DROGA


Kontra w centrum – ANDRZEJ BŁASZCZYK

Z jednej strony jest droga. A dokładnie trasa, droga krajowa nr 1, droga szybkiego ruchu, czy jak się tam jeszcze nazywa. Nieustanny strumień samochodów. Z jednej strony jest droga, a z drugiej strony domy mieszkańców. To znaczy niedokładnie tak. Z jednej strony jest trasa szybkiego ruchu, ale też są wielkie koncerny, np. Shell albo British Petroleum, albo swojski Orlen, albo jeszcze jakiś inny, a z drugiej strony domy mieszkańców. Konfrontacja jest nierówna. Po prawdzie, mieszkańcy alarmują, że zanieczyszczenia, że dzieci chorują, że za dużo spalin z powodu m.in. samochodów podjeżdżających stadami do stacji benzynowych, że nieustanny hałas, ale to tylko takie tam sobie gadanie. Liczy się siła, czyli pieniądze. Ludzie narzekają. Co poniektórzy sąsiedzi mówią mi, żeby coś o tym napisać. Tyle, że jeśli miałbym pisać krytycznie, to wszystko dzieje się w ramach prawa. Stacje benzynowe wyrastają jak grzyby po deszczu albo, idąc konsekwentnie śladem tego porównania, mnożą się jak pieczarki na końskim nawozie. Od lat inwestycje tego typu otoczone są ogromną życzliwością władz miasta. Od czasu do czasu ekipy samorządowe się zmieniają, ale życzliwość pozostaje wartością stałą. Ludzie jak to ludzie, mówią bardzo brzydkie rzeczy, ale ograniczają się do pomówień, które należy z całą mocą potępić. Po prawdzie, w niektórych przypadkach, jak choćby przy budowie stacji paliwowej Shella na Rakowie, ta legalność postępowania może budzić wątpliwości, były nawet Komitety Protestacyjne, ale jakoś przyschło. Ten trwający od lat wysyp stacji dałoby się jakoś przełknąć, gdyby dbano o interesy okolicznych mieszkańców. Z punktu widzenia gospodarki mnożenie stacji benzynowych, to żadne dobrodziejstwo. Ani to dający się odczuć w skali miasta wzrost zatrudnienia, ani to specjalna obniżka cen paliwa wynikająca z walki konkurencyjnej. Za to uciążliwości dla mieszkańców są realne i niemałe. Koncerny paliwowe nie należą do instytucji biednych i wydawałoby się, że zbudowanie ekranów ochronnych wzdłuż trasy na terenie miasta, tam gdzie mieszkają i żyją ludzie, nie przekracza ich możliwości. Takie ekrany przyniosłyby niejaką ulgę, jeśli chodzi o spaliny i hałas i takie ekrany są, np. w Katowicach, nawet na tych odcinkach dróg, gdzie bloki mieszkalne położone są dalej od trasy niż w przypadku Częstochowy. To tylko jedna z możliwości rekompensaty dla mieszkańców z tytułu swoistego nieszczęścia, jakim jest sąsiedztwo drogi szybkiego ruchu. Ale po co inwestorzy mają ponosić dodatkowe koszty, skoro przy zawieraniu kontraktów świeci słoneczko bezinteresownej życzliwości decydentów. Ogólnie rzecz biorąc rozwijamy się, trwa postęp, a cała reszta, to tzw. efekty uboczne. Kiedyś, w czasach zamierzchłych, przy pustawej, dwupasmowej trasie na Katowice dało się widzieć duże portrety Władysława Gomułki, głównego sternika ludowej ojczyzny, tajemniczo uśmiechniętego, zwanego wtedy polską Moną Lizą. Dziś przez gałęzie drzew widzę jak świeci duży billboard z nobliwym dziadkiem firmy KFC, reklamującym amerykańskie kurczaki z Kentucky. Coś się zmieniło, tylko co?

ANDRZEJ BŁASZCZYK

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *