Jarosław Dymek: Praca ze Sławkiem Drabikiem to zaszczyt.


Nie układają się Dospelowi Włókniarzowi tegoroczne rozgrywki Enea Ekstraligi. W sześciu pierwszych meczach sezonu częstochowianie aż pięciokrotnie przegrywali. Po niedzielnym spotkaniu z Unibaxem Toruń (38-52) porozmawialiśmy z menadżerem drużyny – Jarosławem Dymkiem.

Torunianie zakwestionowali stan naszego toru i mimo, iż mecz odbywa się w Częstochowie swoimi busami zaczęli go ubijać. Jak to skomentujesz?
– Właściwie komentarz do tej sytuacji jest zbędny, gościom nie spodobał się tor, który w opinii większości zawodników nie był taki zły. Sędzia jednak nakazał ubijanie tej części nawierzchni, która zdaniem torunian była zbyt przyczepna. Szczerze powiem, że pierwszy raz spotkałem się z taką sytuacją, aby drużyna gości sama zaczęła sobie przygotowywać tor w meczu wyjazdowym.
Mecz był bardzo wyrównany do pewnego momentu. Wynik 38-52 chyba nie odzwierciedla tego co działo się na torze?
– Mecz wyrównany, ale do pewnego momentu, ta seria po dziesiątym biegu ustawiła mecz. Przegraliśmy najpierw 2-4, potem 1-5 przez nieszczęśliwą taśmę Zengoty, upadek Artura Czai i zrobiło się sześć punktów straty. Te wydarzenia wybiły nas z rytmu i ustawiły mecz. Biegi nominowane nas już tylko dobiły.
Ostatnio doszło do roszady trenerskiej w naszym klubie, Sławomir Drabik zastąpił Janusza Stachyrę. Czy te wszystkie ruchy nie są zbyt nerwowe?
– Praca ze Sławkiem Drabikiem to wielki zaszczyt. Ja się niesamowicie cieszę, że działacze wzięli właśnie Sławka do sztabu szkoleniowego, bo znamy się wiele, wiele lat i jesteśmy przyjaciółmi. Z Januszem nie pracowało mi się źle, ale kiedy pracuje razem dwóch przyjaciół to jest inaczej, można się dogadywać bez słów. Duet D-D czuje się dobrze. Dziś nie udało się zwyciężyć, ale mamy nadzieję, że następny mecz już będzie do przodu. Jeśli dostaniemy trochę czasu, to uważam, że ukręcimy coś fajnego, bo w tej drużynie drzemie potencjał. Dziś przebudził się nieco Chris Harris, pokazał, ze przy odrobinie chęci i zaangażowania jest w stanie robić dużo punktów. Przyjechał dzień przed meczem, potrenował i już są tego pierwsze efekty.
Wiadomo już kiedy Grisza Łaguta wróci na tor? Jak na tę chwilę wygląda stan jego zdrowia?
– Na pewno nie wcześniej, niż po dziewięciu dniach od upadku Grigorij nabawił się kontuzji 15 maja – przyp. red.). Kość została złożona i teraz trzeba czekać. On sam jest bardzo niecierpliwy, rwał się do jazdy już następnego dnia po zabiegu. Trzeba go jednak trochę tonować, bo zdrowie jest najważniejsze. Mam taką nadzieję, że Grisza wystartuje w następnym meczu, 3 czerwca ze Spartą Wrocław w Częstochowie.

Mariusz Rajek

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *