CZAS KRYZYSOWY


Branża budowlana najdotkliwiej może odczuć skutki kryzysu finansów państwa. W przyszłym roku grozi nam poważne ograniczenie prowadzonych inwestycji, zarówno w budownictwie mieszkaniowym, jak i przemysłowym. W ślad za tym upadek wielu firm związanych z usługami budowlanymi.

Największym zagrożeniem jest ograniczenia zakresu pomocy państwa – zniesienie ulg podatkowych, ograniczenie premii związanej z książeczkami mieszkaniowymi, zmniejszenie subwencji dla budowy w systemie TBS, podwyższenie VAT-u na materiały i usługi budowlane. Niestety, wszystkie wspomniane ograniczenia najdują się na liście możliwych rozwiązań rozważanych na 2002 r.
Trzeba tu jednak podkreślić najważniejsze: największym zagrożeniem dla budownictwa nie są “cięcia budżetowe”; znacznie poważniejszą groźbą jest załamanie się systemu finansów publicznych i skokowy wzrost inflacji. Inwestorzy nie zaryzykują lokowania swojego kapitału w przedsięwzięcia o długoterminowej stopie zwrotu (a taki charakter ma większość inwestycji budowlanych) w okresie niepewności co do podstawowych parametrów makroekonomicznych. Napędzający branżę budowlaną system kredytów hipotecznych może działać tylko wtedy, gdy w perspektywie jest stałe zmniejszanie się inflacji.
Mamy tu prostą zależność. Bez zmniejszenia wydatków budżetowych rząd może wybrać dwie możliwości. Finansowanie ich poprzez podniesienie podatków; w takiej sytuacji państwo “zabiera” część oszczędności ludzi, która mogła być lokowana w budownictwie. Druga możliwość – wzrost zadłużenia państwa. Oznacza to, że państwo szukając pieniędzy konkuruje na rynku lokat oszczędnościowych. Dziś, inwestując w rządowe obligacje uzyskujemy realny zysk w wysokości 5-6% powyżej wskaźnika inflacji. Najbardziej intratne inwestycje w budownictwie – np. budowa pawilonów handlowych, biurowców na wynajem – takiej rentowności nie daje. Nie ma więc możliwości uzdrowienia budownictwa bez uzdrowienia systemu finansów publicznych.Nie ma też tu dróg na skróty. W czasie kampanii wyborczej pojawiało się sporo ciekawych pomysłów. Większość z nich należy do form “ekonomii życzeniowej”, przynoszącej w praktyce więcej szkód niż zysków. Do takich pomysłów można np. zaliczyć wymuszenie na funduszach ubezpieczeniowych, by składki emerytalne lokowane były w inwestycjach budowlanych. Ten pomysł przypomina doświadczenie z epoki Gierka, gdy składkami emerytalnymi finansowano budowę huty “Katowice” i innych ważnych, społecznie przedsięwzięć. Dziś dzięki temu musimy ponosić ogromny ciężar zwrotu emerytom roztrwonionych przez państwo oszczędności.
Konieczne są więc cięcia w wydatkach. Niestety, każda wymieniona powyżej forma ograniczenia pomocy państwa dla budownictwa przyniesie negatywne skutki. Podwyższenie VAT-u na usługi i materiały budowlane przy obecnych cenach mieszkań, to w praktyce drastyczne ograniczenie nowych budów. Będzie to także miało niekorzystne przełożenie na inne wydatki budżetowe – od średnich cen nowych mieszkań uzależnione są wydatki budżetowe na premie mieszkaniowe, na kredyty z Krajowego Funduszu Budownictwa itd. Zmniejszą się za to straty budżetowe związane z ulgą budowlaną. Przy 22% VAT od materiałów i usług budowlanych ulga w podatku od osób fizycznych nie zrównoważy zwiększenia kosztów spowodowanych tak wysokim podatkiem od wartości dodanej. Dotkliwa dla budżetu może okazać się likwidacja ulgi remontowej. To dzięki tej uldze oszczędności ludzi kierowane były na utrzymanie stanu technicznego substancji mieszkaniowej. Stanu, który bez tych małych inwestycji, grozi w wielu wypadkach całkowitą degradacją owej substancji. Zniesienie ulgi remontowej nie oznacza, że właściciele mieszkań przestaną w nie inwestować. Chcąc nie chcąc są do tego zmuszeni. Tyle, że owe małe remonty przejdą do “szarej strefy”, państwo straci wpływy z podatku VAT i CIT od małych firm remontowych. Przypomnijmy tu, że przed wprowadzeniem ulgi remontowej ponad 80% remontów mieszkań odbywało się w “szarej strefie”.
Na budownictwo wpływają pośrednio także inne skutki stanu gospodarki państwa. Wzrost bezrobocia powoduje, że większość ludzi nie ma gwarancji stabilizacji. Pesymistyczna ocena przyszłości powoduje, że ludzie nie ryzykują zaciągania długoletnich kredytów na budowę własnego mieszkania. Boją się, że utrata pracy, brak możliwości spłaty kredytu w efekcie spowoduje stratę już ulokowanych w budowie domu oszczędności.
Kryzys branży budowlanej dotknąć może także nie tylko budownictwo mieszkaniowe. Przez kilka ostatnich lat motorem napędzającym branże były inwestycje publiczne. Budowano nowe urzędy, biura różnych agencji, funduszy, kas ubezpieczeniowych. Reforma służby zdrowia wymusiła konieczność przeprowadzenia remontów w szpitalach i przychodniach, reforma oświaty wiązała się z budową gimnazjów. Niestety – ten boom inwestycyjny się kończy. Konieczność redukcji wydatków budżetowych dotyczy także wydatków inwestycyjnych. W pierwszej połowie lat dziewięćdziesiątych w Częstochowie prowadzono trzy inwestycje o skali przekraczającej 100 mln zł (szpital na Parkitce, dworzec kolejowy, modernizacja huty Częstochowa) i kilkadziesiąt mniejszych (skala od 1 do 10 mln zł) np. modernizacja Urzędu Miasta, siedziba WFOŚ i GW, ODR, szkoły strażackiej, archiwum, domu pomocy społecznej, Centrum Dziecka Niepełnosprawnego, szkół itd. Obecnie, ze środków publicznych powstaje jedynie kilka inwestycji mniejszych – CKU na Legionów, pawilon onkologiczny na Parkitce, być może nowy obiekt PZU i ZUS.
Znacznie też zmniejszyła się liczba inwestycji przemysłowych. Częstochowa stosunkowo nisko jest lokowana w wskaźnikach atrakcyjności inwestycyjnej. Tę ocenę potwierdza fakt omijania naszego miasta przez zagraniczny kapitał. Szansą jest specjalna strefa ekonomiczna, na razie przyciągnęła ona dwie duże firmy. Niestety, prócz strefy większość pomysłów inwestycyjnych kończy się na zapowiedziach. Najlepszym tego dowodem jest znana historia inwestycji na terenie Parku “Bałtyk – Adriatyk”. Nie ma zatem podstaw, by z umiarkowanym nawet optymizmem oczekiwać przyszłego roku. Kryzys branży budowlanej wydaje się nie do uniknięcia. Branża budowlana w naszym mieście, to ok. 2200 firm zatrudniających ponad 5 tys. ludzi. Większość – ok. 1800 firm – to małe podmioty. Kryzys branży budowlanej może więc w znaczącym stopniu powiększyć poziom bezrobocia w naszym mieście.

JAROSŁAW KAPSA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *