GRY I ZABAWY MINISTERIALNE


Kontra w centrum – ANDRZEJ BŁASZCZYK

Ostatnio świat polityki, tej w krajowym wydaniu, został zelektryzowany przez ograniczoną wymianę garnituru ministrów. Na stanowisku wicepremiera i ministra finansów Marka Belkę zastąpił Grzegorz Kołodko. Ładnych kilka lat temu już była taka wymiana, tyle że odwrotna. To Grzegorz Kołodko oddawał fotel i tekę Markowi Belce. Ta sytuacja zaprzecza tezie, że “nie wchodzi się dwa razy do tej samej rzeki”, a nawet twierdzeniu poetyckiemu, że “nic dwa razy się nie zdarza”. Jednak może ona, ta sytuacja, niebezpiecznie przystawać do aforyzmu, który mówi, że “jeśli nawet historia się powtarza, to wyłącznie jako farsa”. Finanse państwa, to zbyt poważna materia, żeby robić z nich wodewil, bo niechybnie odbije się to na skórze obywateli, czyli na naszej. Choć po prawdzie, już nie takie numery z państwową kasą oczy nasze oglądały. Farsy może nie będzie, ale sensacyjny dramat wydaje się być murowany. Jeśli Grzegorz Kołodko zetrze się w pojedynku z Leszkiem Balcerowiczem, to mówiąc z góralska “góry zajęcom”, Bolkowi Chrobremu na banknocie przekrzywi się korona, a giełdziarzom czerwone szelki rozpalą się do białości. Ale jeżeli na okoliczność resortu finansów zmiana nie była zaskoczeniem, to dwie pozostałe dymisje i roszady były. Szefowa resortu sprawiedliwości Barbara Piwnik, tak jak niespodziewanie dostała tekę ministra, tak niespodziewanie ją utraciła. Była na urlopie, chodziła pewnie po rodzinnej Puszczy Jodłowej i jodłowała, a tu nagle telefon i głos premiera: “Pani już dziękujemy”. Właściwie, to szef rządu nie powiedział dlaczego. Może pracowała za mało skutecznie? Albo może zaczynała być naprawdę skuteczna, ale nie w tych sprawach co trzeba? Albo może premierowi nie spodobała się jej ostatnia fryzura?
Wszystko jest możliwe. Co innego pan minister Celiński. Ten się obraził na środowiska artystyczne i pokrewne. Że środowisko mu dokucza i dogryza, i w takim przypadku on odchodzi. Dodał, że ma fuchę, której precyzyjnie nie określił.
Tak, jakby nie wiedział, że praca z delikatnymi i wrażliwymi artystami wymaga końskiego zdrowia i skóry grubości zelówki. Być może obraził się, że w Lublinie wystawiono dramat o Leszku Millerze, a o nim nikt nie rąbnął nawet kupletu. Podobno jakiś artysta chce wyrzeźbić jego popiersie, ale czeka na pierwsze opady śniegu. A tymczasem sztuka oparta o biografię premiera, jak burza idzie przez światowe sceny. Najpewniej skończy w pierwszej dziesiątce na Broadwayu. To znaczy, na razie jeszcze tak się nie stało, ale jest to niewykluczone. Ale wracajmy do doli, a raczej niedoli, ministrów. Z ministrami, niezależnie od tego kto rządzi, jest zawsze ta sama heca. Każdy chciałby być piękny, hojny i kochany. I każdy z nich wykłóca się zaciekle z ministrem finansów o kasę dla swojego resortu. Tymczasem szef od finansów wie, że hojny być nie może, pozostaje mu więc tylko nadzieja, że będzie piękny i kochany. Klinicznym przykładem tupetu i niewątpliwą ofiarą ostatnich upałów jest minister od zdrowia Mariusz Łapiński. Oto rzucił on, piękne skądinąd, hasło “Lekarstwa dla emerytów za złotówkę”. Oczywiście cały gabinet zaczął zgodnie pukać się w głowę, bo wiadomo, że to kompletnie nierealne.
Ale minister Łapiński dalej swoje. W ten sposób przesłał sygnał do obywateli: “Patrzcie jaki jestem dusza człowiek, tylko ta reszta rządu rzuca mi kłody pod nogi, a już ten fajans od finansów w szczególności”. Tylko patrzeć, jak inni włodarze resortów pójdą w jego ślady. Wicepremier Kalinowski rzuci projekt, żeby wszystkim rolnikom umorzyć spłatę kredytów, a każde gospodarstwo powyżej 1 ha obdarować ciągnikiem, skrzynką żytniówki i parą pozłacanych gumowców. Minister Szmajdziński i minister Piechota przedstawią plan budowy 11 lotniskowców w naszych stoczniach, a ten pierwszy zażąda dodatkowo, dla wszystkich żołnierzy zawodowych, darmowego wstępu do Agencji Towarzyskich aż do emerytury. Na emeryturze przejmie ich, wymieniony już, minister Łapiński, który zapewni im dostawy Viagry za złotówkę. Nowy minister kultury Dąbrowski olśni propozycją podwyższenia stawek aktorskich w teatrach do średniej hollywoodskiej, zaś dla
teatru w Lublinie dorzuci jeszcze kilka skrzynek żytniówki i pozłacane gumowce. I tak dalej, w ten deseń. A kiedy ich propozycje zostaną odrzucone, zgodnym ruchem wyciągną oskarżycielskie palce w kierunku ministra finansów. Ten nie straci pogody ducha, bo zawsze może płynnym ruchem wskazać Leszka Balcerowicza. Dlatego kierowanie resortem finansów to naprawdę nie jest lekki kawałek chleba.
A teraz całkiem poważnie. Bardzo bym chciał, żeby emeryci mieli darmowe leki. Ale robienie ludziom fałszywej nadziei w ramach cynicznej gry i politycznego interesu przekracza granice dobrego smaku.
Dan 8.07.2002

ANDRZEJ BŁASZCZYK

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *