CZAS SPADOCHRONIARZY


Spaceruję sobie ulicami Częstochowy, przyglądam się rozmaitym plakatom, listom kandydatów i innym towarom cukierniczym wabiących oko wyborcy. Powietrze pachnie przedwyborczą wędliną pełne jest latających przedwyborczych inwektyw, złośliwości, aluzji, iluzji, znacznie rzadziej konkluzji. Postanawiam w duchu, że jeśli już pójdę do tych wyborów, to zagłosuję na swoich. Kłopot w tym, że niełatwo ustalić, kto to jest ten “swój”. Wszystkie partie chcą mi zrobić dobrze, wszystkie darzą mnie, jako wyborcę, głębokim szacunkiem, tudzież uczuciem, wszyscy od lewicy do prawicy, to swoje chłopaki, choć różnią się między sobą receptami na sukces, który jest nieuchronny. Jednak jak się tak dobrze temu domniemanemu szacunkowi przyjrzeć, to spod hasłowej retoryki wyziera tu i ówdzie trochę negliżu. Znikła już (i bardzo dobrze) tzw. lista kontraktowa, która pozwalała politykom z organów centralnych różnych partii i stowarzyszeń nie przejmować się opinią elektoratu. Jeśli dana partia przeszła do Sejmu, taki polityk wchodził tam z nadania, bez względu na ilość głosów, jakie osobiście uzyskał. Jak się jednak okazuje nie skończył się jeszcze czas “spadochroniarzy”. Myślę tu o kandydatach zajmujących pierwsze miejsca na listach niektórych partii.
To jest tak, że kandydat z pierwszego miejsca ma nad pozostałymi sporą przewagę już na starcie. Wiadomo, lider listy dostaje od wielu wyborców głosy na zasadzie odruchu bezwarunkowego. Ludzie skreślają pierwsze nazwisko nie wnikając w personalia. Tak więc, jeśli np. znajdujemy się w Okręgu Wyborczym w Częstochowie postawienie na pierwszym miejscu kogoś zasłużonego i znanego w mieście, jest tym minimum szacunku, jaki można lokalnym wyborcom okazać. Jeśli zaś desantuje się na tę komfortową pozycję kogoś z zewnątrz, to znaczy, że szefostwo danej partii traktuje dany obszar, jako peryferie i obszar gęstego występowania jeleni. Ponieważ ze strony śląskiej centrali na brak przejawów ponurej arogancji, nie możemy narzekać w Częstochowie, spojrzałem pod tym kątem na niektóre listy kandydatów. W AWSP na czołowym miejscu figuruje pan Iwan. Nie wymieniam jego imienia nie z braku taktu, ale z powodu niewiedzy. Pan Iwan jest pewnie osoba zacną, ale w Częstochowie bliżej nieznaną. Jeśli nawet zasłużył się w ubiegłych latach dla miasta, to zasługi owe pozostają głęboko skrywana tajemnicą. Dlaczego nie znalazł się na czele listy Marek Wójcik albo Tadeusz Wrona albo Artur Warzocha – kandydaci różni pod względem urody, temperamentu i wieku, ale broniący interesów miasta, to już sprawa wewnętrzna decydentów tej partii w Katowicach. Tyle, że mnie, tubylca, taka sytuacja irytuje i upokarza, i kładzie się cieniem na całe AWSP. Podobnie z listą Platformy Obywatelskiej. Tu przewodzi pan Edward Maniura poseł z nadania niegdysiejszego AWS -u. Pan Maniura znany jest jako polityk skuteczny, ale skuteczność swoją realizuje głównie w interesie gminy Woźniki i gmin sąsiednich. To oczywiście żaden grzech, ale umieszczenie go na czołowym miejscu listy Platformy Obywatelskiej w Częstochowie, a dopiero na trzecim miejscu tejże listy osoby tak zasłużonej dla miasta, jak Halina Rozpondek, odbieram jako afront i tracę zainteresowanie dla tej politycznej firmy. Wychodzi na to, że jedynie bracia Kaczyńscy okazali szacunek dla Częstochowy i na czołowym miejscu listy Prawa i Sprawiedliwości umieścili Szymona Giżyńskiego, częstochowianina od pokoleń, który dla miasta zrobił niemało i bywało, że płacił za to słoną cenę polityczną i zawodową. Oczywiście, z lewej strony sceny politycznej takich błędów się nie popełnia. Na pierwszym miejscu listy SLD jest Ewa Janik, dalej też częstochowian nie brakuje. Reasumując, myślę sobie, że umieszczanie jako liderów list w Częstochowie śląskich i innych spadochroniarzy nie jest pomysłem najlepszym i niesie ze sobą spory ładunek ryzyka. Mam nadzieję, że wybory to potwierdzą.
Dan. 11.09.2001

ANDRZEJ BŁASZCZYK

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *