DROGA DO TYTUŁU


Pan Antoni Rosikoń stanie się najstarszym naukowcem uhonorowanym tytułem profesorskim. 94 – letni specjalista od budowy linii kolejowych zyskał w tej sprawie pozytywną opinię Centralnej Komisji ds. Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych.

Nigdy bym nie zgadł, że krzątający się starszy pan, częstujący mnie kawą, ciastem, herbatą, kanapkami (bo nie wypada, by gość u niego o suchym siedział pysku) nosi na swych barkach 94-letni, bogaty życiorys. Co więcej, dwa lata temu ten sam staruszek osobiście nadzorował i projektował remont torów i nastawni, zjeżdżał na dół w wałbrzyskiej kopalni. Rok temu pisał kolejną książkę. Widać aktywność zawodowa pozwala zachować wspaniałą formę. Rozmawiałem z nim bite sześć godzin. A było o czym, profesor to “żyjąca historia” postępu inżynieryjnego. To jeden z tych osób wywodzących się ziemi częstochowskiej, dzięki którym czuć możemy regionalną dumę.
Rodzina Rosikoniów (znany jest także syn pana Antoniego, znakomity fotografik, autor albumu “Polskie Ratusze” – Janusz Rosikoń) związana jest z Choroniem, wsią pod Porajem. Przypomniał nam o tym profesor pisząc w 1996 obszerny tekst do broszury poświęconej historii tej miejscowości. Sam profesor urodził się w 1907 r. w “księstwie siewierskim”, w Gródku. Ojciec jego był pracownikiem kolei, obsługiwał przejazd na bocznicy Ząbkowice – Grodziec. Do powrotu na “ojcowiznę” skłonił go głód towarzyszący I wojnie. Pan Antoni, w Choroniu przygotował się do egzaminu gimnazjalnego. Naukę zaczął w prywatnym, częstochowskim gimnazjum Szudejki, maturę zaś w 1925 r. zdał w “Traugutcie”. W zeszłym roku gościł na 80-leciu liceum; był najstarszym żyjącym absolwentem.

RODZINNA TRADYCJA

Po maturze studia, zgodnie z rodzinną tradycją, związane z koleją. Dyplom obronił w 1931 r. na Wydziale Inżynierii Lądowej Politechniki Warszawskiej; tematem pracy był projekt linii kolejowej Łódź-Sieradz. Po rocznym stażu w dyrekcji generalnej PKP został kontrolerem drogowym na stacji w Tarnowskich Górach. “Był wielki kryzys, ale nie miałem problemu z pracą” – wspomina prof. Rosikoń – “Kolej potrzebowała wykwalifikowanych inżynierów. Dostałem dobrą pensję, mieszkanie 5 pokojowe, po którym mogłem jeżdzić rowerem i ogromny zakres samodzielności. Tarnowskie Góry były dla utrzymania ruchu stacją strategiczną. Przez moje tory szły transporty węgla magistralą Śląsk – Wybrzeże”. Być może zatem, z pewnym przerażeniem dyrekcja kolei obserwowała jak na tych torach młody inżynier przeprowadzał roboty chroniące przed szkodami górniczymi stosując najnowocześniejsze rozwiązania inżynieryjne. Wysłano nawet kontrolę kierowaną przez jednego z najlepszych specjalistów z zakresu inżynierii kolejowej, inż. Użyckiego. Efektem – doskonała opinia specjalisty i awans młodego inżyniera na odpowiedzialniejsze stanowisko, naczelnika obwodu Cieszyn-Zachód.
Było to 1 I 1939. Zadaniem Rosikonia było włączenie torów zajętego przez wojska polskie Zaolzia do polskiego systemu. I – o czym przypominały “tajne rozkazy” przygotowania systemu transportowego na okres wojny. Z jednej więc strony utrzymywano ruch, naprawiano tory pozwalające obsługiwać kopalnie ostrawskie i wymianę towarową z Czechami i Słowacją. Z drugiej – minowano strategiczny tunel pod graniczną stacją Mosty. We wrześniu 1939 cała polska obsada stacji w czeskim Cieszynie załadowana została do specjalnego pociągu. Rosikoń dowodził pociągiem ewakuacyjnym. Transport został rozwiązany w Rawie Ruskiej. Pan Antoni na rowerze podążał dalej na wschód; 17 IX zastał go we Włodzimierzu Wołyńskim. Uciekając przed Sowietami wrócił w październiku do Kielc, do rodziny. Stamtąd zaś, wraz z żoną i dzieckiem na “ojcowiznę” do Choronia.

W KOPALNI W ŻARKACH

Do pracy na kolei nie mógł i nie chciał wrócić. Trafił do pracy przy budowie kopalni rud w Żarkach. Było to ciekawe doświadczenie. Zespół budujący kopalnie pracował na odludziu, pozbawiony podstawowego sprzętu. Inż. Rosikoń w tych trudnych warunkach, na bagnach przeprowadził linie kolei wąskotorowej, wybudował prażalniki do rudy. Jego fachowość docenili Niemcy przenosząc go do pracy w zarządzie kopalń i powierzając prowadzenie biura inwestycyjnego.
“Biuro było dobrą przykrywką dla ludzi z konspiracji” – wspomina. “Pracował u mnie “Bas” Baczyński, przyszły dowódca partyzantów w Złotym Potoku. Dla mnie jednak równie ważne było udowodnienie, że polski inżynier nie jest gorszy od niemieckiego”. Faktycznie – Niemcy byli zaszokowani, gdy młody polski inżynier zastosował nowatorską, nieznaną im metodę podwyższania jakości betonu za pomocą odpowiedniej proporcji wody. “Niemcy byli dumni z własnej techniki. Wszystko co najlepsze w technice miało być niemieckie. Potrafili jednak docenić umiejętności innych”. Rosikoń po raz drugi odczuł podobną satysfakcję. Wcześniej, w 1935 r. też zaskoczył Niemców. Na wielkiej wystawie z okazji 100-lecia swoich kolei Niemcy prezentowali najnowsze swoje osiągnięcie – urządzenie do badania podłoża torów. Rosikoń przedstawił im swoje, lepsze. W dowód uznania organizatorzy wystawy prosili, by wpisał się do księgi pamiątkowej zaraz pod podpisem Hitlera. Koniec wojny zastał Rosikonia podczas pracy przy budowie kopalni rud w częstochowskim zagłębiu. Pierwszym uruchomionym pociągiem wyruszył do Katowic meldując się do pracy w nowo tworzonej Dyrekcji Okręgu. Powierzono mu odpowiedzialność za utrzymanie torów. Kolejne trudne zadanie. Polska dyrekcja pracowała w cieniu sowieckiej Dyrekcji Wojennej. Rosjanie zaś zainteresowani byli zmienianiem torów z normalnego na szeroki rozstaw. Dotyczyło to nie tylko głównych magistrali. Przerabiano także bocznicę, by łatwiej było wywozić z Polski węgiel i kompletne wyposażenia zakładów przemysłowych. Polskie służby były między młotem a kowadłem. Z jednej strony traktowane były przez Rosjan jak podległe im służby pomocnicze; z drugiej – próbowały realizować zadanie najistotniejsze – odbudowę polskiego transportu.

MIĘDZY MŁOTEM A KOWADŁEM

Z uśmiechem dziś pan Rosikoń wspomina “partyzanckie” działania. Rosjanie przekuwali tory na szersze, on ze swoją ekipą “wkładał” w ten szeroki tor dodatkową szynę. Zachował w swoich zbiorach zdjęcie z tygodnika “Stolica” – pierwszy transport z węglem przybywa do Warszawy. Na zdjęciu widać pana Antoniego stojącego na lokomotywie. “Po wpasowywaniu trzeciej szyny trudno było zorientować się w całym tym labiryncie. Musiałem więc osobiście pilotować transport” – wspomina.
W maju 1945 r. prócz pracy przy odtwarzaniu sieci torów pan Rosikoń rozpoczyna pracę w szkolnictwie. Staje się wykładowcą pierwszej uruchomionej w Katowicach szkoły średniej zawodowej – Technicznych Zakładów Naukowych. Od wrześnie zaś, w nowej Wyższej Szkole Inżynierów. Nauczycielem jest do 1948 r. Potem znów powrót do praktyki kolejowej.
Dla nas – częstochowian – najważniejszą z inwestycji kierowanych przez pana Rosikonia jest elektryfikacja linii Częstochowa-Katowice. Dla Śląska – zaprojektowanie rozwiązań komunikacyjnych dla tworzonego w latach sześćdziesiątych Rybnickiego Okręgu Przemysłowego. Śledząc osiągnięcia zawodowe pana Antoniego znajdziemy imponującą ilość wdrożeń nowych rozwiązań, np. pierwsze w Polsce przesunięcie całego budynku “na szynach” (przestawienie nastawni na stacji w Strzemieszycach w 1958 r.). “Przyznam się, że czasem musiałem okłamywać władze prezentując ekonomiczne walory pomysłu” – mówi. – “Ale tak naprawdę, traktowałem niektóre inwestycje jak poligon nowoczesnych rozwiązań; robiłem tak dla dobra polskiej nauki”.
W 1964 r. pan Rosikoń broni pracę doktorską. Trzy lata później przeniesiony zostaje na Politechnikę Śląską, by tam, od podstaw tworzyć katedrę Budowy Kolei.

NA UCZELNI

Kolejne lata swojego życia poświęca dydaktyce. Do czasu przejścia na emeryturę (1977) stworzył na Politechnice dobry zespół specjalistów; ściśle powiązał teorię z praktycznymi wdrożeniami w przemyśle. Wykłady prowadził do 1982 r. Potem pracował jako konsultant i zastępca dyrektora w firmie zajmującej się kolejowymi inwestycjami. W 1999 r. projektował i kierował wykonaniem prac przy budowie nowej nastawni w Zabrzu. W drugiej połowie lat 90-tych zajmował się problemami likwidowanego zagłębia wałbrzyskiego. Wydarzeniem na Politechnice stał się jego wykład inauguracyjny roku akademickiego 1997/98 wygłoszony z okazji swoich 90-tych urodzin.
W 1982 r. Politechnika Śląska wystąpiła do Ministerstwa o przyznanie panu Rosikoniowi tytułu profesorskiego. Wniosek pozostał bez odpowiedzi. Ministerstwo nie widziało potrzeby mianowania na stopień profesorski osoby będącej na emeryturze. Satysfakcji doczekał się dopiero teraz. Po wykładzie w 1997 r. Politechnika ponownie zainteresowała się losem twórcy Katedry Budowy Kolei. Jesienią 2000 r. rektor Politechniki skierował kolejny wniosek do Centralnej Komisji ds. Tytułu Naukowego i Stopni Naukowych. Opinia komisji była pozytywna. 94 – letni weteran polskich nauk technicznych czeka na uroczyste przyznanie tytułu przez Prezydenta RP.

JAROSŁAW KAPSA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *