Być czy mieć?


Walka dobra ze złem nie jest wymysłem naszych czasów, już Księga Objawienia opisuje nam drogę prowadzącą do Armagedonu, do ostatecznej bitwy między siłami dobra i zła, w której po zażartej walce wygrywają ci pierwsi, a Szatan zostaje uwięziony w czeluści na tysiąc lat.

Czas szybko mija, na szczęście po tym okresie siły zła spotyka ostateczna klęska, a diabeł oraz wszyscy źli ludzie zostają zrzuceni do jeziora ognia – tyle opis, natomiast życie toczy się swoimi torami, a człowiek niezależnie od epoki w której żyje musi ciągle odpowiadać na pytanie: „być czy mieć?”. I chociaż tak do końca nie wiemy, czy Fenicjanie wymyślili pieniądze, to z pewnością byli pierwszymi globalistami, a to przez handel i podróże.
Niedawno byliśmy świadkami rozpoczęcia obchodów 500-lecia reformacji z udziałem papieża Franciszka. Czy naprawdę 95 tez zostało przybitych na drzwiach katedry w Wittenberdze? – tego nie wiemy, nawet sam Marcin Luter nigdy tego nie potwierdził, jednak powodem rozłamu na pewno był konflikt wiary i pieniądza. Gdy pieniądz komplikuje relacje życia doczesnego z życiem wiecznym, rodzi się problem. Uwolnienie się od grzechów to piękna perspektywa, jednak z pewnością nie każdy odpust mógł załatwić coś po drugiej stronie. Dzisiaj na szczęście nie musimy już wyruszać na wyprawy krzyżowe, a w dobie nadmiaru papierowego pieniądza i wdowi grosz też traci jakby na znaczeniu; musimy bardziej zabiegać swoją codzienną postawą o życie wieczne. A zagrożeń przybywa i dzisiaj to każdy może być globalistą, mamy przecież tanie linie lotnicze, a w domu Internet który zajrzy w najdalszy zakątek świata, nie wspominając o ciągłym wzroście dobrobytu. Może to jeszcze nie tak jak u bogatego, któremu przez ucho igielne ciągle trudno się przecisnąć, to jednak zwykły Kowalski ma z tym coraz większy problem. Potwierdzają to nawet badania, które mówią, że kobiety są bardziej religijne (przynajmniej częściej chodzą do kościoła), a jak wiemy – zarabiają mniej. Niestety zakończył się rok miłosierdzia ogłoszony przez papieża Franciszka, a była to bardzo dobra okazja na odnowę duchową, takie promocyjne okienko, które zdarza się naprawdę rzadko.
Swojego wyboru ostatnio musieli dokonać też i Amerykanie, tylko czy był to wybór między złem a dobrem? Złośliwi mówią, że między dżumą a cholerą, jednak amerykańskiego prezydenta wybiera się pośrednio poprzez elektorów – ma to ich uchronić przed przypadkowym wyborem. Ale i Europa ma swojego prezydenta Donalda wybranego rękoma eurokratów. Który Donald okaże się sprawniejszy? – czas pokaże. Nasz kończy kadencję w czerwcu i zapewne nie wierzy w niego nawet kanclerz Merkel upatrująca ostatniego ratunku w śpiewaniu kolęd dla dzieci, ale może to i dobrze dla naszego zbawienia.

ANNA GAUDY

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *