Częstochowa pod żaglami


Co roku Yacht Club Kolejarz organizuje regaty, w których o zwycięstwo walczą jachty w dwóch kategoriach: omega i jachty kabinowe. Podobnie było w tym roku. Wśród uczestników byli Marek Petryczka oraz Sylwester Hupa, którzy rok temu opłynęli Przylądek Horn.

Dla chcącego nic trudnego

W tegorocznych regatach łącznie wzięło udział 10 jachtów, w tym 4 w klasie Omega i 6 jachtów kabinowych. Obyło się bez wywrotek i stłuczek. Najmłodszym uczestnikiem zawodów był Jakub Skibicki (8 lat), który wraz z Michałem Skibickim zdobyli pierwsze miejsce w swojej kategorii. Najstarszym żeglarzem był Jerzy Mazik (77 lat) zdobywca drugiego miejsca wraz z Jakubem Kitą. Marek Petryczka i Sylwester Hupa, którzy w konkurencji jachtów Omega zdobyli trzecie miejsce, są zgodni – żeglarstwo to doskonały sposób na spędzanie wolnego czasu zarówno dla ludzi poszukujących wrażeń jak i zwolenników spokojnego trybu życia. – Regaty bez względu na swoją rangę są emocjonujące. Każdy, kto bierze w nich udział, daje z siebie wszystko i chce wygrać – mówi Sylwester Hupa. – Zawody organizowane przez nasz klub są wyjątkowe, bo zawsze po rozdaniu pucharów można liczyć na poczęstunek i wieczorne szanty – dodaje Marek Petryczka.

Mount Everest żeglarstwa

Przylądek Horn, który rok temu jako pierwsi częstochowianie opłynęli Marek Petryczka i Sylwester Hupa, jest uważany za najbardziej na południe wysunięty punkt Ameryki Południowej. To właśnie tam spotyka się Atlantyk z Pacyfikiem. Jest to jedno z najniebezpieczniejszych miejsc na szlakach żaglowych. Na trudne warunki składają się w większości wiatry wiejące na tych szerokościach geograficznych prawie bez przeszkód w postaci masywów lądowych. Na tych terenach wiatry są dodatkowo „przyspieszane” poprzez efekt tunelu, który tworzy się pomiędzy Andami a Antarktyką. Wiatry te powodują olbrzymie spiętrzenie fal, które posuwają się bez przeszkód na oceanie południowym, ale przybywając w okolice Hornu napotykają wypłycenie i spiętrzają się nad powierzchnię wody, przez co stają się krótsze i bardziej strome, powodując olbrzymie zagrożenie dla statków. – Opłynięcie Przylądka Horn to nie wycieczka turystyczna, tylko poważna wyprawa. To właśnie tam zginęło najwięcej żeglarzy i zatonęło mnóstwo łodzi. Może właśnie specyfika tego miejsca sprawia, że jest ono tak atrakcyjne – mówi Petryczka.

Poszli na żywioł

Do wyprawy, która trwała półtora miesiąca dołączyli w Buenos Aires. Czuli, że dokonują czegoś wielkiego i niezapomnianego. Powracając do tamtych chwil na twarzach Marka i Sylwestra pojawiają się uśmiechy. Jak mówią były chwile trudne i wyczerpujące np. kiedy nie wpływali do portu ponad dwa tygodnie i kończyły się zapasy, albo kiedy fale zalewały dziób, na który ktoś z nich musiał się udać. – Ale dla nas wszystko było przygodą, dającą ogromny zastrzyk energii i chęci do życia. Opływając Przylądek spełniły się nasze marzenia. Jest to doświadczenie, o którym się pamięta do końca życia. Poszliśmy na żywioł. Wiedzieliśmy, że są dwie możliwości: albo damy radę i wszystko pójdzie po naszej myśli, albo słabsi muszą odpaść – mówią zgodnie.

Częstochowa wydaje się mało atrakcyjnym miejscem na spędzanie wakacji, ale dzięki zalewowi w Poraju wszyscy, którzy w upalne dni nie mają szansy na wyjazd mogą poczuć się tam jak na Mazurach, a być może pokochają żeglarstwo na tyle, by w przyszłości dokonać podobnie niesamowitych rzeczy jak Marek Petryczka i Sylwester Hupa.
Chętni zgłębienia wiedzy na temat żeglarstwa oraz zdobycia doświadczenia muszą przebyć specjalne kursy. Aby zdobyć patent sternika trzeba mieć ukończone 12 lat, odbyć wymagane szkolenia i zdać egzamin na stopień żeglarza jachtowego. Do czasu ukończenia szesnastego roku życia należy pływać w obecności osoby dorosłej.

Marietta Mateja

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *