BALBINA Z BAJKAMI


Małgorzata Sętowska jest rodowitą częstochowianką. Absolwentka Liceum Plastycznego i częstochowskiej WSP. Nauczyciel dyplomowany, od 20 lat uczy w szkole. Praca zawodowa zajmuje jej jednak tylko część niezwykle aktywnego życia. Działa społecznie na rzecz dzieci, w fundacjach, stowarzyszeniach, maluje, pisze bajki, wiersze i… świetnie prowadzi dom.
– Jak udaje się pani pogodzić to wszystko?
– Radzę sobie.
– Pani działalność społeczna związana jest z różnego rodzaju stowarzyszeniami, fundacjami.
– Działam w Stowarzyszeniu na Rzecz Dzieci i Młodzieży “Szansa”, gdzie zajmujemy się przede wszystkim wyszukiwaniem sponsorów dla dzieci z rodzin wielodzietnych, ubogich, patologicznych. Organizujemy w “Gaude Mater” aukcję rzeczy dziwnych, śmiesznych i niepotrzebnych, i z uzyskanych pieniędzy robimy dla dzieci paczki żywnościowe na Mikołaja, Boże Narodzenie. Społecznie działam w Stowarzyszeniu Edukacji Plastycznej; szkoła należy do Stowarzyszenia Pomocy Szkole. Samorząd Uczniowski przy szkole 42, którego jestem opiekunem, współpracuje z ogólnopolskimi fundacjami, m.in. na rzecz dzieci niepełnosprawnych, z Fundacją Wszystko dla Dzieci Sanvit. Do tego roku współpracowaliśmy też z UNICEFEM.

Małgorzata Sętowska jest rodowitą częstochowianką. Absolwentka Liceum Plastycznego i częstochowskiej WSP. Nauczyciel dyplomowany, od 20 lat uczy w szkole. Praca zawodowa zajmuje jej jednak tylko część niezwykle aktywnego życia. Działa społecznie na rzecz dzieci, w fundacjach, stowarzyszeniach, maluje, pisze bajki, wiersze i… świetnie prowadzi dom.
– Jak udaje się pani pogodzić to wszystko?
– Radzę sobie.
– Pani działalność społeczna związana jest z różnego rodzaju stowarzyszeniami, fundacjami.
– Działam w Stowarzyszeniu na Rzecz Dzieci i Młodzieży “Szansa”, gdzie zajmujemy się przede wszystkim wyszukiwaniem sponsorów dla dzieci z rodzin wielodzietnych, ubogich, patologicznych. Organizujemy w “Gaude Mater” aukcję rzeczy dziwnych, śmiesznych i niepotrzebnych, i z uzyskanych pieniędzy robimy dla dzieci paczki żywnościowe na Mikołaja, Boże Narodzenie. Społecznie działam w Stowarzyszeniu Edukacji Plastycznej; szkoła należy do Stowarzyszenia Pomocy Szkole. Samorząd Uczniowski przy szkole 42, którego jestem opiekunem, współpracuje z ogólnopolskimi fundacjami, m.in. na rzecz dzieci niepełnosprawnych, z Fundacją Wszystko dla Dzieci Sanvit. Do tego roku współpracowaliśmy też z UNICEFEM.
– Opieka nad Samorządem Uczniowskim to nie jedyne Pani zajęcie w szkole.
– Prowadziłam kółko plastyczne, teraz jak jestem na urlopie, to dziewczynki przychodzą do mnie w sobotę porysować…
– Czy zawód nauczyciela, to Pani marzenie z dzieciństwa?
– Tak. Będąc dzieckiem uwielbiałam bawić się w szkołę. Plastyką jestem genetycznie obciążona, i mama się tym zajmowała, i w dalszej rodzinie mieliśmy plastyków. W szkole podstawowej plastyki uczyła pani od przyrody, widziałam jak zdolne dzieci “uciekają między palcami”. Wydawało mi się, że należało je wyłapać i dać im szansę. Między innymi dlatego skończyłam pedagogikę opiekuńczą z wychowaniem plastycznym, tak to się wtedy nazywało.
– Od razu po studiach zaczęła Pani pracę w szkole?
– Tak, ale to były ciężkie czasy. Otrzymałam etat w szkole podstawowej nr 7 jako wychowawca świetlicy, ale przez trzy lata w zastępstwie uczyłam… języka polskiego. Podobno z dobrym skutkiem; czytałam lektury, powtarzałam gramatykę, rozbiory zdań przestały mieć dla mnie jakiekolwiek tajemnice.
– Później była już szkoła nr 42?
– Tak, dyrektorzy się zmieniali, a ja sobie uczyłam plastyki…
– A mąż wf-u… Tworzycie nauczycielskie, ale i niezwykłe małżeństwo, macie dwóch synów. Chłopcy odziedziczyli zaintersowania, zdolności po rodzicach?
– Tak, są dziedzicznie obciążeni. Wojtek maluje na okrągło, Jasio więcej czasu poświęca na sport. W razie czego mają szansę iść na termin do wujka… Przecież w historii zdarzały się całe rodziny artystów, Kossakowie na przykład. Mogą być i Sętowscy…
– Nieobca jest też Pani sztuka… kulinarna.
– Bardzo lubię gotować. Uwielbiam kuchnię wschodnią, chińską, orientalną. Dużo w niej jarzyn, owoców, ryb.
– Praca zawodowa nie przeszkadza Pani w prowadzeniu domu?
– Nie, abosolutnie. Zimą chodzimy z dziećmi na łyżwy, latem – na rower, wieczorami czytamy im książki. Ja chodzę z nimi na wszystkie bajki do Teatru, mąż do kina.
– I jeszcze znajduje Pani czas na swoją twórczość artystyczną?
– Malarstwo trochę zarzuciłam, robię to dorywczo. Wszystko co teraz namaluję wędruje na aukcje charytatywne.
– Co Pani maluje najchętniej?
– Kompozycje zabawek w oleju; ale także pastele – kwiaty, pejzaże.
– Malowanie to jedna część Pani artystycznej twórczości, druga – to pisanie bajek. To też realizacja marzeń z dzieciństwa?
– Będąc dzieckiem “dorabiałam” zakończenia do opowiadań, które się kończyły smutno, zwłaszcza, gdy dzieci umierały. Kiedyś czytałam jakieś opowiadanie na głos z “Przewodnika katolickiego” i mój brat się “obciął”, że coś z tym zakończeniem jest nie tak dopiero wtedy, kiedy zrobiłam błąd gramatyczny.
– A skąd pomysł na pisanie bajek?
– Nieżyjący już, niestety, prof. Polanowski miał z nami na studiach przedmiot, który nazywał się literaturą dla dzieci. Na zaliczenie można było napisać bajkę. Profesorowi moja bajka się bardzo spodobała i powiedział, że powinnam pisać. Choć w ogóle z pisaniem miałam problemy – robiłam nieprawdopodobną ilość błędów ortograficznych. Polonistka ze szkoły podstawowej kazała mi nawet w czasie wakacji zilustrować słowniczki ortograficzne…
– Ile zbiorów Pani bajek dotychczas się ukazało?
– “Bajki z szuflady” z ilustracjami Agnieszki Żmudzińskiej, Mariana Michalika, Jacka Pałuchy i Tomka Sętowskiego i “Bajki do poduszki”, które zilustrował już tylko Tomek. Teraz przygotowuję “Bajki z rękawa”, o zwierzątkach.
– Pisze też Pani wiersze, jaki mają charakter?
– Tak, jeden, dawno temu, był nawet w “Okienku z Wierszem” w “Gazecie Częstochowskiej”. To wiersze liryczno – religijne.
– Przyjaciele, znajomi mówią na panią – Balbina, skąd to się wzięło?
– Dyrektor Liceum Plastycznego, Jadwiga Lipiec nadała mi to imię. Zawsze lubiłam się czesać w warkoczyki, a akurat wtedy w telewizji był serial “Ptyś i Balbina”. Stanęłam na stołku i pani dyrektor zobaczyła mnie z profilu, i tak zostałam Balbiną. W szkole słyszałam głównie: Balbino, nie przeszkadzaj…
– Zamiłowanie do warkoczyków zostało do dzisiaj.
– Jak najbardziej. Uwielbiam warkocze, kapelusze i czapeczki. Kupuję je wszędzie gdzie się da. Mam indyjskie, afrykańskie kapelusze ze słomy, ze strusich piór. Zawsze można mnie spotkać w kapeluszu lub czapeczce. Ubieram się tylko w sklepach na wagę, w sklepach indyjskich i galeriach.
– Jakie ma Pani marzenia?
– Bardzo chciałabym mieć mały, biały dworek na wsi i bryczkę z konikiem. I duży salon, gdzie bym mogła przyjmować gośćmi… No i oczywiście chciałabym jak najszybciej wydać trzeci tom moich bajek.
– Życzę spełnienia marzeń i dziękuję za rozmowę.

SYLWIA BIELECKA

Podziel się:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *