mateusz Grabara stwierdził, że to powtórka z rozrywki, bo pismo wpłynęło zbyt późno i radni nie mogli się z nim zapoznać. Prezes Dewódzki uznał to za kolejną nieuzasadnioną negację. Zarzucił Grabarze, że blokuje inwestycję i merytoryczną dyskusję. – Radny Grabara traci pamięć. W piśmie z 14 lutego, chyba wystarczająco wcześnie wspomniałem o możliwościach pozyskania środków, które odciążą gminę. Zależy nam jedynie na 300 tysiącach zł wsparcia, by ruszyć z budową – akcentował.
Adwokatów wsparcia przekazania środków nie brakowało. Radna powiatowa Urszula Całusińska podkreślała prorozwojową ideę przedsięwzięcia, jej ważność dla dzieci i młodzieży. Zwracała uwagę, że do tej pory przy rozwiązywaniu konfliktu dominowała raczej buta niż treściwe rozmowy. – Wydaje się, że kosa trafiła na kamień. Dobrze, że Komisja Rewizyjna sprawdza wydatki, po to jest. Takie są zasady demokracji. Ale rozmawiajmy merytorycznie. Dajmy szansę inwestycji, by później nie żałować – apelowała do radnych. Za budową opowiedział się również proboszcz z Krasic ksiądz Grzegorz Janusz Dzierżanowski. Akcentował, by przywrócić dialog między zwaśnionymi stronami. W podobnym tonie uderzyli sołtysi: Mokrzyc – Konrad Tyras i Mstowa – Zbigniew Bigosiński. Dyskusję puentował radny Tomasz Gęsiarz. – By była rozmowa musi być wola obu stron. Tej nie było. Rok minął i nie posunęliśmy się do przodu – stwierdził. Oponenci podtrzymywali zaś, że klub nigdy nie przekazał kompetentnej wiedzy na temat dokumentacji inwestycji, co było przyczyną ich obaw.
Dyskusję sfinalizowano propozycją zmiany zapisu projektu uchwały Komisji Rewizyjnej. Na wniosek wójta Adama Jakubczaka treść: „zaniechanie realizacji przedsięwzięcia pn. Budowa nowoczesnej, ogólnodostępnej infrastruktury sportowej w gminie Mstów” zmieniono na: „upowszechnianie zajęć sportowych i rozwój bazy sportowej na lata 2011-2013 w gminie Mstów”. Po przerwie rada była już zgodna. Dwunastu rajców (jednej osoby nie było, dwie nie wzięły udziału w głosowaniu) jednomyślnie przystało na 300-tysięczną dotację na klubową inwestycję.

URSZULA GIŻYŃSKA

Rozmawiamy z wójtem gminy Mstów Adamem Jakubczakiem.

Panie wójcie, czy nie odnosi pan wrażenia, że po roku stanęło na tym jak pierwotnie chcieli radni?
– Trudno powiedzieć. W ubiegłym roku o tej porze rada zadecydowała, że da na ten obiekt 1 mln 176 tys. zł. Potem część radnych wycofała się. Pojawił się więc pomysł rozbicia kwoty na dwa lata: w 2012 – 300 tys. zł, w 2013 – 876 tys. zł. Na taki zapis w WPF zgodziliśmy się, ale uchwała trybowa sprawiła, że nawet 300 tys. zł. zostało zablokowane. Tak się to docierało. Dzisiaj stanęło na 300 tys. zł w tym roku i jest to kwota ostateczna. Zostanie rozpisana w ramach konkursu dla organizacji pożytku publicznego. Automatycznie uchwała trybowa, która przeznaczała 300 tys. zł na cały sport w gminie, nie blokuje przeznaczenia funduszy dla inwestycji na obiekcie LKS „Warta”.

Jak pan ocenia klimat otaczający proces wsparcia inwestycji?
– Nie wiem, czy gdyby nie było dyskusji wokół projektu, coś by się wcześniej zadziało. LKS według zapisu powinien rozpocząć inwestycję w 2011 roku, ale procedura podpisywania umów w Urzędzie Marszałkowskim też się opóźniała. Oczywiście wokół budowy powstało dużo zamieszania, dużo słów. Na dzisiaj pozostaje kwestia, czy 300 tys. zł LKS-owi wystarczy. Muszą zdobyć jeszcze ponad 800 tys. zł, jeśli nie uda się im ich pozyskać, to podejrzewam, że inwestycja nie dojdzie do skutku. Brzmi to brutalnie, ale tak jest. Nie ukrywam przy tym, że 300 tys. zł to też kwota niemała.

Może klub liczy na przetrzymanie, by w przyszłym rozdaniu wystąpić o wsparcie?
– Z naszej strony, ta sprawa jest już zamknięta.

W pana odczuciu, radni torpedowali tę inwestycję?
– Nie ma co ukrywać, że gmina Mstów nie jest wyjątkiem, wyspą na oceanie. Tarcia, odmienne zdania są wszędzie. Na pewno jednomyślności w sprawie tej inwestycji od początku nie było. Choć pierwotnie układ sił był inny.

Radni kwestionowali głównie zaskoczenie, jakie wywołał nagły wpływ projektu.
– Wyciągnąłem wnioski. Taka sytuacja nie powtórzyła się. Ponaglanie wymusiło określenie Urzędu Marszałkowskiego o „bezzwłocznej decyzji”. Z perspektywy czasu widzę, że było to zbyt nerwowe, bo mogliśmy zwołać sesję nadzwyczajną. Jednak czy dodatkowy dzień wpłynąłby na decyzję rady. Trudno mi powiedzieć.
Rozmawiała

URSZULA GIŻYŃSKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *